Koronawirus zakończył pewną epokę w turystyce. Tak będą teraz wyglądać urlopy

Patrycja Wszeborowska
Obawa przed zakażeniem koronawirusem powstrzymuje wielu ludzi przed zwykłym zrobieniem zakupów w osiedlowym spożywczaku, nie mówiąc o podróżach i egzotycznych wycieczkach za granicę, podczas których o zachowaniu sterylnej czystości zwykle nie ma co marzyć. Choć na razie podróżowanie jest zawieszone, trudno spodziewać się, że gdy ograniczenia zostaną zniesione, wszystko wróci do starych norm. Jak wskazuje w rozmowie z INNPoland.pl Marek Migdal, prezes Forum Turystyki Regionów, branżę turystyczną czeka niemała rewolucja.
Turystyka, jaką znaliśmy przed epidemią, na najbliższe lata odchodzi w niepamięć. Turyści będą zwracać baczniejszą uwagę na warunki sanitarne i kwestie bezpieczeństwa. 123rf.com
Czy powrót do normalności po opanowaniu pandemii zajmie branży turystycznej dużo czasu?

Turystyka może błyskawicznie wrócić do punktu wyjścia pod warunkiem, że ludzie również wrócą do punktu wyjścia.

Tak dużo zależy od turystów?

Powiedziałbym nawet, że wszystko od nich zależy. Turysta jest nie tylko uczestnikiem jakiegoś wyjazdu, ale również współtwórcą całego przedsięwzięcia. Jestem więc pewien, że turystyka bardzo szybko wróci do stanu sprzed epidemii - jeśli tylko wróci dawna mentalność ludzi.

Z tym może być problem.

Ogromny. Strach przed ryzykiem zakażenia Covid-19 będzie pokutował przez naprawdę długi czas. Ja sam sporo jeżdżę po świecie i mimo otwartości na podróżowanie nawet u siebie widzę zmianę podejścia do przyszłych wypraw.


Na przykład?

Wystarczy, że przypomnę sobie warunki sanitarne w Wietnamie, Kambodży, Indiach czy Środkowej Afryce i dziś aż w głowie mi się nie mieści, że tak bardzo można było nie zachowywać standardów higieny, wymaganych dziś z racji pandemii.

Wcześniej nie mieliśmy tej świadomości, którą nabyliśmy dziś z powodu obawy przed zakażeniem koronawirusem. Oczywiście nie sprawi ona, że zrezygnujemy z dalszych podróży, jednak z pewnością wyostrzy uważność na pewne rzeczy. Niewątpliwie czeka nas w tym obszarze pewna rewolucja.

Organizatorzy turystyki będą zwracać baczniejszą uwagę na zachowanie standardów sanitarnych?

Już to robią, ponieważ tego wymagają klienci. To w człowieku tkwią zmiany, a my, jako organizatorzy turystyki, którzy przygotowują ofertę, musimy się dostosować do ich potrzeb. Jeżeli jakiś klient kiedyś nie miał obaw, a teraz ma, to trzeba mu przynajmniej w możliwie maksymalnym zakresie zagwarantować poczucie bezpieczeństwa.

Czy kraje, które nie słyną z najwyższych standardów higieny, stracą przez to na popularności wśród turystów?

Na pewno pewne regiony turystyczne będą odzyskiwały swoją atrakcyjność w świadomości ludzi dłużej niż inne. Wygranymi będą ci, którym szybciej uda się przekonać turystów, że „u nas jest bezpiecznie”.
Przy obecnym wyczuleniu na warunki sanitarne kraje niesłynące z największej higieny będą musiały włożyć więcej pracy w przekonanie turystów, że jest u nich bezpiecznie.123rf.com

Sądzę, że już dziś można wskazać potencjalnych przegranych. Ludzie chyba mniej chętnie będą podróżować do Włoch czy Chin.

Na pewno Włochy będą musiały włożyć ogromne pieniądze w to, żeby wypromować siebie z powrotem jako kraj bezpieczny. Oczywiście dużo zależy również od tego, na jaki grunt się trafi.

To znaczy?

W różnych regionach jest różne podejście do kwestii koronawirusa. Z pewnością łatwiej będzie przekonać Szwedów do wyjazdów, ponieważ im nie zaszczepiono strachu przed zakażeniem. Mają oczywiście świadomość zagrożeń, ale nie boją się tak bardzo jak reszta Europy.

