Polska pozwana za KPEiK. Ekspert: "Nie będzie spokojniejszych czasów"
Minister Energii Miłosz Motyka odniósł się do pozwu Komisji Europejskiej. Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl | Chris Leboutillier / Unsplash | INNPoland

Komisja Europejska pozwała Polskę przed Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej za niedostarczenie ostatecznej wersji Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu. – Trzeba to jasno powiedzieć: w dalszym ciągu naruszamy prawo Unii Europejskiej. Robił to poprzedni rząd, a teraz robi to obecny – mówi w rozmowie z INNPoland Bartosz Kwiatkowski, specjalista ds. energetyki, prezes Fundacji Frank Bold.

REKLAMA

Komisja Europejska pozwała Polskę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) za niedostarczenie ostatecznej wersji Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK). Ministerstwo Energii, które jest odpowiedzialne za przygotowanie Planu, stwierdziło, że choć blisko współpracuje z KE "bezpieczeństwo energetyczne jest ważniejsze niż kalendarz". Na czym polega problem?

Opóźnienia w sporządzeniu KPEiK wywołane jego "złożonością merytoryczną"

"Chcielibyśmy, aby aktualizacja Krajowego Planu w Dziedzinie Energii i Klimatu powstała w terminie, ale to dokument, który dotyczy całej polskiej gospodarki, a tym samym ma strategiczne znaczenie dla dalszego rozwoju naszego kraju. Polska nie może pozwolić sobie na spowolnienie transformacji energetycznej" – skomentował minister energii Miłosz Motyka.

Według ministerstwa opóźnienia w przedstawieniu ostatecznej wersji planu spowodowane są m.in. "jego złożonością merytoryczną", "obszernością wymagań prawnych co do zawartości", czy "kryzysem energetycznym wywołanym agresją Rosji na Ukrainę".

O przyczynach opóźnień i o podejściu polskich władz do podobnych dokumentów strategicznych rozmawiam z Bartoszem Kwiatkowskim – prezesem Fundacji Frank Bold, ekspertem ds. energetyki.

Wywiad z Bartoszem Kwiatkowskim

Wiktor Knowski, INNPoland: Jaka jest rola Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu?

To trudne pytanie. Rola tego, jak i w ogóle wszystkich strategicznych dokumentów w obszarze energetyki i klimatu powinna być bardzo duża. To powinny być drogowskazy wskazujące kierunek realizacji postanowień porozumienia paryskiego do roku 2050 – jak będzie działała nasza gospodarka, ale i jak będziemy funkcjonować my wszyscy. Bo to przecież nie tylko energetyka. Kwestie klimatyczno-energetyczne dotyczą całego kraju i każdego z nas bez wyjątku

I tak by było, gdyby rząd podchodził do tego tematu w sposób poważny. A tak nie jest. Pokazują to prace nad tym dokumentem, które przeciągają się w nieskończoność bez żadnego sensownego uzasadnienia. 

Dlaczego sądzi pan, że władze nie podchodzą do tego zadania poważnie?

Mieliśmy przygotować aktualizację KPEiK do czerwca zeszłego roku. Jesteśmy ostatnim krajem w Unii Europejskiej, który tego nie zrobił. Jesteśmy też ostatnim krajem w Europie, który nie ustanowił jeszcze prawnie wiążącej daty odejścia od węgla. Prace nad tymi projektami trwają nieprawdopodobnie długo.

Jak już się wydawało, że ten plan będzie rzeczywiście gotowy, to po rekonstrukcji rządu nagle okazało się, że nowy minister energii ma zupełnie inną wizję. Więc to wszystko pokazuje, że jest ten dokument wykorzystywany instrumentalnie i że nie ma tutaj odgórnej myśli administracji państwowej. Ten plan powinien być apolityczny również dlatego, że ma gigantyczne znaczenie z punktu widzenia naszej pozycji międzynarodowej.  

Jednak państwo nie informuje nas, do czego zmierzamy, w jaki sposób i kiedy. Zamiast tego rząd rozgrywa swoje wewnętrzne spory polityczne, które do niczego nie prowadzą. 

