"Pieniądze nie kapią samorządom z nieba". Pomysł PiS na obniżenie cen za wywóz śmieci to ściema
Od 1 kwietnia w Warszawie obowiązują nowe stawki za wywóz śmieci. Opłaty skoczyły drastycznie, niektórym nawet o 500 proc. Rekord to aż 687 złotych miesięcznie. Wzrost rodzi bunt w mieszkańcach, a rząd w panice szuka rozwiązania. Niestety, to co proponuje i tak odbije się na naszych kieszeniach.
- By powstrzymać wzrost cen, PiS chce pozwolić samorządom na dopłacanie do systemu zarządzania odpadami – co obecnie jest zabronione
- Eksperci alarmują, że jeśli pieniądze zostaną przeznaczone na zasypanie dziury w gospodarce odpadami, nie będzie ich na nowe inwestycje, budowę dróg, szkół, szpitali czy przedszkoli
- Samorządy będą musiały poszukać dodatkowego przychodu. I z dużym prawdopodobieństwem zaczną podnosić podatki lokalne
Przypomnijmy, przepisy regulujące zasady określania stawek za wywóz odpadów obowiązują od 2012 roku. Ustawa o czystości i porządku w gminach dopuszcza cztery metody: od powierzchni mieszkania, od liczby zadeklarowanych osób w lokalu, od gospodarstwa domowego i właśnie od zużycia wody.
Na ten ostatni sposób naliczania decyduje się i zdecyduje zapewne większość samorządów. Dotychczas najczęściej stosowany system naliczania opłaty “od liczby zadeklarowanych osób w lokalu” okazał się bowiem mało efektywny. Mieszkańcy często zgłaszali mniej mieszkańców niż rzeczywistości produkowało w nim śmieci.
– Gdyby brać pod uwagę tylko dane z deklaracji, można by sądzić, że w Warszawie są prawie same jednoosobowe gospodarstwa domowe – mówi Mariusz Łubiński, prezes firmy Admus, zajmującej się zarządzaniem nieruchomościami. Podwyżki budzą oburzenie Polaków. A rząd główkuje jak zatrzymać falę niezadowolenia. Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", PiS chciałby pozwolić samorządom na dopłacanie do systemu zarządzania odpadami - co jest aktualnie zabronione. Chce w ten sposób obalić podstawowy argument używany przez gminy do usprawiedliwienia podwyżek: tłumaczą one, że system musi się sam bilansować. Czy propozycja rządu PiS to dobre rozwiązanie na powstrzymanie podwyżek cen śmieci?
Mariusz Łubiński: Stare przysłowie mówi, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Z punktu widzenia mieszkańca każde rozwiązanie, które obniży horrendalnie wysoką opłatę za wywóz nieczystości, jest dobrym rozwiązaniem.
Natomiast z punktu widzenia samorządów jest to jedno z najgorszych rozwiązań. Środki, które zostaną przeznaczone na zasypanie dziury w gospodarce odpadami, nie zostaną wykorzystane na inne potrzeby gmin. Nie będzie pieniędzy na nowe inwestycje, na budowę dróg, szkół, szpitali czy przedszkoli. Albo na utrzymanie istniejącej infrastruktury.
Nie jest to również dobre rozwiązanie z punktu widzenia czysto politycznego. Przy najbliższych wyborach samorządowych na pewno pojawią się kandydaci, którzy będą obiecywali zaniżanie tych opłat. Co będzie się wiązać z ponoszeniem większych kosztów przez gminy bądź urzędy dzielnic. A mniej świadomi obywatele, głosujący własnym budżetem, będą tych populistów popierali.
Ale czy na pewno zaoszczędzą na tym populizmie?
Niestety, pieniądze nie kapią samorządom z nieba. Będą musiały zatem poszukać dodatkowego przychodu. I zaczną podnosić podatki lokalne. Mieszkaniec będzie musiał i tak zapłacić - jeśli nie z prawej, to z lewej kieszeni.
Co może podrożeć?
Na przykład opłaty z tytułu nieruchomości. Co prawda ustawa mówi o maksymalnej wysokości takich opłat, ale jak znam życie za chwile będą naciski polityczne na zwiększenie limitów ze względu na pojawiające się potrzeby.
A co mogłoby, pana zadaniem, naprawdę wpłynąć na obniżenie ceny wywozu śmieci?
Po pierwsze, wpływ na cenę wywozu mają horrendalnie wysokie tzw. “opłaty marszałkowskie”. Czyli to, co firma wywożąca odpady musi odprowadzać do budżetu za każdą tonę wywiezionych odpadów. Należałoby zatem zastanowić się nad ich wysokością.
Pomóc mogłoby również zmniejszenie liczby frakcji, na którą dzielimy odpady. W Warszawie firmy nie przyjeżdżają po odbiór odpadów raz czy dwa razy w tygodniu, tylko codziennie po inną frakcję. To też generuje koszty.
No i, co moim zdaniem najważniejsze, decentralizacja i uwolnienie rynku. Należałoby obniżyć wymagania dotyczące firm wywożących odpady. Dzisiaj nałożony jest na nich cały szereg obowiązków. A to doprowadziło do zniknięcia mniejszych firm, które były dużą konkurencją dla gigantów obecnie monopolizujących rynek.
Na demonopolizację pozytywnie wpłynęłaby również możliwość kontraktowania usług przez spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe. Uważam, że poprawiłoby to również jakość usług.
Ale czy będzie komu ze sobą konkurować? Stałą bolączką samorządów jest to, że w przetargach na wywóz odpadów startuje jeden podmiot albo nie startuje nikt w ogóle. Dlaczego na rynku jest tak mało firm?
To przez to, że z dnia na dzień zdecydowano, że firma wywożąca odpady musi posiadać własne sortownie i spalarnie. Wymogi praktycznie wykluczyły z rynku mniejsze podmioty, które nie spełniały wymagań określonych w przetargach. Zwłaszcza, że nie było dostatecznie długiego okresu przejściowego, który pomógłby im w przystosowaniu się do nowych realiów.
Te nowe przepisy były zresztą wspaniałym “prezentem” dla dużych firm. Możemy podejrzewać, że z dużym prawdopodobieństwem jest między nimi jakieś porozumienie, które wpływa na windowanie cen. Nie wiemy tego na pewno, ale mając taką pozycję na rynku i brak konkurencji mogły się swobodnie podzielić rynkiem.
Jak bardzo te zmiany systemowe wpłynęły na wysokość opłat za wywóz śmieci?
Przed reformą, w 2012 roku, średni koszt wywozu odpadów w Warszawie od mieszkania był na poziomie 5 złotych. Dzisiaj to 150-250 złotych. To nie jest sytuacja normalna. W jednym z naszych lokali w śródmieściu naliczono miesięczną opłatę “za śmieci” w wysokości ponad 550 złotych.
Zwróćmy uwagę na to, że koszt wywozu odpadów w Warszawie to 12,73 liczone od metra sześciennego wody, a koszt samej wody to jest 9,85. Doszliśmy do momentu, w którym wywóz odpadów jest znacznie droższy niż dostarczenie wody i odbiór ścieków.
A czy da się coś z tym zrobić? Czy mieszkańcy mają drogę odwołania?
Warszawa stoi na stanowisku, że jest w stanie dać jakąś bonifikatę, pod warunkiem że bonifikatę zaoferuje również dostawca wody. Co w praktyce zdarza się bardzo rzadko.
Dlatego niestety, w mojej ocenie, większych szans na odwołanie nie ma.