Łatwiejsze egzaminy na prawo jazdy w Polsce. Wiemy, o co tak naprawdę chodzi w tej zmianie

Konrad Bagiński
Nie będzie już wielokrotnego oblewania kursantów na egzaminach – zapowiada resort infrastruktury. Przygotowano odpowiednie zmiany w przepisach, pod płaszczykiem poprawy bezpieczeństwa. Ale przede wszystkich chodzi o to, że rząd zamierza zabrać samorządom pieniądze z egzaminowania kierowców.
Prawo jazdy zdaje średnio 35 proc. podchodzących do egzaminu Foto: Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Minister infrastruktury chce odebrać możliwość egzaminowania kierowców wojewódzkim ośrodkom ruchu drogowego (WORD) i dać ją egzaminatorom zatrudnionym przez wojewodę. Tak przynajmniej wynika z projektu, do którego dotarły media.

Niewiele mówi się o tym, że obecnie większość zysków wypracowanych przez WORD-y trafia do budżetu samorządu. Egzaminatorzy są zaś pracownikami ośrodków. Po zmianach staliby się urzędnikami wojewody (czyli przedstawiciela rządu). WORD nadal byłby samorządowy, ale pieniądze z egzaminów trafiałyby do budżetu centralnego.

Bezpieczeństwo to mydlenie oczu
Oblany egzamin jest dla WORD-u czystym zyskiem. Dla pechowego kursanta nie ma znaczenia, czy jego pieniądze trafią do gminy, czy do rządu. Ale samorządy słusznie obawiają się o to, że ktoś chce im zabrać zyski. To, czy egzaminator pracuje jako urzędnik państwowy czy jest zatrudniony przez ośrodek nie ma przecież wpływu na zdawalność egzaminów.


Średnio zdaje 35 proc. kandydatów (ponad 33 tys. miesięcznie). Najlepsze wyniki z jazdy są w WORD w Ostrołęce, najgorsze w Koszalinie. Różnice są znaczne, więc kursanci uważają, że WORD-y często poprawiają sobie w ten sposób budżet.

Na dodatek nie wiadomo, jak przeniesienie kompetencji i pieniędzy do rządu miałoby poprawić bezpieczeństwo na drogach.