Podobnie będzie wyglądało to w przypadku mniejszych i większych aglomeracji. W małych miasteczkach gdzie nie ma zakażeń na koronawirusa i nie ma jeżdżących po ulicach wozów policyjnych, które trąbią z głośników o stanie epidemiologicznym. W głowach mieszkańców nie gości strach, tylko świadomość o ryzyku zakażenia.

Sugeruje pan, że w większych miastach bardziej się obawiamy koronawirusa?

Mamy do tego podstawy. Duże miasta oznaczają duże skupiska ludzi. Tam jest też więcej zakażeń i więcej wzbudzających niepokój obrazków. Na przykład ja, mieszkając w Szczecinie i jeżdżąc codziennie do pracy obok szpitala, nierzadko mijam na światłach karetki, w których siedzą ratownicy medyczni od stóp do głów ubrani w ochronne kombinezony. Takie widoki, chcąc nie chcąc, odkładają się w świadomości.

Inne podejście do podróży będzie miał więc mieszkaniec Nowego Jorku, którego znajomi są chorzy na koronawirusa, a inne podejście mieszkaniec małego miasta w Polsce, który o koronawirusie słyszał tylko z telewizji.


Turyści będą mieli też mniej pieniędzy - w końcu epidemia wielu pozbawiła pracy lub pełnej pensji. Czy mniejsza zasobność naszych portfeli wpłynie jakoś na turystykę?

Oczywiście dla pewnej grupy ludzi pieniądz będzie odgrywał główną rolę, ponieważ niektórzy zawsze będą się kierowali ceną jako głównym kryterium wyboru. Jednak od wielu lat widzimy tendencję, która sugeruje, że coraz więcej ludzi dysponuje większymi kwotami i może pozwolić sobie na droższe wyjazdy - przed epidemią w pierwszej kolejności zwykle brakowało miejsc w ośrodkach dobrych i drogich.

Natomiast według mnie kwestia pieniędzy nie będzie pierwszoplanowa. W skali makro podstawowym kryterium będzie bezpieczeństwo. Na pewno jest to szansa dla mniejszych ośrodków w mniejszych miejscowościach.

Małe ośrodki będą mogły lepiej zapewnić bezpieczeństwo?

Wprost przeciwnie. Jednak mimo że duże obiekty mogą mieć o wiele lepsze warunki do zagwarantowania bezpieczeństwa sanitarnego niż małe pensjonaty, to i tak ludzie będą wybierali mniejsze miejscowości i mniejsze obiekty - żeby uniknąć skupisk ludzi.

Jednocześnie wszystko to, co przyciągało wcześniej turystów do dużych hoteli - baseny, miejsca rozrywkowe, kluby nocne, kawiarnie - jest obecnie pozamykane. Nawet jeżeli się otworzy, to też pod pewnym reżimem. W takiej sytuacji ludzie chętniej wybiorą mały pensjonat czy gospodarstwo agroturystyczne, które zapewnia rozrywkę w stylu kajaków czy spaceru do lasu.

Czy firmy turystyczne, chcąc odrobić spowodowane pandemią straty, podniosą ceny usług i wycieczek?

Choć niektórzy hotelarze i właściciele pensjonatów po obecnym nieurodzaju podniosą ceny, to większość na pewno tego nie zrobi, ponieważ klienci nie będą skorzy, żeby płacić więcej.

Śmiem nawet twierdzić, że niektóre ośrodki zaproponują niższe ceny, ponieważ będą chciały przyciągnąć do siebie turystów. Nawet gdy będą mieli straty to w okresie przejściowym bardziej im będzie opłacało się dopłacić 10 tys. złotych co miesiąc do interesu, który jakoś prosperuje, niż 100 tys. złotych do ośrodka, do którego nikt nie chce przyjeżdżać, bo jest w nim za drogo.

Trzeba pamiętać, że przynajmniej na pewien czas ruch turystyczny się zmniejszy a więc konkurencja wzrośnie, a warunki dyktował będzie rynek.
Marek Migdal z Instytutu Wspierania Turystyki, prezes Forum Turystyki Regionówfot. materiały własne