Ryk chińskiego smoka. Oto jak Huawei chce wrócić na tron rynku smartfonów

Krzysztof Majdan
Jeden ruch palca zamorskiego władcy spowodował swoisty efekt motyla - wstrząs, który zrzucił chińskiego smoka z tronu w odległym kraju Polan. Ten dotąd mógł jedynie zgrzytać zębami i powarkiwać, a i to tak, żeby nowy król-regent nie słyszał. Regent, bo nic w tej branży nie jest dane na stałe i on dobrze o tym wie. Smok przegrupował swoich stronników i zaryczał, rzucając wyzwanie. Huawei chce odbić to, co mu się należy.
Huawei zaprezentował strategię dla rynku smartfonów. Na czym będzie bazował ekosystem mobilny Huawei? Fot. Anton Whoa / Flickr.com / CC BY 2.0
Po odcięciu od usług Google administracyjną decyzją Trumpa, Huawei był i jest w nieciekawej sytuacji. Król polskiego rynku smartfonów przestał być królem. Wciąż potężny, wciąż z licznymi poplecznikami, został jednak zdegradowany, a jego oddziały topnieją.

'Jak Android'
Ma świetne (technologicznie) sprzęty, oprogramowanie 'jak Android', ale nie Android. A precyzując - nie tak, jak rozumie słowo 'Android' większość użytkowników, niekoniecznie zaznajomionych z niuansami branży. Huawei oparł swoje oprogramowanie o podstawowe ramy tego systemu na licencji open source, z której korzystać może każdy. Zatem z czysto technicznego punktu widzenia, to szkieletowy Android, niepełny Android, ale bez kluczowych aplikacji i certyfikacji Google, które dopełniają definicję 'Androida' dla większości użytkowników.


Firma przegrupowała się i ogłosiła nową strategię, która ma pobić regenta-Samsunga, wynieść smoka z powrotem na tron. Strategię, w którą ja - wasz uniżony kronikarz - osobiście nie wierzę. Ale trzymam za nią kciuki.

Dlaczego? Bo lubię tę markę, bo silna konkurencja zawsze wychodzi na zdrowie klientom i dobrze, by regent czuł na plecach gorący podmuch, i wreszcie - bo każdy, kto ma zasoby, by dokopać przereklamowanym iPhone'om, ma u mnie plus. Kronikarze też mają swoje słabostki.

Cech kronikarski, opisując aktualną sytuację Huaweia, zwykł przywoływać niesławny przypadek Windows Phone. To nietrafiona analogia. Microsoft przepalił mnóstwo pieniędzy na mezalians ze Stephenem Elopem z Nokii (później przezwanym koniem trojańskim). Gdyby wydał je na optymalizację systemu i zwiększenie dostępności usług, dziś moglibyśmy dywagować, czy to Huawei z swoim ekosystemem nie jest skazany na pożarcie przez triumwirat Androida, iOS-a i Windows Phone.

Do tego Microsoft próbował rozruszać segment smartfonów od zera i przekroczył nakładową granicę bólu, inwestorzy stracili zapał. Huawei był na szczycie, strącił z niego samego Samsunga, wie, jak to smakuje, choć zraniony, wciąż jest silny i - smoczym zwyczajem - zgromadził górę skarbów, których nie zawaha się wydać, by wrócić na pierwsze miejsce.

Taktyka Huawei na rynku smartfonów
Swój plan firma zdradziła na razie w ogólnych zarysach.

- W pierwszej połowie tego roku chce wprowadzić 9 modeli smartfonów w najlepszej (jak twierdzi Huawei) cenie - od niskiej, przez średnią, na wysokiej półce cenowej kończąc. Nie podano jednak detali.

- Darmowy serwis - przedstawiciel przyjedzie do domu po zepsuty sprzęt i odwiezie naprawiony telefon - za darmo. To bardzo miłe, atrakcyjne, prokonsumenckie, choć po prawdzie szeroko przydatne i potrzebne bardziej użytkownikom iPhone'ów niż Androidów czy 'jak Androidów'.

- AppGallery - huaweiowy sklep z aplikacjami, odpowiednik Google Play czy AppStore. Huawei dwoi i się i troi, by było tam jak najwięcej potrzebnych aplikacji. Część z nich będzie preinstalowana, podejrzewam, że telefon często będzie się z tym sklepem przypominał.

- Darmowa oferta muzyki, wideo i gier dla użytkowników smartfonów premium (czyli tych najdroższych). Huawei na razie nie chce zdradzić nic więcej w tym temacie.

W skrócie tak wygląda taktyka Huaweia. Dlaczego w nią powątpiewam? Przecież bezgoogle'owe Huaweie to wciąż sprzęt najlepszej próby, do tego wyglądają i z grubsza działają jak Androidy. Co zmienił Trump? Odciął Huaweia od kilku, tylko kilku, za to krytycznie kluczowych aplikacji Google. W diabły poszedł też amerykański "rodowód". Wyglądają jak Androidy, działają podobnie, ale wszelkie kwestie systemowe, w tym poprawki zabezpieczeń, przechodzą do Chin.

Zostając przy aplikacjach, Huawei nie szczędził wydatków, by lokalne aplikacje trafiły do jego sklepu. Lecz aplikacjami Żabki, Rossmana, Allegro czy OLX-a sensownego udziału w rynku nie utrzyma. Część potrzebnych aplikacji Huawei chce zdobyć naokoło - prowadząc użytkownika za rękę w instalacji takiego Facebooka, WhatsAppa czy Ubera bezpośrednio ze stron internetowych. Nie do końca jasne jest, jak miałby działać Uber oparty na mapach Google. Telefon zasadniczo będzie miał większość tych samych funkcji, jak Android, tyle że brandowanych Huaweiem.

Huawei będzie najtańszy na rynku w 2020 r.?

To może cena? Owszem, polski użytkownik jest na nią bardzo wrażliwy. I tu może wygrać w segmencie niskiej czy średniej półki cenowej, wystarczy, by był trochę tańszy niż samsungowe odpowiedniki. Dodajmy do tego niejasną jeszcze ofertę wideo i muzyki, można śmiało założyć, że Huawei okopie się w segmencie tańszych telefonów i będzie nie do ruszenia. Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której użytkownik celujący we flagowca, przy wydatku rzędu 3-4 tys. zł, skusi się na te liczne protezy i objazdy za 200-300 zł różnicy w cenie. A to najbardziej prestiżowy i wysokomarżowy segment smartfonów.

Chyba że Huawei sięgnie głębiej do kieszeni i upusty będą naprawdę zauważalne. W końcu firma nie odkryła jeszcze kart w tym punkcie strategii i niewykluczone, że jednym ruchem unieważni moje obawy.

Wreszcie, nie wolno przeceniać siły ludzkich przyzwyczajeń. Przyzwyczailiśmy się do Androida i tych kilku, jakże ważnych, usług. Ich wyglądu, ich działania, ich szerokiej dostępności i uniwersalnych zastosowań. Jeśli z nich zrezygnować, to tylko na rzecz czegoś lepszego, a nie podobnego, albo za wyraźną korzyść majątkową, czym wracamy z powrotem do ceny.

Starcie będzie ciekawe, a Huawei, choć rozlokował się na gorszej strategicznie pozycji, to śmiertelnie groźny przeciwnik. Dobra wiadomość jest taka, że jakkolwiek zakończy się rywalizacja wielkich tego świata smartfonów, gdy opadnie pył, my, zwykli śmiertelnicy, na tym skorzystamy.