Sprawa bez precedensu w polskich sądach. Były pracownik potężnej firmy wygrał z nią proces o nadgodziny

Mariusz Janik
Po czterech latach sądowych batalii były pracownik firmy konsultingowej EY wygrał z nią proces o nadgodziny. Pracodawca będzie musiał zapłacić za 250 nadgodzin, choć w grę mogło wchodzić nawet kilkakrotnie więcej. Pytanie tylko, czy skłoni to pracodawców do większego poszanowania czasu pracowników, bo wykorzystywanie nadgodzin do robienia oszczędności do w polskich firmach norma.
W praktyce w polskich firmach nadgodziny traktowane bywają jako normalność i sposób na oszczędności. Fot. Przemysław Kozłowski / Agencja Gazeta
Po czterech latach i 20 rozprawach wyrok w bezprecedensowej sprawie zapadł wreszcie 11 marca – informuje „Gazeta Wyborcza”. Były pracownik działu doradztwa transakcyjnego domagał się od swojego byłego pracodawcy rekompensaty za olbrzymią ilość nadgodzin, jakie musiał przepracować.

Historia zaczęła się, oczywiście, wiele lat wcześniej, gdy stan zdrowia powoda zaczął się pogarszać. Lekarz zalecił mu odpoczynek, więc pracownik wystąpił o zgodę przełożonych na pracę przez gwarantowane kodeksem pracy 8 godzin dziennie. Uzyskał ją, tyle że wkrótce później dostał też wypowiedzenie.


Zadaniowy czas pracy to też 8 godzin
Prawnik uświadomił mu wówczas, że „zadaniowy czas pracy” nie oznacza nielimitowanego czasu pracy, a jedynie możliwość elastycznego rozkładania ośmiogodzinnego dnia pracy. Ostatecznie firma konsultingowa będzie musiała zapłacić za około 250 dodatkowych godzin pracy: na tyle udało się zebrać dowody, choć powód zapewnia, że było ich o wiele więcej.

Szkopuł w tym, że nadgodziny są zgodnie z prawem dopuszczalne tylko w sytuacjach wyjątkowych, w przypadku „szczególnej potrzeby”. W praktyce jednak pracodawcy często zakładają, że oferowane stanowisko wiąże się z 9- czy 10-godzinnym dniem pracy, dzień w dzień. – Nadgodziny u mojego byłego pracodawcy były problemem strukturalnym – cytuje dziennik byłego pracownika EY.