Szczepionka przeciw koronawirusowi szybko nie powstanie. "To pobożne życzenia"

Katarzyna Florencka
Po wybuchu wywołanej przez korona wirusa epidemii w Chinach naukowcy natychmiast zaczęli prace nad szczepionką, która byłaby w stanie chronić przed chorobą. Praca wre, jednak oczekiwanie, że szczepionka powstanie szybko to tylko "pobożne życzenia" – jak tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl dr hab. Ernest Kuchar z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalista od chorób zakaźnych.
Proces opracowania i wprowadzenia na rynek nowej szczepionki jest bardzo długi. Nie ma więc co liczyć na to, że szczepionka przeciwko koronawirusowi z Wuhanu szybko trafi do szpitali. Fot. YouTube / BAKMIŞ
Ile realistycznie trwa opracowywanie nowej szczepionki?

To jest proces wieloletni – o szybkim wytworzeniu szczepionki możemy zapomnieć. To nie jest tak, że się weźmie wirusa, "ugotuje z niego zupę" i będziemy mieli nową szczepionkę. To są po prostu pobożne życzenia, zupełnie oderwane od rzeczywistości.

Pracując nad szczepionką, musimy dokładnie sprawdzić jej działanie i bezpieczeństwo, a to są wieloetapowe, wieloletnie prace. Po etapie laboratoryjnym sprawdza się na zwierzętach, a potem na zdrowych ochotnikach. Do tego obserwacje muszę być odpowiednio długie, ponieważ szczepionka nie działa w ciągu kilku godzin: to może być kwestia kilku czy nawet kilkudziesięciu dni obserwacji. A dopiero po takich trzech fazach badań klinicznych szczepionkę można w ogóle dopuścić do użytku.


Co jeszcze trzeba wziąć pod uwagę przy pracach nad nową szczepionką?

Na pewno również coś tak banalnego jak koszty. Samo opracowanie szczepionki trwa długo – a jest jeszcze kwestia produkcji. Musimy wiedzieć, jak masowa musi być, kogo mielibyśmy szczepić: wszystkich czy też tylko osoby, które miały kontakt z wirusem?
Szanse na szybkie wprowadzenie na rynek szczepionki przeciwko koronawirusowi są praktycznie żadneFot. YouTube / Guardian
A nie mamy przecież gwarancji, że ta nowa szczepionka będzie w ogóle działać poekspozycyjnie. Owszem, niektóre szczepionki działają już po kontakcie z wirusem. Jednak zazwyczaj zaszczepić się trzeba wcześniej, jest to rodzaj treningu układu odporności, przygotowania na kontakt z chorobą: chcemy, żeby na szczepionce organizm nauczył się radzić z tym zjadliwym drobnoustrojem.

Jeśli mielibyśmy szczepić całą populację – to czy chiński koronawirus jest w ogóle zagrożeniem dla wszystkich?

Popatrzmy na to w ten sposób: w tej chwili wiemy, że choruje objawowo jakieś 5 proc. zakażonych ludzi. Według szacunków Uniwersytetu w Lancaster, na jednego chorego przypada dziewiętnaście osób, które w ogóle nie mają objawów. Z tych chorych mniej więcej jedna czwarta choruje ciężko, śmiertelność na dzień dzisiejszy to jest ok. 3 proc.

To jest dużo i oczywiście budzi przerażenie. Ale mimo wszystko, 95 proc. zakażonych nie choruje. My wiemy, kto ciężko choruje. Są to raczej osoby starsze, z licznymi problemami zdrowotnymi, z obniżoną odpornością. Młodzi i zdrowi zwykle nie chorują. W związku z czym: kto by zaryzykował masowe zastosowanie nowej, niesprawdzonej szczepionki u osób zdrowych, które być może nigdy się z tym wirusem nie zetkną?

Weźmy pod uwagę poprzednie epidemie koronawirusów. W 2002 roku przychodzi SARS: mamy 8 tys. zachorowań, prawie 800 zgonów, czyli śmiertelność ok. 10 proc. Ale w Polsce nie ma ani jednego przypadku, w Stanach Zjednoczonych – w całym tym ogromnym kraju – jest przypadków kilkanaście, z czego nikt nie umiera.

Ciekawi mnie jednak, dlaczego już teraz nie mamy szczepionki. Czy koronawirusy są szczególnie problematyczne przy ich opracowywaniu?

Od razu powiem, że koronawirusy znamy od dawna. Co więcej, koronawirusy alfa odpowiadają za 10-30 proc. banalnych przeziębień, które leczymy raczej objawowo i nie uważamy za niebezpieczne. Więc nikt nawet nie myślał, żeby robić szczepionkę przeciwko koronawirusom.

Problem zaczął się dopiero w XXI wieku. Mamy 2002 rok, kiedy pojawia się SARS - to jest koronawirus beta, czyli odzwierzęcy. Według naszej wiedzy, wszystkie koronawirusy pochodzą prawdopodobnie od nietoperzy – tak, jak najwięcej wirusów grypy krąży wśród ptaków, tak nietoperze są źródłem koronawirusów. Potem wirus przechodzi na kolejne, pośrednie zwierzę, a stamtąd sporadycznie (zdarza się to tylko raz na kilka, kilkanaście lat) wirus pokonuje barierę międzygatunkową i zakaża człowieka.

A w Chinach jest taka tradycja kupowania żywych zwierząt do celów spożywczych – stąd też dużo jest w tym kraju kontaktu między ludźmi a żywymi zwierzętami. My tego nie mamy, bo kupujemy zazwyczaj już przetworzoną żywność w marketach – kto dzisiaj kupuje w Polsce żywą kurę na rosół? W Chinach to jest cały czas standard – stąd też wyższe prawdopodobieństwo kontaktu człowieka z wirusem odzwierzęcym.

W tym wszystkim pojawiają się jednak doniesienia o osobach wyleczonych. Jakie mamy sposoby walki z tą chorobą?

Powiedzmy sobie jasno: nie ma na nią jeszcze leków, nie możemy więc do końca mówić, że zostali wyleczeni. Raczej powinno się mówić, że wyzdrowieli, podobnie jak przy przeziębieniu: choroba przechodzi sama, my tylko tworzymy optymalne warunki do zdrowienia i rekonwalescencji.

W przypadku przeziębienia skupiamy się na łagodzeniu objawów. Z tym koronawirusem jest trochę trudniej, bo tutaj znaczny odsetek ludzi wymaga pobytu w szpitalu, często zastosowania respiratorów – ale choroby nie leczymy w takim sensie, że zwalczamy wirusa za pomocą leków przeciwwirusowych, tylko po prostu pomagamy choremu przetrwać najcięższy okres. A potem – człowiek zwykle sam zdrowieje.