Do strajku nauczycieli musiało dojść. Tyle kosztowałoby spełnienie ich żądań

Mariusz Janik
Przepaść między zarobkami pracowników sektora publicznego, a prywatnego, rosła w ostatnich latach nieubłaganie, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy wręcz nabierając tempa. Nic lepiej nie zapowiadało serii protestów budżetówki, nic też nie jest gorszym prognostykiem na przyszłość, tym bardziej, że piątka Kaczyńskiego nie zostawiła w budżecie już ani złotówki na zaspokojenie roszczeń jej pracowników.
Eskalacja sporu z nauczycielami była nieunikniona: pracownicy publicznego szkolnictwa nie załapali się na podwyżki z ostatnich lat. Ile zarabiają, a ile chcą zarabiać strajkujący nauczyciele? Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Co oznacza rozpoczynający się dziś strajk nauczycieli? W telegraficznym skrócie: destabilizację finansów publicznych i spadek jakości systemu edukacji, co w perspektywie długoterminowej przełoży się na osłabienie wzrostu gospodarczego – przekonuje Ignacy Morawski, założyciel SpotData.pl i komentator Bankier.pl.

Nauczyciele nie załapali się na podwyżki z ostatnich lat, co musiało popchnąć ich do strajku. – Tym bardziej, że nawet w 2013 r. nauczyciele w Polsce zarabiali mniej (w relacji do średniej krajowej dla osób z wyższym wykształceniem) niż w innych krajach OECD i dużo mniej niż w Niemczech – dowodzi Morawski.

Budżet wydrenowany
Teoretycznie, spełnienie żądań nauczycieli kosztowałoby budżet 5-8 miliardów złotych. Niby nic – jednorazowy dodatek do emerytury, który lada chwila zostanie przelany na konta seniorów, to 10,7 mld złotych, a 500+ to 20 miliardów ze sporym okładem. Problem w tym, że obietnice, które padły do tej pory wydrenowały już budżet – i potencjalny deficyt sektora finansów publicznych – do reszty.


– Ujawniają się zatem pierwsze koszty programu nazywanego „piątką Kaczyńskiego” – konkluduje Morawski. Jedyne, co wydaje się w tej sytuacji pewne, to fakt, iż to dopiero początek.