Uśmiechnięty Morawiecki mówi o niskim deficycie. Serio? Dało się zrobić więcej i lepiej

Konrad Bagiński
W Polsce mocno spadł deficyt sektora finansów publicznych. To świetne wieści, jest jednak kilka "ale". Przypominamy sportowca, który pobił właśnie życiowy rekord i nie zauważa, że jego rywale wyprzedzili go o kilka długości. Bo kilkanaście krajów Europy zamiast deficytu ma nadwyżkę – w tym Grecja, która niedawno była symbolem nieporadności.
Spełnianie zachcianek prezesa Kaczyńskiego i realizacja jego planów przez premiera Morawieckiego kosztuje nas coraz więcej Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Deficyt sektora finansów publicznych
Ubiegły rok zakończyliśmy z rekordowo niskim poziomem deficytu sektora finansów publicznych. Wyniósł on 0,4 proc. – tym wskaźnikiem nie omieszkał pochwalić się premier Morawiecki. Trudno mu się dziwić, bo jest to pewien sukces. Nie można tylko zapominać o jednej bardzo ważnej rzeczy: nasi unijni partnerzy i sąsiedzi radzą sobie o wiele lepiej od nas.

Pod pojęciem deficytu sektora finansów publicznych rozumiemy deficyt sektora rządowego i samorządowego. To szersza definicja, niż deficyt budżetowy, który obejmuje dochody i wydatki rządu. W deficyt sektora finansów publicznych wlicza się też m.in. budżety samorządów oraz różnego rodzaju funduszy pozabudżetowych.


Niezaprzeczalnym faktem jest to, że na koniec roku ten wskaźnik spadł do poziomu 0,4 proc. PKB. Rok wcześniej było to 1,5 proc. Spadek jest więc spory i można być z tego zadowolonym. Problem leży w czymś innym. Spadkowi deficytu sprzyjała dobra sytuacja makroekonomiczna. A inni wykorzystali ją o niebo lepiej. Wystarczy spojrzeć na przykład Bułgarii, która weszła do Unii trzy lata po nas, w roku 2007. Systematycznie zmniejszała swój deficyt i obecnie ma nadwyżkę odpowiadającą 2 proc. swojego PKB. Jest pod tym względem na drugim miejscu w Europie, za Luksemburgiem z nadwyżką 2,4 proc. PKB.

Na plusie jest aż 13 państw. Oprócz Luksemburga i Bułgarii są to Malta, Niemcy, Holandia, Grecja, Czechy, Szwecja, Słowenia, Litwa, Dania, Chorwacja i Austria. Widać wyraźnie, że niezależnie od wielkości czy położenia dało się zrobić więcej i lepiej.

Polska a inne kraje UE
Z drugiej jednak strony 14 państw jest z deficytem pod kreską. Francja, Hiszpania, Węgry i Włochy mają deficyt wyższy, niż 2 proc. PKB, zestawienie zamyka Cypr z niepokojącym wynikiem 4,8 proc. Wszyscy dążą do zmniejszania tego deficytu. Chociaż nie do końca – nasz rząd zapowiedział, że w Polsce w tym roku deficyt mocno wzrośnie i może sięgnąć 1,7 proc. PKB. Dopiero potem zacznie znowu spadać a następnie znowu rosnąć – tak przynajmniej wynika z założeń Wieloletniego Planu Finansowego.

Ba, już zaczął wzrastać. Początek roku był niezły, ale w samym marcu deficyt budżetowy wzrósł o 3,7 miliarda złotych i jesteśmy już 4,5 miliarda pod kreską. Zaraz wystartują zaś niezwykle kosztowne projekty, jak 500+ na pierwsze dziecko i tzw. trzynasta emerytura. Mniej więcej w ryzach pozostaje natomiast dług publiczny Polski. Z najnowszych danych wynika, że co prawda wzrósł on z 1,006 biliona złotych do 1,034 biliona, ale dzięki wzrostowi PKB spadł on w porównaniu do tego wskaźnika. Obecnie to niecałe 49 proc. PKB, roku temu było to ok. 50,6 proc.

Pod pojęciem długu publicznego rozumiemy łączne nominalne zadłużenie podmiotów sektora finansów publicznych. W ich skład wchodzą pożyczki, kredyty, wyemitowane obligacje i inne papiery wartościowe oraz tym podobne zobowiązania.

Obecnie średnia wysokość długu publicznego dla krajów UE w odniesieniu do PKB wynosi 80 proc. i spada. Tu trzymamy się więc nieźle, choć oczywiście mogłoby być lepiej. Wspomniana wcześniej Bułgaria ma długu wynoszące zaledwie 22,6 proc. PKB.

Niebezpieczeństwo czyha za to z innej strony - chodzi o wzrost deficytu sektora finansów publicznych. Według prognoz Banku Światowego i agencji Moody's znacząco wzrośnie on w obecnym i przyszłym roku, niebezpiecznie zbliżając się do granicznych 3 proc. PKB. Przekroczenie tej wartości opóźniłoby przyjęcie euro w Polsce (do czego akurat rząd się nie pali), ale przede wszystkim osłabiłoby ranking kredytowy naszego kraju. W efekcie płacilibyśmy więcej za obsługę długów.