Polska jest Chinami Europy. Niedługo w paleniu węglem zostaniemy sami

Leszek Sadkowski
Paradoksalnie, w pewnej części także dzięki pandemii, po raz pierwszy zmniejszyła się w tym roku na świecie liczba elektrowni węglowych. Głównie w Europie oraz bogatszych krajach świata. Polska również w tej dziedzinie jest wyjątkiem i czerwoną latarnią.
Utrzymanie status quo w energetyce jest niemożliwe, rynek wymusi zmiany. 123rf.com

Odłączenie od sieci

W pierwszym półroczu 2020 na świecie zostały przyłączone do sieci elektrownie węglowe o łącznej mocy 18,3 GW, ale w tym samym czasie skończyły pracę elektrownie o mocy 21 GW - wynika z badania organizacji ekologicznych Global Coal Plant Trackers i Global Energy Monitor, które przytacza Reuters.

Z danych wynika, że produkcja energii z węgla uwiera głównie zamożniejsze kraje europejskie. I tak, w I półroczu br. zostały w nich odłączone od sieci elektrownie węglowe o mocy 8,3 GW, a kolejne, o mocy 6 GW mają zakończyć pracę do końca tego roku.


Warto dodać, że od węgla odejść chcą też kraje Azji, gdzie zmniejsza się liczba planowanych i budowanych elektrowni na węgiel. Np. w Azji Południowo-Wschodniej aż o 70 proc. w porównaniu ze średnimi wartościami z 2015 roku.

Jest ku temu powód, który Azję mocno uwiera - elektrownie węglowe są bowiem odpowiedzialne za około 40 proc. globalnych emisji CO2.

Przypadek Chin

Azjatyckim wyjątkiem są Chiny, które wbrew globalnemu trendowi wciąż jeszcze budują elektrownie węglowe ale nie wynika to z ich strategii, co raczej konieczności. Bo długofalowo Chiny od węgla będą odchodziły, opierając się w dużej części na OZE. Wiadomo jednak, że w tak ogromnym kraju potrzebny jest na to czas.

Przykład Pekinu, gdzie szybko zamknięto najbardziej trujące zakłady i elektrownie, wyraźnie pokazuje kierunek, jaki obrało Państwo Środka. Nie zmienia tego nawet fakt, że planowana w tym roku rozbudowa mocy jest w większości oparta o węgiel, który szczególnie w północnej części kraju jest energetyczną podstawą, co szczególnie w okresach zimowych generuje wielki smog w tamtejszych miastach.

Europa żegna się z węglem

Pomijając same Chiny, na świecie już od dwóch lat widzimy spadek liczby działających elektrowni węglowych. Deutsche Welle przypomina, że w Niemczech od lat nie buduje się żadnej nowej elektrowni zasilanej węglem, a budowa ostatniej "Datteln 4" w Nadrenii Północnej-Westfalii rozpoczęła się jeszcze w 2007 r.

Ale ze względu na usterki i polityczne dyskusje dopiero w maju br. rozpoczęła działalność. Już dwa miesiące później, czyli w lipcu br. Bundestag zatwierdził długo dyskutowaną, podjętą już przez rząd decyzję, by najpóźniej do 2038 r. całkowicie zakończyć produkcję energii z węgla.

Jednak Niemcy zaczną zamykać elektrownie węglowe już w tym roku - przewiduje projekt ustawy. I choć całkowite odejście do węgla zaplanowane jest do końca 2038 r., to pewnie nastąpi wcześniej i będzie kosztować co najmniej 40 mld euro.

Według niemieckiej Agencji Ochrony Środowiska obecnie ok. 45 elektrowni używa głównie albo częściowo węgla kamiennego. Bardzo podobnie robi Hiszpania, która wyłączyła niedawno siedem z jedenastu elektrowni węglowych.

Powód jest prosty, cena wytwarzanej przez nie energii elektrycznej jest za wysoka, na co wpływają ceny za CO2 - ok. 20 euro za tonę, oraz dość niskie ceny gazu ziemnego na rynkach światowych, dzięki czemu to on stoi teraz za produkcją energii.

