Przedsprzedaże bywają jeszcze lepsze niż wyprzedaże. Tymczasem mało kto się nimi interesuje

Mariusz Janik
Produkt lub usługa kupowane z odpowiednim wyprzedzeniem potrafią być od kilkunastu do kilkudziesięciu procent tańsze. Tymczasem mało kto korzysta z tych form sprzedaży: ani w przypadku technologicznych gadżetów, ani tradycyjnych usług z przedsprzedaży korzystają w Polsce tylko nieliczni.
Z przedsprzedaży biletów PKP korzystają nieliczni pasażerowie. Olbrzymia większość woli kupować w ostatniej chwili. Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
92 proc. podróżnych wyszukuje i kupuje bilety w dniu wyjazdu lub dzień przed, z czego około połowy tuż przed podróżą – takie dane statystyczne podaje platforma Koleo. To w sporej mierze porażka marketingowych koncepcji PKP, jak podsumowuje sprawę „Gazeta Wyborcza”.

– Trzeba być czujnym – mówi nam Kamil, który raz w miesiącu przyjeżdża z Wybrzeża do Warszawy. – Jak kupuję dokładnie 30 dni przed planowanym wyjazdem, to udaje mi się zdobyć bilet na Pendolino za 49 złotych zamiast 150 – kwituje. Nie jest to prosta sztuka, bo trzeba dokładnie wycelować w te 30 dni, pula promocyjnych biletów nie jest wielka. Ale cena niższa o 67 proc. od „regularnej” to nie przelewki.


Bilety za centa
PKP Intercity zresztą proponuje też inne takie okazje. W tej chwili bilety zakupione przed podróżą są o 10 proc. tańsze, jeżeli kupujemy na tydzień przed wyjazdem oraz odpowiednio – 20 i 30 proc. tańsze – gdy płacimy dwa i trzy tygodnie przed wyjazdem. Przewoźnik podkreśla, że jest zadowolony z efektów swoich promocji, eksperci powątpiewają, czy korzysta z nich wielu pasażerów.

Do podobnych promocji przedsprzedażowych w transporcie przyzwyczaiło nas już lotnictwo: w końcu kupowanie biletów lotniczych to sztuka wyboru daty podróży ze stosunkowo dużym wyprzedzeniem. Ironia losu – z takimi obniżkami nie ma co przesadzać. Inaczej może się to skończyć, jak w przypadku linii Level.
Najbardziej szarżują z promocjami tanie linie lotnicze. W ich przypadku chodzi jednak o agresywną promocję, a nie realny biznes.Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Linie poszły na całość: chcąc zwrócić na siebie uwagę potencjalnych klientów, rzuciły swego czasu na rynek pulę biletów w cenie 1 eurocenta, czyli około 4 groszy, z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. To był też sposób na odbicie pasażerów konkurencji. Paradoksalnie, okazuje się, że niezbyt udany – bilety kupione tak tanio niewiele znaczyły dla klientów, maszyny latały z kilkoma pasażerami na pokładzie.

First minute lepsze niż last minute
Jeśli jednak w branży transportowej chodzi w pewnej mierze o przeciąganie klientów i dokładanie do biletów to w gruncie rzeczy wydatki na reklamę, w innych przypadkach może chodzić o osiągnięcie efektu skali.

W branży turystycznej przyjęło się określenie first minute. Weźmy bieżące oferty: pierwsza z brzegu to sześć majowych dni na greckiej wyspie Santorini za niecałe 800 zł, z przelotem. Tydzień w sierpniu, a więc w szczycie sezonu, w Bułgarii może kosztować 1258 zł (z przelotem), o ile zdecydujemy się na taki wyjazd teraz. To obniżki szacowane na dobre 50 proc. „regularnej” ceny.

