Estoński CIT w wersji PIS będzie "estoński" tylko z nazwy. Eksperci krytykują
W PiS-owskiej wersji estońskiego CIT-u nie ostało się praktycznie nic z innowacyjnego sposobu opodatkowania, który miał pobudzić inwestycje w naszym kraju. Pracodawcy RP nie zostawili suchej nitki na opublikowanym przez resort finansów projekcie ustawy.
Jeszcze w czerwcu premier Mateusz Morawiecki malował przed nami wizję kraju będącego "prawdziwym inkubatorem przedsiębiorczości": – Każdy przedsiębiorca, który będzie chciał rozwijać się i inwestować w Polsce będzie miał do tego idealne warunki. To prawdziwy inkubator przedsiębiorczości – rozpływał się Morawiecki na Stadionie Narodowym.
Projekt estoński tylko z nazwy
Jak zauważają w swojej analizie eksperci organizacji Pracodawcy RP, projekt wprowadzający estoński CIT zawiera wiele warunków i ograniczeń. "Z tego powodu jest on estoński tylko z nazwy" – stwierdzają.Organizacja ostrzega, że "im więcej wyłączeń znajdzie się w ostatecznym brzmieniu przepisów, tym mniejszy wpływ tego instrumentu na wzrost inwestycji". Co ważne, wielu podatników może być zniechęconych do przejścia na nowy tryb: stracą wówczas uprawnienia do m.in. odliczania darowizn czy ulgi B+R.
W założeniu rządu niewiele firm będzie mogło zresztą skorzystać z estońskiego CIT. Będzie on opcją jedynie dla spółek, które nie posiadają udziałów w innych podmiotach, zatrudniają co najmniej 3 pracowników oraz wykazują nakłady inwestycyjne.
Pracodawcy RP przypominają, że kluczem do rozwoju przedsiębiorczości w Estonii była prostota i szeroki dostęp do preferencyjnego opodatkowania – a tymczasem założenia "polsko-estońskiego" CIT-u znacząco ograniczają dostęp do tego sposobu opodatkowania.
–To powoduje, że projektowane przepisy z rozwiązaniami estońskimi mają w praktyce niewiele wspólnego – ocenia organizacja.