Minister gubi się w zeznaniach. Szykują 4 mld zł na rekompensaty za podwyżki, których ma nie być
Kolejne wypowiedzi ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego coraz bardziej przypominają polityczne tyrady polityków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Potrafi jednocześnie twierdzić, że prąd nie zdrożeje, szykować 4 mld zł na rekompensaty za podwyżki i o wszystko oskarżyć spekulantów, choć sam zabił o połowę tańszą energetykę wiatrową.
Za to dziś, podczas szczytu klimatycznego COP24 w Katowicach stwierdził, że rząd szykuje po 1,8 – 2,1 miliarda złotych na rekompensaty za owe podwyżki. Jedna część pieniędzy ma iść do gospodarstw domowych, druga dla firm.
Na razie nie wiadomo o jakie firmy chodzi Tchórzewskiemu, bo – mówiąc kolokwialnie – silnie pogubił się w zeznaniach. Najpierw wyjaśnił, że na rekompensaty będzie mogła liczyć znaczna część firm małych i średnich, "w takim zakresie, w jakim one uczestniczą w obsłudze ludności".
– Właściwie to będzie dotyczyło większości małych firm i znacznej części średnich – skwitował.
Znowu ekspresowa ustawa
Minister zapowiedział też, że ustawa dotycząca owych rekompensat będzie gotowa w tym tygodniu i w następnym trafi do Sejmu. Jego celem jest to, by zaczęła obowiązywać w styczniu 2019 roku.
Jednocześnie Krzysztof Tchórzewski obarczył winą za wzrost cen prądu spekulantów, którzy handlują uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla. Nie zająknął się o tym, że w sumie energię można produkować bez emitowania szkodliwych dla środowiska gazów, ale takiego rozwiązania podpisane przez niego projekty nie przewidują.
Pewnym paradoksem jest fakt, że Tchórzewski chce nam dawać nasze pieniądze, byśmy nie odczuli podwyżek cen prądu (które i tak odczujemy), a są spowodowane celową polityką rządu.