
Jeśli nie pracujesz, nie zasługujesz na pomoc – taki przekaz płynie z ust Władysława Kosiniaka-Kamysza. Jednak uzależnienie wypłaty świadczeń od zatrudnienia to raczej przepis na pogłębienie nierówności, a nie "docenienie ciężko pracujących", jak chciałby wicepremier. To polityka pogardy, oparta na stereotypach.
"Docenienie pracy, ludzi ciężko pracujących, płacących podatki, to powinna być strategia dla nas, dla Polski, dla polskiego rządu numer jeden. Zachować wsparcie społeczne dla tych, którzy tego potrzebują, ale 800 plus tylko dla pracujących" – powiedział Władysław Kosiniak-Kamysz w rozmowie z Polsat News.
Wicepremier i szef MON powtórzył szkodliwe hasła, które na temat programu 500/800 plus słyszymy już od blisko dekady. Według tej narracji programy socjalne służą do "utrzymywania nierobów" i są "przepijane", zamiast być przeznaczane na dedykowane cele.
To anachroniczne, zdementowane przez badaczy i wręcz okrutne przeświadczenie, że program jest "marnowany" przez uboższe rodziny, to największy problem 800 plus.
Samotne matki i zapijaczone nieroby
Program "Rodzina 500 plus" wszedł w życie w 2016 roku. Początkowo świadczenie przysługiwało na drugie i każde kolejne dziecko, bez względu na dochód. W przypadku pierwszego dziecka obowiązywało kryterium dochodowe – na osobę w rodzinie nie mógł on przekraczać 800 zł netto (lub 1200 zł netto w przypadku dziecka z niepełnosprawnością).
W 2019 roku, w ramach rozszerzenia programu, zniesiono kryterium dochodowe również dla pierwszego dziecka. W 2023, w obliczu rosnącej inflacji i spadku realnej wartości świadczenia, ówczesny rząd podjął decyzję o waloryzacji programu, zwiększając jego wartość do 800 zł.
Zwolennicy programu wskazują przede wszystkim na zmniejszony wskaźnik ubóstwa wśród dzieci w pierwszych latach po wprowadzeniu świadczenia (między 2015-2019 z 9 do 4,5 proc.). Krytycy mówią natomiast o wysokich kosztach dla budżetu (ok. 70 mld zł rocznie) oraz – rzecz jasna – o zapijaczonych nierobach.
Na co wydajemy 800 plus?
Zapytana o to przez Grzegorza Jankowskiego Magdalena Rybicka, ekonomistka z Akademii Biznesu i Finansów Vistula odpowiedziała wprost: "Niestety na własne użytki, używki, nie na dzieci".
Najczęstsze obawy dotyczące programów socjalnych dotyczą więc celu, na jaki przeznaczane są pozyskane z nich środki. Sen z powiek Władysława Kosiniaka-Kamysza, Magdaleny Rybickiej, ale też Sławomira Mentzena czy nawet Rafała Brzoski ściąga wizja rodziców biegnących sprintem do monopolowego, żeby wydać te 800 zł.
W mroczniejszych wizjach dzieci pojawiają się tylko po to, żeby finansować uzależnienie rodziców.
Jednak rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.
Według analizy Jana Gromadzkiego ze Szkoły Głównej Handlowej i Instytutu Badań Strukturalnych, pieniądze z programu były wydawane nie na alkohol i papierosy, ale na sprzęt AGD i edukację.
"Wielu rodzinom 500+ pozwoliło na nabycie pierwszej w życiu zmywarki. W tym sensie ten program faktycznie dał wielu rodzinom poczucie godności" – mówił Gromadzki w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Co więcej, wbrew przeświadczeniom polityków i niektórych ekonomistek 500/800 plus wcale nie rozleniwia. Choć w pierwszych latach działania programu widzieliśmy zmniejszenie aktywności zawodowej kobiet, zniesienie kryterium dochodowego odwróciło tę tendencję.
Dlaczego wciąż nie zmieniliśmy więc naszego myślenia o 800 plus?
Pokaż mi swoje składki, a powiem ci kim jesteś
O "docenianiu pracy" i "ciężko pracujących" mówi się w ostatnim czasie coraz więcej. Niedawno podobne komentarze słyszeliśmy od Rafała Brzoski – prezesa InPost i jednego z najbogatszych osób w Polsce.
"Każda zachęta do wytężonej pracy, każda zachęta powodująca, że kult ciężkiej pracy będzie obowiązywał i będzie nadrzędny nad kultem niepracowania. Jeżeli to miałoby pomóc tym rodzicom pracować dłużej, wydajniej i byłaby to zachęta, to tak" – komentował w rozmowie z RMF FM pomysł wprowadzenia PIT-u 0 proc. dla rodzin z co najmniej dwójką dzieci, promowany przez Karola Nawrockiego.
"Ale mamy narastający kult przeciwko pracy. Mieliśmy już programy i mamy nadal obowiązujące programy, które miały zmienić nam demografię i one nie działają" – dodał Brzoska.
