CBA na tropie Syrenki. 4,5 mln zł rozpłynęło się w powietrzu, 300 samochodów nie ma

Konrad Bagiński
Miała być odbudowa polskiego przemysłu motoryzacyjnego, wyszła klapa. Na dodatek nie wiadomo, gdzie podziało się 4,5 mln złotych dotacji, które miały iść na reaktywację kultowej polskiej Syrenki.
Kilka testowych Syrenek to nie 100 czy 300 sztuk, jakie miały rocznie powstawać w Polsce Foto: Facebook.com/AMZ-Kutno
Centralne Biuro Antykorupcyjne wszczęło kontrolę w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBR). Ta instytucja przyznała 4,5 mln zł dofinansowania dla projektu reaktywacji marki motoryzacyjnej Syrenka, donosi Dziennik.pl.

Jednym z projektów, który uzyskał dofinansowanie NCBiR, była "odbudowa polskiego przemysłu motoryzacyjnego poprzez reaktywację polskiej marki motoryzacyjnej". Chodzi o Syrenkę, która miała być następczynią legendarnej Syreny.

Firma AMZ-Kutno i Przemysłowy Instytut Motoryzacji z Warszawy w 2013 roku zawarły umowę, dzięki której konsorcjum miało zbudować pojazd i wdrożyć jego małoseryjną produkcję.


Plan był i nie ma
Koszt projektu miał wynieść 7,44 mln zł, konsorcjum dostało prawie 4,5 mln zł dofinansowania z funduszy europejskich. Za tę cenę miała zostać uruchomiona produkcja 300 Syrenek rocznie.

Same auta miały być hybrydowe, nowoczesne, z kompozytową karoserią. Do 2016 roku miały być gotowe 3 egzemplarze testowe.

Jeszcze w 2015 roku Ministerstwo Infrastruktury twierdziło, że produkcja w 2016 roku ruszy bez przeszkód, w pierwszym roku powstanie 50 aut, w kolejnym 100, następnie po 300 rocznie. I faktycznie na drogach pojawiły się auta testowe, jedno nawet rozbiło się w Warszawie.

Na wielu imprezach motoryzacyjnych i wyścigowych pojawiała się też sportowa wersja Syreny - Meluzyna R, ale to auto jest produkowane przez zupełnie inną firmę i z zagubionym projektem nie ma nic wspólnego.

Bo o Syrence słuch zaginął. CBA ma sprawdzić, co się dzieje z autami, których nie ma.