Rząd chce regulować ceny towarów i usług. Może ustalić, ile zapłacimy za jedzenie

Izabela Wojtaś
Przygotowany przez rząd projekt tarczy antykryzysowej zakłada, że ministrowie będą mogli kontrolować ceny, a ściślej mówiąc, będą mogli wyznaczać maksymalne ceny i marże produktów podstawowych.
Z zapisów koronawirusowej ustawy Jadwiga Emilewicz, minister rozwoju, rozporządzeniem będzie mogła ustalić to, jaką maksymalną cenę może mieć danych produkt oraz jaką maksymalną marżę może nałożyć sprzedawca. Fot. Katarzyna Bednarczyk / Agencja Gazeta

Rządowa regulacja cen?

O co chodzi? Otóż jak wynika z zapisów koronawirusowej ustawy Jadwiga Emilewicz, minister rozwoju, rozporządzeniem będzie mogła ustalić to, jaką maksymalną cenę może mieć danych produkt oraz jaką maksymalną marżę może nałożyć sprzedawca.

Oczywiście nie wszystkich, tylko tych podstawowych, czyli żywności, w tym produktów rolnych, chemii czy towarów medycznych, tzn. leków, maseczek i płynów odkażających. Zatem o tym, ile zapłacimy za ziemniaki czy papier toaletowy, zadecyduje rząd.

Kto będzie tego pilnował? Między innymi inspekcje farmaceutyczna, handlowa, rolno-spożywcza i sanitarna. Jeśli sprzedający ustalą wyższe ceny niż rządzący, będą musieli oddawać różnice klientom.


Twitter reaguje na ustalanie cen przez rząd

– Wraca urzędowa kontrola cen. Ministrowie rozporządzeniami będą mogli określać maksymalne ceny i marże żywności, produktów rolnych, chemii, papieru toaletowego i produktów medycznych – napisał na Twitterze Krzysztof Berenda.

Post udostępniono 37 razy, a pod nim posypały się komentarze. – Zakaz zgromadzeń powyżej 2 osób plus to, plus możliwość aresztowań bez zgody Sądów - mamy stan wojenny! – napisała jedna z komentujących.

I choć może porównanie do stanu wojennego jest zbyt pochopne, to trzeba przyznać, że pomysł regulowania wysokości cen trąci PRL-em. Wtedy to w Polsce, podobnie jak w innych krajach socjalistycznych, rząd ustalał ceny wielu towarów i usług. Po co wdraża się takie rozwiązania?

Mamy inflację, mamy kryzys, możemy nie mieć towarów na półkach

Niestety, jak pokazuje historia, nie po to, żeby wesprzeć obywateli, lecz po to, by rząd miał pod kontrolą całą gospodarkę. Takie działania podejmowano już w czasach Imperium Rzymskiego. W 301 r. wydano tam dekret wprowadzający maksymalne ceny rozmaitych produktów i usług.

Cele były zbożne: powstrzymanie galopującej inflacji i ograniczenie wzrostu cen. Efekt jednak odwrotny do zamierzonego. Nie dość, że nie powstrzymało to inflacji, to sprawiło, że zaczęło brakować wielu towarów. Producenci wstrzymali ich produkcję, bo stała się dla nich nieopłacalna.

Jak już dziś pisaliśmy – pod względem inflacji jesteśmy na czele niechlubnego rankingu. Według danych GUS w luty sięgał 4,6 proc. Z powodu koronawirusa mamy też kryzys – wiele firm walczy o przetrwanie, jeśli dołożymy do tego jeszcze manipulowanie cenami, to skutek może znacznie gorszy od tego greckiego.