Sprawa bez precedensu w polskich sądach. Były pracownik potężnej firmy wygrał z nią proces o nadgodziny
Po czterech latach sądowych batalii były pracownik firmy konsultingowej EY wygrał z nią proces o nadgodziny. Pracodawca będzie musiał zapłacić za 250 nadgodzin, choć w grę mogło wchodzić nawet kilkakrotnie więcej. Pytanie tylko, czy skłoni to pracodawców do większego poszanowania czasu pracowników, bo wykorzystywanie nadgodzin do robienia oszczędności do w polskich firmach norma.
Historia zaczęła się, oczywiście, wiele lat wcześniej, gdy stan zdrowia powoda zaczął się pogarszać. Lekarz zalecił mu odpoczynek, więc pracownik wystąpił o zgodę przełożonych na pracę przez gwarantowane kodeksem pracy 8 godzin dziennie. Uzyskał ją, tyle że wkrótce później dostał też wypowiedzenie.
Zadaniowy czas pracy to też 8 godzin
Prawnik uświadomił mu wówczas, że „zadaniowy czas pracy” nie oznacza nielimitowanego czasu pracy, a jedynie możliwość elastycznego rozkładania ośmiogodzinnego dnia pracy. Ostatecznie firma konsultingowa będzie musiała zapłacić za około 250 dodatkowych godzin pracy: na tyle udało się zebrać dowody, choć powód zapewnia, że było ich o wiele więcej.
Szkopuł w tym, że nadgodziny są zgodnie z prawem dopuszczalne tylko w sytuacjach wyjątkowych, w przypadku „szczególnej potrzeby”. W praktyce jednak pracodawcy często zakładają, że oferowane stanowisko wiąże się z 9- czy 10-godzinnym dniem pracy, dzień w dzień. – Nadgodziny u mojego byłego pracodawcy były problemem strukturalnym – cytuje dziennik byłego pracownika EY.