Recenzujemy książkę Benjamina Wallace "Tajemniczy Pan Nakamoto".
Recenzujemy książkę Benjamina Wallace "Tajemniczy Pan Nakamoto". Fot. Wydawnictwo Znak/Canva Teams/kolaż.

Postawić własne życie na głowie, aby odnaleźć jednego człowieka – właśnie to przez 15 lat robił amerykański dziennikarz Benjamin Wallace, próbując odszyfrować tożsamość legendarnego twórcy bitcoina. Swoją podróż opisał w książce "Tajemniczy Pan Nakamoto" i nie powiem, zabrała go w interesujące rejony. Do jednego z nich musiał wchodzić w kamizelce kuloodpornej.

REKLAMA

Satoshi Nakamoto, zwany także ostatnią tajemnicą internetu, stworzył kryptowalutę – bitcoina – w 2008 roku. Jednak mimo sukcesu, jaki odniósł jego wynalazek, sam Nakamoto pozostaje w cieniu.

24 września nakładem Wydawnictwa Znak ukaże się książka "Tajemniczy Pan Nakamoto" Benjamina Wallace'a, w której dawny dziennikarz Wired (i jeden z pierwszych w historii, jaki pisał o bitcoinie) relacjonuje swój pościg za anonimowym twórcą bitcoina.

Wallace zmienia się w detektywa, który konfrontuje się z panteonem genialnych, kontrowersyjnych i nietuzinkowych postaci, pasujących do roli kreatorów kryptowaluty. "Przez lata namnożyło się kandydatów do roli Nakamoto" – przyznaje Amerykanin.

Kto stworzył bitcoina? Satoshi Nakamoto to pseudonim

Od momentu, gdy opublikował tzw. Białą Księgę (9-stronnicowy dokument opisujący działanie bitcoina), twórca kryptowaluty pozostaje anonimowy i nieuchwytny. Próbowało go namierzyć wielu dziennikarzy. HBO na podstawie śledztwa jednego z nich nakręciło nawet film "Pieniądz elektroniczny". Bohater reportażu, programista bitcoina Peter Todd, publicznie zaprzeczył, że jest Satoshim.

Czy Wallace odnalazł prawdziwego Satoshiego? Tego nie zdradzę, ale nie ukrywam, że na samym wstępie autor książki intrygująco zachęca do prześledzenia swojego dochodzenia.

Hitchcock miał powiedzieć, że dobry film zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie powinno tylko rosnąć. Autor "Tajemniczego pana Nakamoto" zastosował to do książki. Zaczyna od tego, że na spotkanie z jednym z potencjalnych twórców bitcoina pomaszerował w kamizelce kuloodpornej otoczony wianuszkiem ochroniarzy.

logo
Fragment okładki książki "Tajemniczy Pan Nakamoto". Fot. Wydawnictwo Znak.

15 lat pościgu za twórcą bitcoina

Przez 457 stron książki po prostu się gna. Benjamin nie trzyma się sztywno chronologii wydarzeń, przeplata kontynuacje swojego śledztwa retrospekcjami i ciekawymi wyjaśnieniami, kto jest kim w tej zawiłej intrydze. I dzięki mu za to! Przez całą publikację przewijają się dziesiątki nazwisk, ale czytelnik bez problemu jest wprowadzany w niuanse. W tym dowiaduje się, jak działają kryptowaluty i jakie tło ideologiczne stoi za ich rozpowszechnieniem.

Wallace przeprowadza nas z lekkością przez konferencje kryptowaluciarzy – od pierwszych "spotkań w jaskini", po obecne wielkie wydarzenia. Przedstawia nam obraz libertariańskich (stawiających na wolność jednostki) cypherpunków, z których wielu pracowało nad rozwojem bitcoina. Autor zabiera nas nawet ze sobą do laboratoriów ludzi, którzy pracują nad przedłużaniem życia i kriogeniką.

Podczas lektury poznamy nie tylko typy Wallace'a dotyczące prawdziwej tożsamości pana Nakamoto. Autor przywołuje także inne śledztwa, w tym to, którym zainspirowało się HBO, a także porównuje je do podobnych spraw, takich jak poszukiwania skarbu w Kolorado czy śledztwo, które miało ustalić, kto jest anonimowym informatorem w aferze Watergate.

Nie zabrakło też wskazania samozwańczych Satoshich. Benjamin Wallace krok po kroku opisuje pułapki, w które mogą wpaść osoby próbujące ustalić, jak naprawdę nazywa się Satoshi Nakamoto. Amerykanin nie kryje, że popełnił wiele błędów podczas swojego śledztwa – to szczerość, która bardzo się chwali.

Thriller o bitcoinie. Satoshi Nakamoto ukrywa kim jest, ale nie robi tego sam

W próby wyśledzenia twórcy bitcoina zaangażowanych jest wielu dziennikarzy, ale jeszcze więcej osób pomaga mu zachować anonimowość. Niektórzy potencjalni Nakamoto byli – jak opisał ich Wallace – "matematykami ze spluwami". Inni, delikatnie rzecz ujmując, nie kończyli najlepiej.

Poruszona została także głośna sprawa Craiga Wrighta – w 2024 roku mężczyzna trafił pod lupę prokuratury za podawanie się za Satoshiego Nakamoto, a w grudniu dostał roczny wyrok w zawieszeniu za naruszenie nakazu sądowego. Powód? Obraza sądu w związku z fałszywymi twierdzeniami Craiga, że jest Nakamoto. Został pozwany za naruszenie nakazu sądowego zabraniającego mu roszczeń prawnych w tym celu.

Każda postać w tym gąszczu przystępnie podanych informacji jest fascynująca na swój własny sposób. Chylę czoła przed autorem, że nawet przy na pozór absurdalnych "kandydatach" na Nakamoto potrafi przedstawić przemawiające za tym argumenty. Wręcz czułem gorączkę nakamotomanii bijącą ze stron i sam zadawałem sobie pytanie: "czy to w końcu on?".

Jaka jest książka "Tajemniczy Pan Nakamoto"? To nie jest pozycja tylko dla nerdów

Wallace potoczyście opisał swoje śledztwo, a do tego podsumował ponad dekadę poszukiwań Satoshiego Nakamoto na całym świecie. Autor nie wybiela wydarzeń związanych z bitcoinem, takich jak ataki hakerskie, podziemny rynek czy załamania giełdy i manipulacje. Przedstawia osoby zaangażowane w tę historię w sposób ludzki i zrozumiały także dla czytelnika spoza branży. Odsłania nieoczywiste oblicza genialnych programistów i aktywistów.

Jeśli sama idea, że twórca najsłynniejszej kryptowaluty świata jest anonimowy, wydaje Ci się interesująca, to zdecydowanie warto sięgnąć po tę książkę. Sam Benjamin Wallace przyznaje, że choć był jednym z pierwszych dziennikarzy piszących o bitcoinie, to zaczynając, nie miał zielonego pojęcia o informatyce.

A doszedł do etapu znanego z amerykańskich seriali kryminalnych: na korkowej tablicy przypina zdjęcia potencjalnych Nakamoto i ich prawdziwe nazwiska, a powiązania oznacza kolorowymi sznurkami. Szkoda tylko, że nie zamieścił zdjęcia tej tablicy w książce.

Egzemplarz recenzencki otrzymałem od Wydawnictwa Znak. Na INNPoland możecie zapoznać się z fragmentem książki, dostępnym tutaj. Z kolei o jednym z najświeższych "kandydatów na Nakamoto" według Benjamina Wallace pisałem w oddzielnym artykule.