Biura podróży są winne klientom pół miliarda złotych. Rząd szuka dla nich pieniędzy
Dług polskich biur podróży za odwołane wyjazdy sięga 500 mln zł. Aby uniknąć masowych bankructw, rząd usilnie poszukuje sposobu na wsparcie biur – i wygląda na to, że sięgnie po pieniądze zbierane na ściąganie turystów do kraju w sytuacjach awaryjnych oraz po środki z tarczy finansowej PFR.
Rządowa pomoc dla biur podróży
Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", jedna z odsłon tarczy antykryzysowej wydłużyła termin zwrotu pieniędzy za odwołane wakacje z 2 tygodni do 180 dni. Wynikło z tego jednak kilka problemów. Po pierwsze, spotkało się do z gwałtowną reakcją Komisji Europejskiej, która stoi na stanowisku, że prawo do szybkiego zwrotu obwiązuje również podczas pandemii. Po drugie: termin jest wciąż za krótki na to, aby biura zebrały brakujące 500 mln zł.Do poszukiwań tych pieniędzy dołączył właśnie rząd. Aby pomóc biurom podróży, planuje on uruchomić środki z Turystycznego Funduszu Gwarancyjnego, na którym zebrane jest w tym momencie ok 164 mln zł. Zrzucili się na to pośrednio sami turyści: biura podróży mają obowiązek wpłacać do Funduszu określoną kwotę od każdego klienta biorącego udział w organizowanej przez nie imprezie turystycznej.
Pieniądze zbierane są na wypadek, gdyby po bankructwie biura podróży pieniądze z polis ubezpieczeniowych nie wystarczyły na sprowadzenie ich klientów do kraju.
Niektórzy mają spore wątpliwości co do tego, czy pieniądze na ratowanie turystów powinny zostać wykorzystane do wspomagania prywatnych firm. Kwota zebrana na TFG może jednak pokryć zaledwie część zobowiązań. Reszta pieniędzy ma pochodzić z tzw. tarczy finansowej PFR, czyli ze sprzedaży obligacji państwowych.
Powrót biur podróży
Jak pisaliśmy niedawno w INNPoland.pl, od lipca znów można pojechać z biurem podróży na zagraniczny urlop. Z powodu pandemii oferta wycieczek jest jednak znacznie ograniczona. Liczyć możemy przede wszystkim na wczasy w Grecji i Hiszpanii.Część Polaków decyduje się na wczasy nad polskim morzem, jednak ceny tam niemile zaskakują. Podrożały nie tylko ceny pokoi w hotelach, lecz przede wszystkim jedzenie, przekąski i pamiątki na straganach.
Nocleg w Ustce, na Półwyspie Helskim lub w Trójmieście dla rodziny z dwójką dzieci to koszt ok. 440 złotych za dobę, a za obiad w nadmorskiej miejscowości, składający się z dwóch kawałków ryby, porcji frytek i surówki, jedna osoba zapłaci ok. 55 złotych.
– Niektórzy hotelarze i właściciele pensjonatów po obecnym nieurodzaju podniosą ceny – ostrzegał wcześniej w rozmowie z INNPoland.pl Marek Migdal, prezes Forum Turystyki Regionów. Dodawał jednak, że prawdopodobnie większość tego nie zrobi, ponieważ klienci nie będą skorzy, żeby płacić więcej.