Właścicielom elektrowni spalanie węgla się po prostu zwyczajnie nie opłaca biorąc pod uwagę przyszłość i wymogi Unii Europejskiej. Plan UE zakłada bowiem znaczną redukcję emisji CO2 z jednoczesnym przechodzeniem na odnawialne źródła energii.

Polski brak koncepcji

Jednak nie tylko Chiny są węglowym wyjątkiem. Chinami Europy można określić Polskę, która niewiele robi sobie z zamierzeń unijnych czy światowych trendów. Choć nawet nie, bo Chiny mają swój plan, który już wdrażają w życie. Tymczasem patrząc na działania polskiego rządu, można odnieść wrażenie, że ani planu, ani koncepcji nie ma, za to ma mocno "nie po drodze" z założeniami europejskimi, choć jest zobowiązany, żeby je realizować.

W Polsce spalanie węgla wciąż wydaje się być priorytetem, nowe bloki węglowe pracują pełną parą, a proces ten ma być kontynuowany, tak w Kozienicach, jak Opolu czy Jaworznie. W ocenie ekspertów problem leży w tym, że obecny rząd nie ma żadnego pomysłu na politykę energetyczną i jej dalsze funkcjonowanie. Pomysłów zresztą brakuje podobnie w kilku innych dziedzinach i branżach.

Wiadomo więc już, że do roku 2040, a może nawet i 2050, Polska nie odejdzie od węgla, bo raczej nie ma na to żadnego realnego planu, ani innej alternatywy na pozyskanie źródeł energii. Ministrowie mówili dotąd co prawda o skierowaniu swojej uwagi na energetykę jądrową, ale póki co żadnej decyzji nie podjęto.

Ponadto nic nie wskazuje na to, żeby ktoś jakąś konkretną decyzję szybko podjął, bo nikt nie potrafi wziąć za to odpowiedzialności. Co smutne, nie dotyczy to tylko tego rządu. Być może zatem będziemy spalali węgiel znacznie dłużej niż nam się wydaje.

Jedynym plusem w tym scenariuszu jest to, że powstają nowocześniejsze i mniej emisyjne bloki, jak również to, że udział źródeł odnawialnych w całym tym energetycznym zamieszaniu stopniowo może się zwiększać.

Wypracowanie planu

Zdaniem ekspertów bez długofalowej polityki energetycznej do 2050 r., polską energetykę czeka dryf i ryzyko nietrafionych inwestycji, a duża niepewność inwestycyjna będzie zniechęcać do działania.

Joanna Maćkowiak Pandera, prezes Forum Energii uważa, że w obliczu kapitałochłonnych decyzji, z którymi mamy do czynienia w energetyce, istotny jest plan działania. Bo bez tego trudno będzie zachować bezpieczeństwo energetyczne, nie będzie mowy o rozwoju krajowego biznesu, tworzeniu miejsc pracy w Polsce oraz poprawie innowacyjności.

- Utrzymanie status quo w energetyce będzie niemożliwe, a rynek wymusi zmiany. Polska powinna podjąć się dywersyfikacji źródeł wytwarzania - twierdzi.

Eksperci Forum zbadali potencjał krajowych źródeł energii i możliwości zrealizowania przez Polskę zobowiązań unijnych do 2030 r. i w 2050 r. Okazało się, że utrzymywanie statusu quo, czyli scenariusz węglowy, jest najbardziej ryzykowny, biorąc pod uwagę koszty systemowe, zmieniające się koszty technologii, problemy z pokryciem krajowych zasobów węgla oraz zaostrzające się normy środowiskowe.

Ważnym krokiem dla przyszłości produkcji energii na bazie węgla w Polsce jest zaś wypracowanie planu przejściowego, wskazującego, które elektrownie mają kluczowe znaczenia dla systemu, które powinny ulec modernizacji, a które należy przenieść do rezerwy zimnej poza rynkiem lub całkowicie zamknąć. Koniec końców jasne jest to, że najbardziej perspektywiczna jest energetyka alternatywna.

Tyle od ekspertów. W rzeczywistości rynkiem energii, podobnie jak rynkiem węgla, rządzi chaos i niekompetencja. Płacimy za to wszyscy. I to dużo.