Całe życie bez samochodu. Płaczący z powodu podwyżek kierowcy od dawna mnie nie ruszają

Katarzyna Florencka
Podniesienie kary za brak opłaty parkingowej w Warszawie spotkało się z przewidywalnym odbiorem: choć sporo osób przyjęło to z westchnieniem ulgi, to głośne larum podnieśli Kierowcy Uciśnieni, którzy zaczęli żalić się jak to decydenci nienawidzą kierowców. A ja rozmarzyłam się nad wizją pięknego świata, w którym byłoby to prawdą.
Nie każdy potrzebuje w mieście samochodu. Ale niektórzy kierowcy nie przyjmują tego do wiadomości. Unsplash.com
Żyjemy w dziwnych czasach: zagrożenie epidemiczne sprawia, że zalecane jest raczej unikanie podróży komunikacją miejską i wybieranie – jeśli to tylko możliwe – indywidualnych form transportu. Część osób, korzystając z letniej aury, przesiadła się z tej okazji na rowery.

Wielu warszawiaków uznało jednak, że koronawirus ostatecznie pobłogosławił proceder, który uprawiali od lat: rozbijania się po mieście własnymi autami bez żadnego palącego powodu, a jedynie dlatego, że mogą.

Kierowca niepraktykujący

Owszem, istnieją miejsca, w których bez samochodu jest jak bez ręki – ale akurat duże miasta z pewnością do nich nie należą. Wiem, co mówię: prawo jazdy zdobyłam w tradycyjnym wieku 18 lat, ale ostatni raz siedziałam za kółkiem właśnie na egzaminie. Inaczej pewnie miałyby się sprawy, gdyby los rzucił mnie do mniejszej miejscowości – jednak tak się złożyło, że całe dorosłe życie mieszkam w dużych miastach, pracuję w biurach. I nigdy, przenigdy nie trafiłam na sytuację, która przekonałaby mnie do zdobycia własnego auta.


Większość kierowców narzekających na koszt jeżdżenia samochodem po Warszawie tak naprawdę wcale nie musi tego robić. Stołeczna komunikacja miejska jest fantastyczna – owszem, są w niej rzeczy do poprawy, ale mroczne wizje kreowane przez opowieści warszawiaków nie do końca oddają faktyczny stan rzeczy.

Nie jesteśmy zmuszeni do spacerowania przez 10 minut tylko po to, żeby przesiąść się na inną linię metra. W większości przypadków możemy wybrać się na przystanek bez sprawdzania konkretnej godziny odjazdu, bo coś zawsze przyjedzie. Nie płacimy dodatkowo za jazdę w godzinach szczytu, a bilet miesięczny jest naprawdę śmiesznie tani. A jak trzeba się gdzieś szybko przemieścić, zawsze pozostają taksówki czy Ubery.

Motoryzacyjne uzależnienie

Niestety, na temat samochodu w mieście trudno jest dyskutować. Istnieje pewna – spora i głośna – grupa kierowców, którzy na samą sugestię, że do tych najczęstszych, codziennych dojazdów do pracy mogliby przesiąść się do komunikacji zbiorowej, reaguje jakby zasugerowało się, żeby do biura zaczęli zmierzać furmankami.

I nie jest to przesada: dla tych osób podróż autobusem miejskim jest jak najbardziej porównywalna z przejażdżką poczciwą furmanką, wiąże się bowiem z Utratą Prestiżu. Większość z nas miała z nimi w którymś momencie do czynienia: to ci współpracownicy, w których opowieści wymuszona przez zepsuty samochód przejażdżka metrem brzmi, jakby właśnie cudem przeżyli transport na Sybir.

Ich uzależnienie potrafi zresztą przybrać formy groteskowe. Swego czasu umówiłam się z pewną osobą na popołudniową kawę w okolicach Placu Trzech Krzyży. Spotkanie, które z założenia miało trwać jakąś godzinę, rozpoczęło się z półgodzinnym opóźnieniem. Okazało się bowiem, że osoba ta – mieszkająca dokładnie dwa kilometry od kawiarni, w której byłyśmy umówione, koniecznie musiała przyjechać samochodem i nie mogła znaleźć miejsca do parkowania.

Z kierowcą nie wygrasz?

Samorządy mają w tym momencie wolną rękę w kwestii ustalania opłat i kar parkingowych w strefach miejskich. Ale są tutaj ograniczone ustawowo: maksymalna stawka godzinowa może wynieść 0,45 proc. płacy minimalnej, a kara za brak biletu parkingowego – 10 proc. tejże.

Trudno tymczasem, aby takie opłaty odstraszyły najbardziej problematyczny typ kierowcy: który do wykonywania swojej pracy samochodu nie potrzebuje, ale jak niepodległości gotowego bronić swojego świętego prawa do niebratania się z pospólstwem w autobusach.

Z własnej woli nigdy się z korków nie wypiszą. Za każdym razem kiedy słyszę ich narzekanie, utwierdzam się tylko w przekonaniu, że jeżdżenie po mieście powinno być zupełnie nieopłacalne. Opłata za wjazd do centrum, 1000 zł mandatu za nielegalne parkowanie? Szybko okaże się, dla kogo samochód jest naprawdę niezbędny. A o ile szybciej będzie się jechało tą znienawidzoną komunikacją miejską!