Powiedzmy jasno: "kult niepracowania" to wymysł najbogatszych, którzy swoje sukcesy zawodowe uzasadniają wyłącznie ciężką pracą, a nie uprzywilejowaną pozycją. Powiązanie wartości człowieka i jego prawa do dysponowania dochodami z jego sukcesem finansowym jest mitem – który badacze społeczni starają się obalić od dekad.
Polska jest jednym z najciężej pracujących krajów w Europie, od lat plasując się na podium najdłuższego rzeczywistego czasu pracy (w 2024 roku zajęliśmy 3 miejsce z 38,9 godz. realnego czasu pracy w tygodniu, kiedy średnia UE wyniosła 36 godz.).
W Polsce mamy również bardzo wysoki odsetek samotnych rodziców – ponad 24 proc. wszystkich rodzin ma tylko jednego opiekuna albo opiekunkę (według najnowszego badania z 2021 roku). Europejska średnia to niecałe 13 proc.
Załóżmy, że się zgadzamy
Ale spróbujmy wziąć pomysł Władysława Kosiniaka-Kamysza na poważnie. I zabierzmy bezrobotnym rodzicom 800 plus.
(Wcale nie będzie to łatwe, bo nie wiemy, jak ta reforma miałaby wyglądać. Czy stracimy świadczenie od razu, kiedy nas zwolnią? Czy kiedy aktywnie szukam pracy, dalej nie mogę liczyć na 800 plus?)
Samotny rodzic (których w Polsce jest ponad 2,5 mln) w sytuacji gdy straci pracę, równocześnie straciłby dodatkowy dochód w wysokości 800 zł albo jego wielokrotności.
Wówczas znalezienie pracy będziemiał jeszcze bardziej utrudnione, bo presja czasu będzie jeszcze większa.
A jeśli jesteśmy w gronie szczęśliwców i mamy pracę – uzależnienie tak ważnego programu socjalnego od zatrudnienia może wpłynąć na naszą pozycję w miejscu pracy. Jak trafnie określił to Kamil Fejfer z "Wyborczej", propozycja szefa MON jest "nastawiona przeciw biednym i jednocześnie wzmacniająca siłę przetargową pracodawców".
Jest to więc paradoks – nie można "zachować wsparcia społecznego dla tych, którzy tego potrzebują" i wprowadzić zasadę "800 plus tylko dla pracujących", jakby chciał tego Kosiniak-Kamysz.
Bo to właśnie osoby niepracujące mogą najbardziej potrzebować tego wsparcia.
Komu 500 plus?
To fascynujące świadczenie – jest równocześnie ordynarną kiełbasą wyborczą i najskuteczniejszym programem wyciągania dzieci z ubóstwa, jaki widział ten kraj – ma poważny problem tożsamościowy.
Bo po co właściwie jest 500 plus? Żeby walczyć z kryzysem demograficznym? Miejmy nadzieje, że nie, do tej pory skutki są marne. A może służy do walki z ubóstwem wśród dzieci? Tutaj wyniki lepsze, ale w takim razie, dlaczego program wyrównywania szans trafia do wszystkich?
I wreszcie pojawia się pytanie: jakie zachowania powinien promować taki program? Zachęcać do płacenia podatków, jak to się marzy liderowi ludowców? Czy promować kulturę zapie*dolu i "pomagać rodzicom pracować dłużej", jakby chciał Rafał Brzoska?
Moim zdaniem – patrząc na dotychczasowe funkcjonowanie 500 i 800 plus – program powinien skupić się na ubóstwie dzieci, zamiast udawać rozwiązanie kryzysu demograficznego.
Zażegnanie tego drugiego wymaga wielotorowego podejścia, uwzględniającego m.in. zapewnienie podstawowej opieki medycznej dla kobiet (w tym prawa do aborcji), wsparcia w postaci darmowych posiłków w szkole czy skutecznego programu tanich mieszkań dla młodych rodzin.
Innymi słowy – 800 plus powinno stać się pełnoprawnym programem walki z ubóstwem i zostać uzależnione od dochodu. Nie na poziomie 800 zł, jak to było w przypadku jego pierwszej wersji, ale na zdecydowanie wyższym – np. powyżej mediany zarobków (w styczniu tego roku wynosiła dokładnie 6856,75 zł). W skrócie: kto ma większy dochód, nie powinien mieć do tego świadczenia prawa.
W takim wydaniu 800 plus mogłoby skutecznie walczyć z nierównościami społecznymi, wspierać najmłodszych i samotne matki, równocześnie nie drążąc tak dużej dziury w budżecie. Wyższe kryterium dochodowe nie miałoby również tak szkodliwego efektu na aktywność zawodową kobiet.
To, co nas powstrzymuje przed reformą tego programu, to wielkomiejskie stereotypy nagłaśniane przez polityków i biznesmenów. A kontrpropozycja Kosiniaka-Kamysza doprowadzi do czegoś odwrotnego – czyli pogłębiania nierówności społecznych, dofinansowywania bogatych i spychania na margines najbardziej potrzebujących.
Zobacz także
