Zaskakująca opcja dla polskiego rynku pracy. „Teraz ci ludzie są do wzięcia”

Mariusz Janik
Gdyby polski rząd był zdolny do długofalowych działań, a nie jedynie chowania głowy w piasek, w pierwszej kolejności powinien rozważać ofertę dla Wenezuelczyków – pisze na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” historyk i publicysta, Andrzej Krajewski. W ich trudnej sytuacji i katolicyzmie widzi szansę dla Polski.
Z pogrążonej w kryzysie - już niemal humanitarnym - Wenezueli uciekło do tej pory około 1,6 mln ludzi. Fot. 123rf.com
Już wiemy, że Ukraińcy nie będą w stanie zapełnić luki w polskim rynku pracy. W kolejkach czekają na polskie wizy Hindusi, Banglijczycy i Nepalczycy – ale ich egzotyka i odmienne religie może nastawić przeciw nim narodowych radykałów. Padają kolejne propozycje: by ściągać pracowników z Białorusi, Mołdawii, odległych – ale katolickich przecież – Filipin.

– Państwo musi jak najszybciej wypracować spójną politykę w tej kwestii – pisze na łamach „DGP” Krajewski, analizując migracje na ziemie polskie od początków polskiej historii. – Doświadczenia z czasów pierwszej Rzeczpospolitej wskazują, że bardzo dobre efekty dawało trzymanie się zasady „nie ma darmowych obiadów”. Jeśli chcesz wygodnie żyć, musisz na to ciężko pracować – dodaje.


Ci ludzie są do wzięcia, jak Szkoci za czasów Batorego
– Najważniejszą jednak kwestią jest niezmiennie bliskość kulturowo-religijna (w świecie proces laicyzacji znacząco postępuje jedynie w Europie) – kwituje. – Odejście od tego kryterium musi owocować kłopotami w przyszłości.

Bazując na tym kryterium, Krajewski widzi zupełnie inny kierunek migracji zarobkowej do Polski. – Gdyby polski rząd był zdolny do długofalowych działań, a nie jedynie chowania głowy w piasek, w pierwszej kolejności powinien rozważać ofertę dla Wenezuelczyków – przekonuje.

Smutną, ale jednak okazję, tworzy dramatyczna sytuacja Wenezueli: kryzys gospodarczy, niedobory podstawowych artykułów na rynku, przemoc i niestabilność polityczna zmusiły już do ucieczki z tego kraju 1,6 mln ludzi, z których znaczna część wegetuje dziś w państwach ościennych, próbując desperacko związać koniec z końcem.

– Jeszcze niecałą dekadę temu, dzięki petrodolarom, poziom wenezuelskiego szkolnictwa stał wysoko, a państw posiadało obeznaną z realiami nowoczesnej gospodarki klasę średnią – dowodzi historyk. – Przyzwyczajoną do pracy i prowadzenia własnego biznesu. Teraz ci ludzie są do wzięcia. Tak jak byli Szkoci za czasów Batorego – dodaje.