To taki nowy zakaz handlu w niedziele. Na wojnie z markami własnymi nie będzie wygranych
Prawo do informacji o tym, kto wyprodukował dany produkt, to podstawowe prawo każdego z konsumentów. Ale już ingerowanie w dostępność produktów jest nadmiernym i sztucznym ograniczeniem. Na nowych przepisach mogą stracić sieci handlowe, producenci sprzedawanych tam towarów oraz sami klienci. Zyskać może co najwyżej rządząca partia, zdobywając garstkę głosów czułych na patriotyczne hasła wyborców.
– Nie mam żadnych wątpliwości, że na opakowaniach produktów trafiających do sprzedaży powinny być szczegółowe informacje o producentach. Taka wiedza to podstawowe prawo każdego konsumenta – argumentuje nasz rozmówca, nawiązując zarówno do potencjalnej batalii przeciw markom własnym, jak i ustawowego ograniczenia ilości zagranicznych towarów na półkach sklepów w Polsce do maksimum 50 proc.
Według Kmiecia jednak ścisłe przestrzeganie nowych przepisów w formie, jaką mogłyby one przybrać, może doprowadzić do sytuacji, w której ich ofiarą mogłyby padać nie tylko firmy produkujące na potrzeby sieci handlowych, ale każdy podwykonawca, choćby browar kontraktowy.
Brand to brand
Sygnał do ataku dał premier Morawiecki. – Zdecydowanie chcemy doprowadzić do tego, żeby na półkach były towary z markami polskimi, a nie tylko (…) z markami sklepów wielkopowierzchniowych. Chcemy, aby w ten sposób rolnicy mogli budować siłę swojej marki – dowodził podczas weekendowego spotkania z przedstawicielami branży spożywczej i rolniczej w Jasionce.
Premier Mateusz Morawiecki i minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski forsują nowe pomysły na uregulowanie handlu w Polsce.•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Dziś nie jest to już takie pewne. Na sygnał dany przez premiera (a według portalu Wiadomości Handlowe zainicjowany przez Marka Suskiego z PiS) zaczyna się już mobilizacja instytucjonalna, m.in. w UOKiK. – Robimy przegląd ustawodawstwa dotyczącego marek własnych – informowała dyrektor departamentu komunikacji Urzędu, Małgorzata Cieloch. – Co do kierunku przyszłych działań: na razie za wcześnie na jakieś konkrety – dodawała.
Kierunek nie ulega jednak większej wątpliwości. I budzi jednoznaczny opór całej branży, która – nauczona już bolesnymi doświadczeniami z zakazem handlu w niedziele – bezzwłocznie ruszyła do kontrofensywy. – Ustawowe ograniczenie sprzedaży marek własnych w sieciach handlowych wpłynie na zubożenie oferty produktowej sklepów, a ponadto zmniejszy ilość innowacyjnych produktów na półkach, ze względu na to, iż wiele z nich to marka własna – cytuje portal dlahandlu.pl prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, Renatę Juszkiewicz.
Uderzenie w producentów i rolników
Wstępne analizy ekspertów z rynku są dosyć jasne: najchętniej na marki własne stawiają dyskonty – i to właśnie sieci takie jak Biedronka czy Lidl stracą na potencjalnych rygorach odnośnie stosowania marek własnych najbardziej. Ale oberwie praktycznie każda z sieci – również tych, które planowały „pójście” w marki własne, jak i tych, które mają je już na półkach.
Protestują ci, którzy mieli być beneficjentami ustawy. – Rządowy projekt uderzy przede wszystkim w polskich producentów i rolników, a w szczególności w rodzinne firmy działające dziś w małych miejscowościach – twierdzi Grzegorz Mordalski, właściciel firmy „Anita”, która produkuje lody i mrożonki dla Biedronki, Kauflandu czy sieci Aldi.
Ograniczenia w stosowaniu marek własnych mogą wywołać nie mniej zamieszania niż zakaz handlu.•Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
W sieci Aldi około dwudziestu marek własnych produkowanych jest w Polsce. – To właśnie w ich przypadku mamy największy wpływ na jakość tych produktów – podkreślała w rozmowie z Portalem Spożywczym Agata Biernacka z biura sieci. – Ze szczególną uwagą monitorujemy skład, zawartość certyfikowanych składników czy walory smakowe – kwituje. Cóż, jest w tym sugestia, że dzięki tym zabiegom marki własne mają wyższą jakość od towarów od „zwykłych” producentów.
Proszę wierzyć w nasz rozsądek
Teoretycznie, nie pozostaje nic innego, jak czekać na tzw. raport otwarcia, w którym rząd miałby udowodnić, czy – i jak daleko idące – zmiany czekają rynek. – Proszę wierzyć w nas, w nasz rozsądek. Nie zrobimy niczego, co wstrząśnie rynkiem – mówiła minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
Ale rynek wydaje się być wystarczająco wstrząśnięty. – Zakaz handlu w niedziele pokazał, jakie skutki ma bieganie z brzytwą i rozdawanie nią ciosów na ślepo – mówi nam Zbigniew Kmieć. Dziś, z perspektywy roku obowiązywania zakazu handlu, jaskrawo widać, że te wcześniejsze obostrzenia pozwoliły pracownikom handlu (choć tylko niektórym) korzystać z niedziel, za to dobiły drobny handel niemal dokumentnie.
Sytuacja jest o tyle poważna, że pewnej krytycznej nuty nie kryje sam Morawiecki. – Cichym marzeniem było, by dzięki ustawie małe polskie sklepy rosły w siłę. Pierwsze analizy pokazały, że tak się nie stało – podsumowywał szef rządu. – Wyobrażam sobie zmiany – dorzucał, odnosząc się do zmian w ustawie i liberalizacji zakazu. Oby starczyło mu wyobraźni również w przypadku marek własnych, bo walka z nimi to szarża na wiatrak.