Kto zrzuci się na "zrównoważony" budżet? Sprawdź, ile dopłacisz do planu Morawieckiego

Konrad Bagiński
Fajnie, że ma nie być deficytu i że budżet ma być zrównoważony. Warto jednak przyjrzeć się czynnikom, które mają sprawić, iż państwo wyda dokładnie tyle, ile “zarobi”. Bo to oznacza, że albo zamierza wydać mniej pieniędzy kosztem swoich obietnic wyborczych, albo więcej zebrać w formie podatków.
Tzw. zrównoważony budżet zakłada nie tyle oszczędności państwa, co wyższe podatki dla osób i firm. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że na to pierwsze nie mamy co liczyć. Partia rządząca zdecydowała niedawno o rozszerzeniu programu 500+ również na pierwsze dziecko. Premier Mateusz Morawiecki przedstawiając budżet na 2020 rok powiedział, że cele społeczne na 2020 rok zostały utrzymane, tak samo jak cele obronne. Samo 500+ będzie nas kosztowało 41,2 mld złotych. To o 9 mld więcej niż w roku 2019.

Rząd chwali się, że w przyszłym roku będą świadczenia uzupełniające dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji, finansowane ze środków Solidarnościowego Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych. Ma być wypłacane tzw. 300+, czyli dopłata do szkolnej wyprawki, do tego dochodzi waloryzacja rent i emerytur.


Trzynastka skreślona?
I tu zaczynają się zgrzyty. Bo w projekcie budżetu na 2020 r. próżno szukać jakiejkolwiek informacji o 13. emeryturze. To świadczenie wprowadzone w 2019 roku ucieszyło sporą grupę emerytów, ale kosztowałoby w przyszłym roku ok. 10 mld złotych. Sporo, więc premier - już nawet nie pół żartem, pół serio - zapowiedział, że w przyszłym roku 13. emerytura będzie, ale pod warunkiem, że PiS wygra nadchodzące wybory. Najwyraźniej partia ma co do tego wątpliwości, skoro dodatkowej emerytury nie wpisała do budżetu. W pewnym sensie można byłoby to uznać za pewną formę oszczędności.

Warto też zauważyć, że 13. emerytura w 2019 roku była tak naprawdę sprytnym trikiem. Emeryci dostali bowiem niższą waloryzację świadczeń, niż była pierwotnie prognozowana. Najpierw podwyżki emerytur i rent miały sięgnąć poziomu 3,26 proc. Jednak obniżono go do 2,86 proc. z powodu niższej, niż zakładano, inflacji liczonej dla gospodarstw domowych emerytów i rencistów. W ten sposób rząd zaoszczędził przynajmniej kilkaset milionów złotych, które teraz mógł "dorzucić" do puli trzynastek.

Tymczasem w roku 2020 waloryzacja ma wynieść 3,24 proc. a więc nieco więcej niż w 2019. A to oznacza, że na 13. emeryturę może już nie wystarczyć pieniędzy. Takich ciekawostek jest o wiele więcej.

Za rządowy budżet zapłacą samorządy
Chodzi na przykład o obniżkę podatku PIT z 18 do 17 procent. Tu robi się ciekawie – bo tym podatkiem rząd dzieli się z samorządami. Skoro więc obniżka podatku ma kosztować łącznie 15 miliardów, to połowa tej sumy nie wpłynie do budżetu centralnego, a druga połowa ucieknie z funduszy samorządów. Nie ma wątpliwości, że będą one w jakiś sposób chciały zrekompensować spadek przychodów, nie jest wykluczone, że podniosą podatki lokalne.

Więcej pieniędzy zapłacimy ZUS-owi
Spadek przychodów z podatku PIT ma być zrekompensowany w 2020 roku przez wyższe składki na ZUS. Mają one wzrosnąć o 14 miliardów złotych. W teorii te pieniądze wrócą kiedyś do emerytów w postaci świadczeń, ale nie jest tajemnicą, że ZUS nie dysponuje wielkim skarbcem, tylko wirtualnymi zapisami, a dzisiejsze emerytury są finansowane ze składek osób pracujących.

Nie ma wątpliwości, że pieniądze, którymi dysponuje Zakład Ubezpieczeń Społecznych, są bezpośrednio powiązane z budżetem. Co roku skarb państwa zasila fundusz ZUS-u miliardami złotych.