Eksperci są zgodni, że first minute opłaca się bardziej niż last minute, czyli kupowanie w ostatniej chwili, z puli ofert „przecenionych”. A jednak ze statystyk Travelplanet.pl za 2016 r. wynikało, że wciąż na pierwszą z tych form decydowało się 25 proc. polskich turystów, podczas gdy w ostatniej chwili szukało ofert aż 40 proc.
Na wakacje wciąż jeździmy raczej w oparciu o last minute niż first minute, choć ta druga formuła jest znacznie bardziej opłacalna.Fot. Robert Robaszewski / Agencja Gazeta
Toyota przeciera szlak
Przedsprzedaże zaczynają też powoli wkraczać do branży motoryzacyjnej, czego najbardziej spektakularnym przypadkiem może być Tesla. W Polsce na taki wariant promocji nowych modelów zdecydowała się Toyota: sądząc po nagłaśnianych pod koniec ubiegłego roku akcjach promocyjnych, w przedsprzedaży można kupić m.in. Toyoty RAV-4 oraz nieduży SUV Lexus UX.

W obu przypadkach chodzi jednak o auta z najwyższej półki, wyposażone w większość z dostępnych „bajerów” japońskiego koncernu. Korzystający z okazji klient musiałby zapłacić za Lexusa UX co najmniej 140 tys. zł, natomiast terenowe modele RAV-4, Selection i Executive, to wydatek rzędu kolejno 160 i 170 tys. zł.

Analitycy tej branży zapewniają, że przedsprzedaż na rynku pojazdów sprowadza się przede wszystkim do możliwości zainstalowania dodatkowego wyposażenia, a nie uzyskania jakichś dodatkowych rabatów. Cóż, ceny samochodów tej klasy wahają się od 140 do grubo ponad 200 tysięcy (w zależności od wyposażenia) i można śmiało zakładać, że pojazdy w konfiguracji proponowanej w przedsprzedaży wkrótce będą o co najmniej kilkanaście tysięcy złotych droższe.

Rolling Stones albo Lao Che
To, czego nie udaje się osiągnąć przewoźnikom, z powodzeniem robią agencje eventowe – np. przy okazji koncertów gwiazd estrady. Bilety na występy The Rolling Stones, Ariany Grande, Justina Timberlake'a rozeszły się w przedsprzedaży, wystarczyło kilkanaście minut, czasem kilka godzin (zdarza się to również rodzimym gwiazdom np. Lao Che). Podobny przypadek stanowią duże imprezy sportowe.
Przedsprzedaż idealnie przyjęła się w branży eventowej: koncerty albo imprezy sportowe w sporej mierze bywają wyprzedawane w ramach przedsprzedaży.Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
W tych przypadkach przedsprzedaż jest już właściwie nową świecką tradycją. Podobnie zaczyna się dziać na rynku markowych ubrań – renomowane domy mody coraz chętniej organizują swoiste przedsprzedaże (co nie oznacza jednak jakichś szczególnych okazji cenowych) nowych kolekcji. Czynią to jednak bardziej z obawy przed konkurencją taniej masowej mody – skoro firmom takim jak Zara czy H&M wystarcza kilka tygodni, by zarzucić rynek tańszymi odpowiednikami, trzeba się spieszyć.

Przedsprzedaże funkcjonują też na rynku gadżetów elektronicznych, np. smartfonów, jak i gier komputerowych czy sieciowych lub książek. Bywają standardem w przypadku projektów, na które fundusze zbierane są w crowdfundingu – od wynalazków start-upów po dzieła mniej lub bardziej znanych artystów. Rabaty w stosunku do ostatecznej ceny sięgają wówczas 10-20 procent, za to pozwalają przedsiębiorcom i twórcom oszacować zainteresowanie rynkowe oraz zapotrzebowanie na wykorzystane w przypadku produktu elementy.

Im bardziej wyrafinowana i ostra będzie stawać się konkurencja na rynku, tym częściej będziemy mieli do czynienia z przedsprzedażami. I tym ciekawsze oraz bardziej konkurencyjne oferty zaczniemy tam znajdować. Warto zatem być czujnym.