samolot na tle lotniska w Krakowie
Koszmar krakowskiego lotniska. Uciekają pasażerowie, piloci i pieniądze Fot. Jean-Marc Pierard / Shutterstock

Dla drugiego największego portu w Polsce mgła to nie jest zwykłe zjawisko atmosferyczne, ale sytuacja z najgorszego koszmaru, która wiąże ręce wszystkim na lotnisku. Efekt? Odwołane loty, wściekli pasażerowie i piloci, którzy tracą pieniądze. Zarząd zapowiada walkę z naturą za pomocą nowego systemu ILS, ale harmonogram prac nie pozostawia złudzeń. Na kluczowe rozwiązanie – nową drogę startową – poczekamy jeszcze 6 lat.

REKLAMA

Kraków Airport to ofiara własnego sukcesu i... geografii. Z jednej strony port bije rekordy, obsługując 13 mln pasażerów rocznie. Z drugiej – położenie w niecce doliny Wisły sprawia, że przez średnio 66 dni w roku lotnisko spowija gęsta mgła.

W grudniu 2025 r. "krakowska mgła" znów sparaliżowała siatkę połączeń. Aż 30 rejsów zostało odwołanych lub przekierowanych (głównie do Katowic). Powód? Przestarzała, jak na te warunki, infrastruktura nawigacyjna.

ILS kategorii I to za mało. Czekając na "trójkę"

Kluczem do zrozumienia problemu jest system ILS (Instrument Landing System), który wspomaga lądowanie przy ograniczonej widzialności. Balice operują obecnie na ILS kategorii I. To standard podstawowy, który przy gęstej mgle adwekcyjnej (typowej dla tego regionu) jest bezużyteczny – samoloty muszą być odsyłane na inne lotniska.

Rozwiązaniem jest podniesienie kategorii systemu (docelowo do CAT III), co pozwoliłoby maszynom lądować niemal "na ślepo". Rzeczniczka portu, Monika Chylaszek, przyznaje wprost: obecna kategoria ogranicza możliwości operacyjne portu.

Tu jednak zaczynają się schody. Instalacja zaawansowanego ILS to nie tylko wymiana anten. To skomplikowany proces powiązany z infrastrukturą pasa startowego. A ten w Krakowie wymaga gruntownych zmian.

2031: Odległa data, która mrozi nastroje

Władze lotniska mają plan: budowa zupełnie nowej drogi startowej, wyposażonej w nowoczesną nawigację. Problememe jest jednak czas. Zgodnie z harmonogramem, inwestycja ma być gotowa dopiero w 2031 roku.

Oznacza to, że przed pasażerami i liniami lotniczymi jeszcze co najmniej 5-6 sezonów jesienno-zimowych pod znakiem ryzyka. Rozważane są dwa plany działania. Oba wiążą się z ogromnym ryzykiem i stratami, ale któryś z nich po prostu musi zostać zrealizowany.

Plan A to czekanie na nowy pas i 2031 rok jako termin zakończenia inwestycji. Plan B polega na remoncie obecnego pasa i próbie modernizacji ILS na starej infrastrukturze. To jednak wiązałoby się z czasowym zamknięciem lotniska i gigantycznymi stratami wizerunkowymi oraz finansowymi.

Janusz Kardasiński z Kraków Airport przyznaje, że remont starego pasa jest rozważany jedynie jako "wyjście awaryjne". Priorytetem pozostaje nowa droga startowa, co skazuje Balice na trwanie w obecnym stanie przez kolejne lata.

Piloci mówią "pas". Finansowa pułapka

Przedłużający się proces inwestycyjny ma wymierne skutki kadrowe. Jak donosi TVP Info, piloci zaczynają unikać lotów do Krakowa. W branży lotniczej czas to pieniądz – dosłownie.

Mechanizm jest prosty: samolot nie może wylądować w Krakowie przez mgłę, więc kapitan leci na lotnisko zapasowe (np. Pyrzowice lub Ostrawę). W efekcie całej załodze wydłuża się czas pracy (Duty Time). Pilot i jego ludzie "wypadają z grafiku" na kolejne rejsy, bo musi odbyć obowiązkową przerwę na odpoczynek.

W podsumowaniu, to mniejsza liczba wylatanych godzin, która przekłada się na niższą pensję.

– Dlatego piloci stamtąd uciekają – mówi anonimowo jeden z kapitanów. Dla linii lotniczych to operacyjny ból głowy, dla pasażerów – ryzyko, że ich lot zostanie odwołany nie tylko z powodu pogody, ale i braku załogi.

Dopóki w 2031 roku (według optymistycznego scenariusza) nie zabłysną światła nowej drogi startowej, krakowskie lotnisko będzie musiało liczyć na łaskawość pogody, a pasażerowie – uzbroić się w cierpliwość.