Pół biedy, gdy nie działają. Pigułki na odchudzanie z "dziwnych reklam" i "tajnych stron" mogą zabić
Czytasz jakiś artykuł i pod nim znajdujesz belkę z reklamami – rzadko zdarza się, by nie znalazła się wśród nich promocja jakiegoś cudownego środka na usuwanie złogów z jelit, detoksykację czy odkwaszenie organizmu albo zrzucenie 10 kilogramów w tydzień. Komu opłaca się sprzedawanie tych podejrzanych specyfików i co to w ogóle jest?
Odwiedziliśmy kilka adresów stron, do których prowadzą reklamy cudownych sposobów na zdrowie. Większość prowadzi do witryn o ludzkich historiach, pokazujących, jak Marzena z Otwocka i Jacek z Chodzieży pozbyli się swoich problemów zdrowotnych.
"Byłam prawdziwym pączkiem, teraz jestem niezłą laską", "Po każdej tabletce kilogramy lecą w dół a libido szaleje", "Metodę polecił mi lekarz - działa!", "13,4 kilo mniej w 30 dni i zero cellulitu" – takie rewelacje są opisane na stronach ze specyfikami.
Witryny mają wspólne cechy – na przykład sekcję komentarzy. Na ogół przypomina ona moduł Facebooka, który umożliwia komentowanie artykułów i blogów. Taki znajduje się w naszym serwisie. Ale na stronach ze specyfikami ten moduł jest… spreparowanym obrazkiem. Nie można skomentować, odpowiedzieć, zapytać. Co za beznadziejny chwyt.
Na jednej ze stron znaleźliśmy też licznik odwiedzin, mający sugerować, że było na niej już ponad 300 tysięcy osób. Szybki rzut oka w kod strony pokazał jednak, że to nie jest żaden licznik. To po prostu cyfry, które można tam dowolnie wpisać, wystarczy kilkanaście sekund pracy administratora strony, by z 300 tysięcy zrobić 5 miliardów.
Znalezienie podobnych reklam w sieci nie jest problemem. Dojście do tego, kto za nimi stoi - już tak•screen ze strony promującej środek na odchudzanie
Co więcej: sporą część środków można zamówić tylko i wyłącznie po kontakcie z handlowcem. Na stronie trzeba zostawić swoje dane, a ten skontaktuje się z nami jak najszybciej. W takich przypadkach kompletnie nie wiemy, kto jest sprzedawcą i kto się z nami skontaktuje.
Co w pigułce?
A może niepotrzebnie się czepiamy? Może te środki są skuteczne, a jedynie forma reklamy dość dziwna?
Sprawdzamy. Na kilku stronach, które przeglądamy nie ma żadnych informacji, co zawierają pigułki na odchudzanie. Nie ma regulaminu sprzedaży, nazwy firmy handlowej.
Wiemy za to, co znajdziemy w plastrach na odchudzanie – są to garcinia cambogia, guarana i zielona herbata. To substancje naturalne, teoretycznie nie ma się czego bać. Sęk w tym, że kompletnie nie wiadomo, ile czego znajduje się w jednym plastrze. Teoretycznie zielona herbata może podkręcać metabolizm, podobnie jak guarana.
Za to stosowana na odchudzanie skórka z owoców garcinia cambogia powodują zatrucia i zanik jąder u myszy. Na ludziach nikt nie prowadził badań, nie wiadomo więc, jak to wszystko działa. To jedna strona medalu. Druga jest ciekawsza – otóż plastry na odchudzanie nie mają prawa działać, bo te substancje i tak nie dostaną się do organizmu. Są leki, które dawkuje się przy pomocy plastrów. Ale tylko niektóre.
Reklamy środków na odchudzanie i inne dolegliwości znajdziemy wszędzie - prowadzą do podejrzanych stron•screen ze strony popularnego serwisu internetowego
Z pewnością odchudzą kieszeń – składniki zastosowane w plastrach można kupić osobno. Z ostrokrzewu paragwajskiego robi się yerba mate, pobudzającą herbatę. Paczka kosztuje od 20 złotych wzwyż. Do tego guarana w proszku – kilkanaście złotych za 100 gramów, można ją zaparzyć jak herbatę. Na pewno pomoże przyspieszyć przemianę materii lepiej, niż plastry za 160 złotych.
Dużo groźniejsze są specyfiki kupowane pokątnie, na różnych "tajnych", specjalistycznych forach internetowych. Mogą zawierać naprawdę groźne dla życia składniki – choćby osławione DNP. To 2,4-Dinitrophenol, używany w środkach bojowych i rolnictwie (do wypalania chwastów). Nie jest to środek przeznaczony do spożycia ani lek. To po prostu środek chemiczny, który ma tę właściwość, że podkręca metabolizm i ma mnóstwo okropnych efektów ubocznych.
Przede wszystkim kompletnie rozstraja organizm, a metabolizm może podkręcić do tego stopnia, że organy naszego ciała dosłownie się ugotują. Nie ma antidotum na działanie DNP, więc lekarze czekają tylko, aż osobie zatrutej się polepszy lub pogorszy. Raczej to drugie. Tak było kilka lat temu z 20-latką z Warszawy. Dziewczyna chciała schudnąć, niestety nie przeżyła kuracji DNP.
W części specyfików możemy też znaleźć clenbuterol, dawno wycofany z obiegu lek na astmę. On również podkręca metabolizm i spala tkankę tłuszczową, używają go w tym celu pseudokulturyści. Bywa też środkiem dopingującym w kolarstwie. Powoduje trwałe zmiany w wątrobie, mięśniach i jądrach. Po dużej dawce można również ugotować się na śmierć.
Groźnymi dla zdrowia odchudzaczami są też Adipex lub Meridia. Pierwszy to lek psychotropowy, powodujący uczucie sytości. Efektem ubocznym są wrzody lub zgon. Z kolei Meridia to pochodna amfetaminy, bardzo silnie pobudza.
W takich przypadkach przynajmniej wiemy, co jest w pigułkach. Różnego rodzaju azjatyckie specyfiki mają najczęściej nieznany skład, w którym mogą się znaleźć narkotyki, różne mieszanki leków i chemikaliów.
Według badań problem otyłości dotyczy 17 proc. Polaków•Foto: 123rf.com / Mikhail Kokhanchikov
Kolejnym mitem medycznym, na który możemy kupić odpowiednie pigułki, jest detoksykacja organizmu.
– Detoksykacja to proces oczyszczania organizmu z narkotyków lub używek, jak nikotyna. Innego rodzaju tego procesu nie ma. Organizm jest na bieżąco oczyszczany m.in. przez nerki, wątrobę, skórę. Gdyby faktycznie w naszym organizmie gromadziły się toksyny, to większość z nas dawno byłaby w grobie – tłumaczy obrazowo dietetyk, Marta Kruczek.
Dodaje, że podobnym mitem jest zakwaszanie organizmu. Owszem, jest taka jednostka chorobowa, ale człowiek z zakwaszonym organizmem po prostu trafia na pilną terapię do szpitala i nie ma siły kupować specjalnych pigułek, które mają mu odkwasić ciało.
A jeśli chcemy koniecznie kupić jakiś suplement diety, sprawdźmy czy jest on dopuszczony do obrotu w Polsce. Na stronie internetowej Głównego Inspektoratu Sanitarnego znajdziemy wyszukiwarkę specyfików, które można w Polsce sprzedawać i tych, które są nielegalne.