Choroby psychiczne zmniejszają efektywność w pracy. Niestety Polacy wciąż boją się do nich przyznać
Zdrowie psychiczne często powinno się stawiać przed fizycznym. I choć zapewne wiele osób o tym wie, to łatwiej jest się im przyznać do złamanej nogi niż złamanej psychiki. Niestety nawet połowa pracowników wciąż boi się poinformować pracodawcę o swojej chorobie psychicznej.
Dane ZUS zebrane między I kw. 2012 r., a I kw. 2019 r. pokazują, że liczba zaświadczeń lekarskich z tytułu choroby psychicznej wyniosła ponad 7,2 mln. To przekłada się na 126,3 mln dni absencji pracowniczej. Liczba tych dni pomnożona przez średnie dzienne PKB na pracownika w każdym kwartale oznacza straty gospodarcze wynoszące ponad 58 mld zł.
Przerażające wyniki badań nad zdrowiem i psychiką menedżerów
Z badania wynika, że olbrzymia większość szefów w polskich firmach uskarża się na stres. I to nie ten zdrowy, związany z mobilizacją w celu wykonania zadania, ale przewlekły. A to już taki rodzaj napięcia, który stopniowo wpędza w coraz większe kłopoty zdrowotne i, wcześniej czy później, odbija się na funkcjonowaniu całej struktury, podlegającej menedżerowi.
Wśród ankietowanych szefów najczęściej słychać było utyskiwanie na duże obciążenie pracą – to aż 80 proc. przypadków. W 45 proc. menedżer zaczyna się stresować, nomen omen, jak pomyśli o swoim stanie zdrowia. 20 proc. narzeka na mętny zakres obowiązków, 16 proc. – na relacje interpersonalne, 15 proc. – konflikt wartości czy brak poczucia kontroli.
Jesień to szczególnie fatalny okres dla pracowników korporacji
Słońca jest coraz mniej, a pozamykani w szklanych biurowcach i stłoczeni w open space'ach 30-latkowie cały czas muszą gonić za kolejnymi deadline'ami oraz zmagać się z zadaniami na ASAP-ie. Ale to nie dlatego trafiają na kozetki psychoterapeutów.
Obserwację stosunkowo łatwo jest poprzeć badaniami. W badaniu TNS Polska wykonanym na zlecenie marki „Tiger” aż 15 proc. pracowników Mordoru, czyli serca korpo-Warszawy przyznało, że czuje się zestresowanymi, zanim dojadą do biura. A dalej jest jeszcze gorzej. 4/10 korpoludków przyznaje bowiem, że czasami odczuwa syndrom wypalenia zawodowego.
Godzenie pracy z chorobą bywa trudne, ale nie jest niemożliwe
Marta ma schizofrenię, Jarek jest lekomanem i alkoholikiem, u Justyny rozpoznano cyklofrenię, a Grażyna walczy z bulimią i nerwicą natręctw. Ich choroby i psychiczne zaburzenia choć sprawiają, że nierzadko życie wydaje się im nieznośne, to nie przekreśliły jednak ich szans na aktywność zawodową.
Wszyscy pracują na pełnych etatach i nie są inaczej traktowani, niż inni pracownicy w firmie. Jak to możliwe? Odpowiedź znajdziecie w artykule, który pojawił się w INNPoland.