Powiedział pan, że KPEiK dotyczy nas wszystkich. W jakim stopniu jego założenia będą odczuwalne przez przykładowego Kowalskiego?

Ten plan powinien być scenariuszem, według którego będą opracowywane konkretne rozwiązania legislacyjne. Wówczas każdy z nas będzie odczuwał jego efekty i to w znacznym stopniu. Przede wszystkim powinniśmy zakładać jak najszybsze odejście od energetyki węglowej, co wiąże się z poważnymi konsekwencjami zarówno dla przedsiębiorców, jak i osób fizycznych. Jednak nie wiem, w jakim stopniu ten plan będzie w ten sposób traktowany. 

W Polsce mamy taki zwyczaj, że nie za bardzo przejmujemy się dokumentami strategicznymi. To jest jeden z największych dramatów funkcjonowania naszego państwa. Jeżeli przyjdzie kolejny rząd, to prawdopodobnie ten plan i jego założenia będą ignorowane, bo tak po prostu zawieje polityczny wiatr i co innego będzie się wtedy opłacało. 

Przedstawiciele ministerstwa powiedzieliby, że te opóźnienia wynikają z wyjątkowej sytuacji energetycznej Polski. Mówiliby o bezpieczeństwie energetycznym, o sytuacji geopolitycznej, o wojnie w Ukrainie…

Sytuacja oczywiście jest wyjątkowa. Tylko obawiam się, że zawsze jest. To po pierwsze. Po drugie, sytuacja Polski nie jest odosobniona. Inne kraje Unii Europejskiej potrafiły tę aktualizację przygotować bądź na czas, bądź po czasie, ale już je do Komisji Europejskiej przekazały. Zostaliśmy tylko my. 

Pracujemy nad tym od dobrych kilku lat i choć oczywiście, że ten dokument jest skomplikowany i wymaga wielu analiz, dotyczy wielu sektorów itd., ale nie można od kilku lat siedzieć nad dokumentem i w dalszym ciągu nie być w stanie go skończyć. 

Moim zdaniem te wszystkie powody, które pan wymienił i które wymienia Ministerstwo Energii, są wygodnymi wymówkami. Nie będzie spokojniejszych czasów na przygotowywanie tego typu dokumentów. Musimy pamiętać, że żyjemy w świecie różnych kryzysów, które będą się niestety potęgować, tym bardziej przy braku odpowiedzialnego i strategicznego podejścia do próby ich rozwiązania. 

Więc im prędzej uzmysłowimy sobie, że musimy działać tu i teraz, żeby za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat – bo przecież mówimy tu nie tylko o planie w perspektywie kilku lat, ale też o długoterminowej strategii klimatycznej, której również nie mamy – to nic się nie zmieni. Więc dla mnie to są wymówki, a nie rzeczywiste powody. 

Powiedziałbym wręcz, że to nieeleganckie ze strony rządu, że próbuje w tym momencie sięgać po takie argumenty, jak agresja rosyjska na Ukrainę. Przypomnę, że trwa ona od kilku lat i nie znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości pół roku temu. To nie jest powód, dla którego tak długo ślęczymy nad tym dokumentem.

Komisja Europejska pozywa za to Polskę przed Trybunał Sprawiedliwości sprawie. Myśli pan, że to przyspieszy prace nad dokumentem?

Myślę, że tak, bo te prace już naprawdę trzeba skończyć. Mnie trochę dziwi reakcja rządu, który twierdzi, że nic się nie stało, bo przecież jesteśmy w stałym dialogu z Komisją Europejską. Jednak chyba coś się stało, skoro Komisja kieruje sprawę do Trybunału Sprawiedliwości. Jak widać ten dialog z Komisją nam do końca nie wychodzi. Trzeba to jasno powiedzieć – w dalszym ciągu naruszamy prawo Unii Europejskiej. Robił to poprzedni rząd, a teraz robi to obecny.