Kraj dla dymiarzy. Choć unijne przepisy obowiązują od 2 tygodni, PiS dopiero do nich zasiadł

Grzegorz Koper
Wciąż nie wiadomo, kto będzie kontrolował w Polsce rynek eksploatowanych samochodów. Zmusza nas do tego Unia Europejska.
Rząd będzie zmuszony do sprawdzania eksploatowanych w Polsce samochodów. Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Gazeta Wyborcza zwróciła uwagę na obowiązujące od 1 września przepisy unijne zobowiązujące do kontroli eksploatowanych na rynku pojazdów. W ramach regulacji państwa członkowskie mają prowadzić kontrole określonej liczby samochodów, co do ich zgodności z unijnymi wymogami.

Rzecznik Ministerstwa Infrastruktury poinformował, że obecnie trwają prace Międzyresortowego Zespołu ds. Reformy Systemów Oceny Zgodności i Nadzoru Rynku, dotyczące ustanowienia systemu nadzoru rynku w Polsce. Prace te mają na celu m.in. wyznaczenie organów nadzoru rynku w obszarach, w których dotychczas organy te wyznaczone nie były, podaje "Wyborcza".


Jak na razie nie wiemy, kto i w jaki sposób się tym w kraju zajmie. "GW" zauważa też, że nie wiadomo, kiedy skończą się prace resortów i który organ będzie nadzorował rynek.

Problem z dymiarzami na drogach

Unijne przepisy są m.in. pokłosiem afery Dieselgate, która wstrząsnęła opinią publiczną kilka lat temu. Niestety ujawnienie fałszowania testów emisji spalin nie rozwiązało problemu. Pisaliśmy w INNPoland, że samochody bywają groźne do środowiska niezależnie od tego czy wycina im się filtr DPF.

Wśród najróżniejszych proekologicznych rozwiązań, wymienia się też obniżenie maksymalnego ograniczenia prędkości na autostradach.

Z badań i symulacji przeprowadzonych przez EEA wynikło, że limity prędkości wprowadzone dla ciężarówek pokrywają się z optimum prędkościowym pod względem zużycia energii i CO2. Dlatego też redukcja prędkości samochodów osobowych może przynieść podobne korzyści.

Ponadto ograniczenie prędkości do 80-90 km/h na autostradach przed miastami i obwodnicach miasta może skutkować znaczną redukcją zużycia paliwa i emisji zanieczyszczeń.