sklep ze smartfonami
Urzędnicy zaspali. Podatek od smartfona odroczony Fot. Cherevko Stock / Shutterstock

Miał być 1 stycznia 2026 r., miały być nowe stawki i wielkie zmiany na półkach z elektroniką. Tymczasem "opłata od smartfonów", która spędza sen z powiek klientom i producentom, zaliczyła falstart. Ministerstwo Kultury nie zdążyło z przepisami, więc w Nowy Rok wchodzimy po staremu. To jednak tylko cisza przed burzą – opłata jest nieunikniona, a gra toczy się o setki milionów złotych dla artystów.

REKLAMA

Jeśli planowaliście zakup nowego iPhone'a lub Samsunga "przed podwyżką", możecie na chwilę odetchnąć. Rządowy plan, by od początku 2026 roku doliczać do cen nowoczesnej elektroniki tzw. opłatę reprograficzną, utknął w biurokratycznych trybach.

Jak wynika z Rządowego Centrum Legislacji, proces wciąż trwa. Ostatnia wymiana pism między ministerstwami odbyła się tuż przed świętami (18 grudnia), co w praktyce oznacza jedno: nie ma szans na wejście przepisów w życie od 1 stycznia.

Podatek od smartfona. O co tyle hałasu?

W mediach słyszymy o "podatku od smartfona", ale urzędnicy dostają gęsiej skórki na to określenie. Formalnie to opłata reprograficzna. Ma ona być formą rekompensaty dla twórców (muzyków, filmowców, pisarzy) za to, że my – użytkownicy – możemy legalnie kopiować ich utwory na własny użytek (np. zgrać piosenkę na telefon).

Problem w tym, że polskie prawo w tej kwestii zatrzymało się w... 2008 roku. Sytuacja jest lekko absurdalna. Dziś producenci płacą taką opłatę od magnetowidów, kaset magnetofonowych i faksów. Nie płacą jej natomiast od smartfonów i tabletów, bo w 2008 roku te urządzenia albo nie istniały, albo służyły tylko do dzwonienia. Polska jest jednym z ostatnich krajów w UE, który nie zaktualizował tej listy.

Opłata reprograficzna. Ile to będzie kosztować?

Ministerstwo Kultury chce zrewolucjonizować listę (skrócić ją z 65 do 19 pozycji) i objąć opłatą to, czego faktycznie używamy.

Propozycja stawek wygląda tak:

  • 1 proc. wartości – dla nowych urządzeń (smartfony, tablety, telewizory Smart TV).
  • maksymalnie 2 proc. – dla pozostałych nośników.
  • Tu zaczyna się wojna na narracje. Ministerstwo twierdzi, że to ułamek ceny urządzenia, zaś wpływ opłaty na portfel klienta będzie "marginalny". Rynek elektroniki warty 44 mld zł nawet tego nie poczuje. Branża ma jednak na ten temat inne zdanie. Przedstawiciele producentów twierdzą, że opłata zostanie przerzucona na klienta, a ceny smartfonów mogą wzrosnąć nawet o 5-7 proc. (marża plus opłata).

    Gdzie trafią pieniądze z podatku od smartfona?

    Środki z opłaty reprograficznej nie idą do budżetu państwa. Rząd nie łata nimi dziury budżetowej ani nie buduje dróg. Pieniądze trafią do Organizacji Zbiorowego Zarządzania (takich jak ZAiKS), które następnie dzielą je między artystów. Ministerstwo szacuje, że dzięki włączeniu smartfonów do systemu, twórcy dostaną dodatkowo 150–200 mln zł rocznie. Nie wiadomo jednak, ile te organizacje zatrzymają dla siebie.

    Opłata wejdzie w życie – to pewne, bo wymaga tego od nas prawo unijne, a artyści naciskają na zmianę (w październiku wysłali w tej sprawie pilny apel). Pytanie brzmi tylko: kiedy zmieni się prawo?

    Skoro urzędnicy nie zdążyli na 1 stycznia, termin przesunie się o kilka miesięcy. Dla klientów oznacza to, że mamy jeszcze chwilę na zakupy w "starych" cenach. Dla producentów – że walka o ostateczny kształt przepisów wciąż trwa.