Jak pisze na Twitterze Aleksander Laszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju, owe 14 mld zł więcej na ZUS składa się z likwidacji limitu składek (7,4 mld zł), ozusowania umów cywilnoprawnych (3,1 mld zł) i likwidacji składki do OFE (3,4 mld zł). W projekcie budżetu MF wylicza też inne źródła wzrostu dochodów. Ma to być na przykład dalsze uszczelnienie luki podatkowej w związku z wyłudzeniami VAT ma przynieść 7,9 mld zł.

Za co jeszcze zapłacimy więcej?
Na przykład za alkohol i wyroby tytoniowe. Akcyza na te produkty zostanie podniesiona o 3 proc. Rząd woli unikać określenia “podwyżka”, używając słowa “indeksacja”. Nie zmienia to faktu, że budżet wzbogaci się na tym o 1,5 miliarda złotych.

Tyle samo więcej zapłacimy za reklamówki. Pierwsza odsłona opłaty recyklingowej okazała się mokrym kapiszonem. Rząd liczył, że wpływy z opłaty recyklingowej od foliówek przyniosą budżetowi niemal 4 mld zł w pierwszym roku. Wyliczenie oparto o proste założenie – jeszcze w 2014 r. każdy Polak zużywał 466 reklamówek rocznie, co pomnożone przez liczbę mieszkańców i 20 gr od każdej torebki, dawało właśnie taką kwotę. W rzeczywistości do budżetu wpłynęła kwota zaledwie 70 mln złotych.

Zamach na nasze pieniądze z OFE
Po ogłoszeniu rządowej propozycji zmian w systemie emerytalnym zawrzało: i nie chodzi tu raczej o model proponowanego nowego systemu emerytalnego, ile o jeden z detali propozycji. To 15-procentowa opłata za transfer naszych pieniędzy z otwartych funduszy emerytalnych na indywidualne konta emerytalne. Podobno kluczowy, rzeczywisty powód wprowadzenia tych zmian.

– Te 15 procent to rzeczywisty powód, dla którego rząd chce przeprowadzić reformę systemu emerytalnego w takiej właśnie postaci – mówi INNPoland.pl Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Premier - już nawet nie pół żartem, pół serio - zapowiedział, że w przyszłym roku 13. emerytura będzie, ale pod warunkiem, że PiS wygra nadchodzące wybory.Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
– W gruncie rzeczy nowy system różni się tylko nazwami od starego. Ale z czegoś trzeba sfinansować „piątkę Kaczyńskiego” czy realizację wszystkich składanych dotychczas obietnic – kwituje.

Z tytułu opłaty rząd chce pozyskać łącznie ok. 20 miliardów złotych w ciągu 2 lat. To pieniądze pochodzące bezpośrednio z naszych kont emerytalnych.

Danina od milionerów
Łaszek przypomina, że w przyszłym roku nie ulega podwyższeniu kwota wolna od podatku, nie zmniejszają się też podatki osób w tzw. drugim progu. Zwiększają się za to koszty uzyskania przychodu. Zwraca też uwagę na fakt, że w 2020 roku fiskus ściągnie tzw. daninę solidarnościową za przychody z 2019. Zapłacą ją osoby, które w przyszłym roku zarobią więcej niż 1 mln zł. Będzie to 4 proc. liczone od dochodu przekraczającego 1 mln zł, oczywiście oprócz normalnego podatku.

Daninę wprowadza ustawa o Solidarnościowym Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych. Zapłacą ją osoby pracujące na etacie, umowie o dzieło, zleceniu czy kontrakcie menedżerskim. Także zarabiający na wynajmie mieszkań (jeśli płacą podatek według skali) oraz sprzedający papiery wartościowe. Nowy podatek dotknie też najbogatszych przedsiębiorców (rozliczających się zarówno według skali, jak i stawką liniową). Od najbardziej zamożnych rząd chce ściągnąć dodatkowe 1,15 mld złotych.

Zdaniem Łaszka, wbrew zapewnieniom premiera Morawieckiego, uruchomiony zostanie też tzw. test przedsiębiorcy. Oczywiście pod inną nazwą, raczej nie wprowadzony ustawą. Ale wymusi to sytuacja: skoro umowy cywilnoprawne będą ozusowane, wiele osób będzie dobrowolnie lub pod wpływem pracodawcy, przechodziło na samozatrudnienie. Eliminacja nadużyć w tym zakresie będzie po prostu konieczna.