Koniec latania "na wypasie". Przygotujcie się na cięcia kosztów i niewygody w samolotach

Kamil Nowicki
Linie lotnicze pozbywają się dużych, czterosilnikowych samolotów, w tym popularnego Jumbo Jeta. Te latające słonie pożerają zbyt dużo paliwa, by było to opłacalne. Zwłaszcza, że klasy biznes i premium zajmują wiele miejsca na pokładzie, a na tego rodzaju drogie bilety nie ma specjalnie popytu ze względu na koronawirusa.
Airbus A380 w barwach Emirates unsplash.com

Wirus zabierze nam Jumbo Jeta

Nie ma co ukrywać, że Covid-19 zadał mocny cios branży lotniczej. Obecnie sytuacja jest cały czas niestabilna, a planowanie podróży mija się z celem, ponieważ co chwilę zmieniają się regulacje dotyczące latania.

Oprócz zatrważających spadków dochodów, linie lotnicze zdecydowały się na zmniejszanie kadry pracowniczej. Wiele osób pracujących w tej branży m.in. piloci czy załoga pokładowa straciło pracę. To również ostatni moment, aby skorzystać z lotu dużymi samolotami jak Airbus A380 oraz A340 i Boeing 747. Ich czas jest już policzony.


Elementem wspólnym wymienionych samolotów jest zamontowanie czterech silników i spore rozmiary. Warto dodać, że Airbus A380 i Boeing 747, potocznie nazywany Jumbo Jet, oferują dwa poziomy.

Już od jakiegoś czasu w branży lotniczej trwały dyskusje na temat sensowności posiadania we flocie dużych i paliwożernych samolotów. Linia British Airways oficjalnie podała, że ze swojej floty usunie 31 samolotów Boeing 747, jakie jej zostały. Skutkiem są straty poniesione w wyniku sytuacji związanej z koronawirusem, co wpływa na rentowność posiadania i używania Jumbo Jetów.
Boeing 747 w barwach Lufthansyunsplash.com
Niedawno również Lufthansa podała, że zamierza wycofać natychmiastowo wszystkie Boeingi 747-400 oraz Airbusy A340.

Prawdopodobnie na emeryturę pójdą również Airbusy A380. Tylko w pierwszej połowie tego roku niemiecki przewoźnik stracił łącznie 1,8 mld euro – informuje portal pasażer.com.

Ekonomia ponad wszystko

Cztery silniki to zdecydowanie większe zużycie paliwa, na co zwraca uwagę w rozmowie z INNPoland.pl kapitan Dariusz Kulik, pilot Airbusa A320 oraz twórca kanału YouTube o nazwie Turbulencja.

– Jeśli chodzi o duże czterosilnikowe samoloty typu B747, czy wzbudzający dużo emocji A380, one muszą przegrać ekonomicznie ze znacznie oszczędniejszymi samolotami dwusilnikowymi. Samolot A380 miałby może uzasadnienie pod względem ekologicznym i ekonomicznym, gdyby występował w wersji z dużą ilością miejsc w klasie ekonomicznej. – zauważa kapitan Airbusa.

Teraz raczej linie lotnicze będę kierowały się ku budowaniu floty w oparciu o bardziej wydajne samoloty, które nie potrzebują aż tak dużo paliwa, które stanowi główną część kosztów.

Zatankowany do pełna Airbus A380 ma 320 tys. litrów, co jest równowartością ponad 1,8 mln zł. Mniejszy, ale zdecydowanie oszczędniejszy Boeing 787-8 jest w stanie pomieścić blisko 126 tys. litrów paliwa (ok. 717 tys. zł) – wylicza Business Insider.

Koniec z luksusem

Duże samoloty, jak Boeing 747 czy Airbus A380, znane są z oferowania kilku klas. Niestety prestiż potrzebuje dużo miejsca. Najlepiej pokazał to na swoim filmiku youtuber Sam Chui. Miał okazję zrecenzować lot w pierwszej klasie linii Etihad, który w najdroższym wariancie oferuje miejsce składające się z m.in. sypialni. Koszt biletu to 20 tys. dol.
– Jednak głównie zarabia się tam na rozbudowanych klasach business i pierwszej, zapewniając nawet łóżka czy prysznice. Być może popyt na takie drogie usługi wygasa w ostatnim czasie. Nie znamy dokładnie podstaw ekonomicznych tych decyzji – dodaje twórca kanału Turbulencja.

Mało kto jest w stanie lekką ręką wydać pięcio lub nawet sześciocyfrowe kwoty na na zakup biletu w pierwszej klasie. Wymienione przez kapitana Kulika klasy zabierają strasznie dużo miejsca.

Airbus A380 podzielony na trzy klasy jest w stanie zabrać nawet ok. 500-560 osób. W przypadku stworzenia jednej klasy, jak ma to miejsce w tanich liniach lotniczych, największy Airbus zabrałby ponad 800 pasażerów.