Rząd nie odpuści samozatrudnionym. Chaos z "testem przedsiębiorcy" to dopiero początek

Konrad Bagiński
Rząd ciągle i nieustannie walczy z samozatrudnieniem. Już od początku obecnej kadencji Sejmu pojawiają się kolejne pomysły na przeciągnięcie pracowników ze śmieciówek i samozatrudnienia na etaty. Żaden nie zadziałał, ale rząd nie ustaje w wysiłkach – teraz chciał walczyć testami dla przedsiębiorców. Ale chyba nie przemyślał tego rozwiązania.
Minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz zapowiada koniec projektu pod nazwą test przedsiębiorczości. Ale to nie znaczy, że rząd odpuści samozatrudnionym. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Test przedsiębiorcy - stanowisko rządu
Członkowie gabinetu Mateusza Morawieckiego gubią się w zeznaniach. Jako pierwszy o pomyśle sprawdzania, czy dana osoba jest faktycznie przedsiębiorcą, czy jednak pracownikiem wypchniętym na samozatrudnienie, wspomniał jeden z dyrektorów resortu finansów. Samo ministerstwo odcięło się od tej idei, ale potem okazało się, że tak jakby nie do końca.

Projekt sprawdzania, czy przedsiębiorca jest nim w rzeczywistości, czy jedynie się za niego podaje, jest całkiem zaawansowany. Znalazł się on bowiem w Wieloletnim Planie Finansowym – ale dopiero podczas ostatniej aktualizacji tego dokumentu. Do końca kwietnia musi on być przesłany jako Aktualizacja Planu Konwergencji do Brukseli. Koniec kwietnia zbliża się nieubłaganie i test przedsiębiorcy wypadł z prac rządu.


– Tak zwany test przedsiębiorcy nie będzie już przedmiotem prac rządu – powiedziała PAP minister przedsiębiorczości i technologii, Jadwiga Emilewicz. Ma to być definitywna decyzja szefa rządu.

W tym samym czasie jednak Ministerstwo Finansów informuje, że "kształt rozwiązań dotyczących możliwości rozpoznawania przychodów z działalności gospodarczej będzie przedmiotem dalszych ustaleń". To będą się zajmować czy nie?

Samozatrudnienie a etat
– Nie trzeba wprowadzać nowych przepisów w tym zakresie. Wystarczy skutecznie egzekwować obowiązujące prawo, tak aby przedsiębiorcy go nie omijali – tłumaczy szefowa resortu przedsiębiorczości. Wczoraj pisaliśmy w INNPoland.pl, że projekt prawdopodobnie będzie się po prostu inaczej nazywać, bo po pierwszych doniesieniach "test przedsiębiorcy" spotkał się z olbrzymią falą krytyki.

W całym zamieszaniu chodzi oczywiście o pieniądze. Wielu pracodawców wysyła swoich pracowników na samozatrudnienie. Łatwiej w ten sposób się z nimi rozliczać, jest to również rozwiązanie pozwalające na oszczędności podatkowe po obu stronach. Wielu pracowników nie trzeba zmuszać do założenia własnej firmy – argument finansowy jest wystarczająco silny
W Polsce od dawna brakuje lekarzy i pielęgniarek.Foto: Pexels.com
Problem wypychania na samozatrudnienie jednak istnieje. W efekcie pomiędzy dwoma osobami robiącymi dokładnie to samo, pojawiają się spore różnice w zarobkach, płaconych podatkach i składkach, ale i świadczeniach, jakie mogą otrzymać.

Rząd walczy z problemem, który sam stworzył i pielęgnuje. Na dodatek nie wie, jak rozwiązać te kwestie i porywa się z motyką na słońce. Test był już – nomen omen – testowany. Teoretycznie, nie ma się czego obawiać: sito przeszła olbrzymia większość przedsiębiorców (97,3 proc.). Oznaczałoby to, że z 2,8 mln firm w Polsce kłopoty może mieć około 80 tysięcy.

Test nie jest jedynym sposobem na sprawdzenie sensowności prowadzenia danej działalności gospodarczej. Rząd ma już narzędzia, które pozwalają mu sprawdzić, ile polskich firm wystawia jedną fakturę miesięcznie dla tego samego podmiotu - to dane pochodzące z systemów JPK i elektronicznych zestawień faktur.

Lekarze na kontraktach
Świetnym przykładem osób, które test mocno mógłby dotknąć, są lekarze i ratownicy medyczni zatrudnieni na kontraktach. Jak mówi w rozmowie z INNPoland.pl Damian Patecki, członek Naczelnej Izby Lekarskiej i rzecznik Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, test lub podobne rozwiązanie z nową nazwą raczej nie został pomyślany jako narzędzie do eliminacji tego rodzaju zatrudnienia w służbie zdrowia, ale z pewnością odbije się warunkach pracy wielu lekarzy i budżetach szpitali.

– Już w tej chwili szpitale są zadłużone na 13 miliardów złotych. A eliminowanie lekarzy może przynieść kilka efektów. Wszystkie negatywne – mówi nam.
Lekarze domagają się nie tylko wyższych zarobków, ale też zwiększenia wydatków na służbę zdrowiaFot. Bartosz Banka / Agencja Gazeta
Zdaniem dr. Pateckiego w Polsce bardzo wielu lekarzy pracuje na kontraktach. Są takie regiony kraju, gdzie jest to wyłączna forma ich zatrudnienia, po prostu nikt nie ma etatu. A ich wypychanie na samozatrudnienie trwa już od wielu lat.

Stracą też pacjenci
– Wydaje się, że próba de facto większego opodatkowania ich pracy będzie miała negatywne skutki dla finansów służby zdrowia. Dlaczego? Bo praca na etacie jest droga i dla pracownika, i dla pracodawcy. Jeśli lekarze zdecydują się przechodzić na etaty, będzie się to wiązać z bardzo dużymi wydatkami szpitali. Druga możliwość to podniesienie cen w kontraktach, a więc znowu obciążenie szpitali kosztami – mówi Damian Patecki.

Trzecim wyjściem jest zmiana trybu pracy i obsługiwanie większej liczby zleceniodawców.

– Jeśli dziś lekarz na kontrakcie pracuje 180 godzin miesięcznie w jednym szpitalu, to aby nie mieć problemów, pójdzie pracować w trzech szpitalach po 60 godzin. W bardzo wielu dziedzinach medycyny jest to złe rozwiązanie, utrudniające ciągłość leczenia, niekorzystne dla pacjenta – mówi nam dr Patecki.