Nikt na świecie nie miał odwagi. Polska linia jako pierwsza kupuje niesławne samoloty

Marcin Długosz
Niesławne Boeingi 737 Max są uziemione już ponad 1,5 roku. Po dwóch katastrofach każdy liczący się na świecie organ kontrolujący lotnictwo cywilne zakwestionował bezpieczeństwo maszyn i je uziemił. Gdy trwają kontrole, a linie lotnicze wykłócają się z Boeingiem o odszkodowania, nie ma chętnych na zakup nowych maszyn. Aż na scenę wkroczył polski przewoźnik.
Polski prywatny przewoźnik Enter Air porozumiał się z Boeingiem ws. odszkodowania za uziemione samoloty 737-8 Max. Jako pierwsza na świecie linia w tym roku złożył zamówienie na kolejne samoloty tego modelu Fot. pjs2005 / Flickr.com / CC BY-SA 2.0
O całej sprawie dowiadujemy się z komunikatu Enter Air, linii czarterowej i największego polskiego prywatnego przewoźnika. Komunikat dotyczył w zasadzie porozumienia o odszkodowaniu (nie ujawniono kwot, zasłaniając się tajemnicą przedsiębiorstwa) za uziemione Boeingi 737-8 Max. Podobne roszczenia wytoczył każdy przewoźnik, który we flocie - chcąc nie chcąc - te modele uziemił. To obecnie najgorętszy kartofel w branży lotniczej, nie licząc odpływu pasażerów przez pandemię koronawirusa.

Pierwsze zamówienie Boeinga w tym roku

EnterAir i Boeing się dogadali. Najwyraźniej Amerykanie musieli dać niezłą cenę, bo polska linia poinformowała o zakupie dwóch modeli i kolejnych dwóch jako opcje. Dość powiedzieć, że jeden z dwóch głównych producentów samolotów na świecie w tym roku nie otrzymał żadnego zamówienia, a mamy koniec sierpnia. Wtedy na scenę wkroczył polski przewoźnik.

Sprawdź także:
Strój, zapach, śpiewanie. Lista rzeczy, za które możesz wylecieć z samolotu, jest bardzo długa


Dlaczego polski przewoźnik zdecydował się na taki krok? - Pomimo kryzysowej sytuacji, trzeba myśleć o przyszłości. Dlatego uzgodniliśmy z Boeingiem zamówienie dodatkowych czterech samolotów modelu 737-8 - mówi cytowany w komunikacie Grzegorz Polaniecki, dyrektor generalny Enter Air. - Dwa z nich są jako "potwierdzone zamówienia", a dwa jako opcje. Uważamy, że maszyny amerykańskiego producenta po wszystkich modyfikacjach i sprawdzeniach, jakie przeszły, będą najlepszymi samolotami na świecie przez długie lata - dodaje.

Zobacz też: Linie lotnicze padają jak muchy. Tym bardziej dziwi bierność polskiego rządu w sprawie LOT-u

Uznając komentarz dyrektora z komunikatu za jednak zbyt enigmatyczny, poprosiliśmy Enter Air o rozwinięcie tej myśli. Jak komentuje dla INNPoland.pl Grzegorz Polaniecki, punkt widzenia linii lotniczych na sytuację jest inny.

- Media nie do końca trafnie oceniły winnego problemów tego samolotu. My znamy ten samolot dobrze, bo mamy dwie takie maszyny i wiemy, że jest to mimo wszystko najlepszy samolot na świecie, a po tych wszystkich dodatkowych testach i modyfikacjach, gdzie władze lotnicze prześwietliły dosłownie każdą śrubkę, nie ma żadnych obaw o jakiekolwiek błędy konstrukcyjne - mówi Grzegorz Polaniecki.

- Max wykonał 1311 lotów testowych pod okiem zespołu specjalistów z rożnych krajów i dziedzin. Nie możemy doczekać się chwili kiedy wróci wreszcie do latania - dodaje.

Jak zaznacza, operatorzy rezygnują z zamówień głównie ze względów finansowych. - Niektóre firmy miały do odbioru po 50 samolotów rocznie. My też musieliśmy przesunąć nasze najbliższe dostawy ze względu na kryzys. Nie widzę jednak szans, by ktoś, kto zna się na lataniu, podejmował decyzję w obawie o sprawność techniczną tego samolotu, choć z punktu widzenia prawnego to pewnie najbezpieczniejsza wymówka - tłumaczy Grzegorz Polaniecki.

Uziemienie

Przypomnijmy, po dwóch głośnych katastrofach uziemiono wszystkie egzemplarze tego modelu. Po pierwszych kontrolach wyszło na jaw, że problem leżał w oprogramowaniu samolotu. Okazało się, że system używał tylko jednego z dwóch czujników kąta natarcia. Gdy czujnik zawodził, samolot nie rozpoznawał, że otrzymuje błędne dane i mimo właściwych parametrów opuszczał nos. Aktualizacja oprogramowania została już wdrożona, ale do czasu zakończenia procesów certyfikacyjnych maszyny pozostaną w hangarach.