Z polskich uniwersytetów uciekają najlepsi ludzie. "Wymagania światowe, a pensje wschodnie"
Jakie są warunki pracy na uniwersytecie? Kto żyw, daje dzisiaj dyla z uniwersytetów – daje do zrozumienia prof. Tadeusz Gadacz. Sytuacja na polskich uczelniach jest coraz gorsza. Przez niż demograficzny jest na nim coraz mniej studentów, ergo, pieniędzy również zaczyna brakować. A ciepły etat od korporacji kusi.
Filozof ubolewa nad tym, że praca na uczelniach staje się dla młodych ludzi coraz mniej atrakcyjna. – Jednemu z nich zaproponowałem wspólną publikację. Odmówił, stwierdził, że musi z czegoś żyć. Praca na uczelni przestaje być atrakcyjna. Jeszcze parę lat temu na konkurs asystenta filozofii zgłaszało się kilkunastu kandydatów. Teraz zaledwie dwóch, trzech. Po roku rezygnują doktoranci – dorzuca.
Konkurs na asystenta
Jego słowa nie dziwą Adama, doktoranta jednej z warszawskich uniwersytetów. – To byli jacyś kandydaci na asystentów? Zazdroszczę – ironizuje. Zauważa, że jednym z problemów drążących polską naukę jest brak przejrzystych zasad naboru. Opowiada, że konkursy są zazwyczaj rozpisywane pod konkretną osobę.
Dawid Chalimoniuk/Agencja Gazeta
W podobnym tonie wypowiadał się Mirosław Zajdel. Były doktorant AGH zdobył studenckiego Nobla 2010, ale zetknięcie z akademickimi realiami szybko wybiło mu z głowy karierę na uczelni. Polak został pokonany przez zmurszały akademicki system. Zraziło go kolesiostwo, debaty nad wsobnymi, środowiskowymi tematami i hamowanie jego kariery przez mniej ambitnych kolegów. Dzisiaj pracuje w korporacji i zarabia kilka razy więcej, niż w trakcie robienia doktoratu.
– Trudno nie przyznać, że dla młodych ludzi kariera naukowa jest dzisiaj atrakcyjna pod warunkiem, że są prawdziwymi pasjonatami. Reszta rezygnuje ze względu na niskie zarobki. Pensje porównywalne z sektorem prywatnym można dostać dopiero po osiągnięciu poziomu samodzielnego pracownika naukowego – przyznaje w rozmowie z INN:Poland prof. Adam Koseski, rektor Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora.
Prof. Koseski unika stwierdzenia, że szkolnictwo wyższe boryka się dzisiaj z problemami kadrowymi. – Nie chciałbym aż tak generalizować. Wszystko zależy od wydziału i tego, czy mówimy o placówce publicznej czy niepublicznej – zauważa. Dodaje też, że starsi stażem pracownicy odchodzą ze względu na wysokie oczekiwania płacowe. – Tymczasem, choć to tylko moje zdanie, profesorowie mają wiele możliwości, by dodatkowo zarobić. Obecnie się nie przepracowują, ich pensum to 180 godzin rocznie – podkreśla.
Niskie płace na uniwersytetach
– Teraz w supermarkecie można zarobić więcej niż na stanowisku asystenta(…) Na uczelniach wymagania światowe, a pensje wschodnie – punktuje dalej prof. Gadacz i trudno mu nie przyznać racji. W reportażu "Dzień Dobry TVN" pokazano niedawno dr n. med. Mateusza Hołdę, pierwszego w historii Polski studenta, który osiągnął stopień doktora nauk medycznych. W trakcie rozmowy Hołda rzucił, że asystent zarabia na uczelni między 2000 a 2500 zł na rękę. To kwoty podobne do zarobków, które na start oferują dzisiaj największe dyskonty w Polsce.
Na żenująco niskie płace narzekał też w TOK FM jeden z potencjalnych kandydatów na prezydenta Warszawy - Jan Śpiewak. Były prezes stowarzyszenia "Miasto Jest Nasze" opowiedział, że więcej niż jako pracownik uczelni zarabiał kilka lat temu. A wówczas był.... barmanem.
– Trzeba pamiętać o tym, że pracownicy uczelni pracują w dużych miastach. Widzą, że płace w nich dynamicznie rosną. W korporacji na start można dostać 1,5 razy tyle, co w roli asystenta. A później dysproporcje tylko rosną, bo na uniwersytecie kariera rozwija się bardzo powoli – dopowiada Adam.
pixabay.com
– Rozmawiałem niedawno z przedszkolanką z Austrii. Ma tylko absolutorium, bez magisterium. Zarabia więcej niż profesor tytularny w Polsce. I do tego permanentne zmiany kryteriów, niepewność i wyścigi. Jak nic się nie zmieni pozostaną tylko pasjonaci i niektórzy humaniści. Gdybym w tych warunkach miał zacząć karierę naukową jako młody człowiek, chyba bym się nie zdecydował – krytykuje prof. Gadacz.
Liczba studentów w Polsce
I wydaje się, że sytuacja prędko nie ulegnie zmianie. Tłuste lata dla uczelni już minęły. Szczyt demograficzny się skończył, studentów jest mniej, a to oznacza mniej pieniędzy dla uniwersytetów od ministerstwa. Spada też liczba osób, które idą na płatne studia wieczorowe albo zaoczne. Te drugie są już przez niektóre kierunki wręcz likwidowane.
– Uczelnie bardzo bronią etatów i nie chcą nikogo zwolnić. Dlatego obecnie obserwujemy dzielenie zapałki na cztery części – tu ktoś ma niepełne pensum, następny też dostanie niepełne, to starczy go jeszcze dla kolejnej osoby – zauważa tymczasem Adam. I w ten sposób w nieco kryzysowej sytuacji akademicy sami kręcą na siebie bat.