Sezon burzowy w pełni, a oni je "łapią". Oto, co Polscy Łowcy Burz sądzą m.in. o Alertach RCB

Krzysztof Sobiepan
Sezon burzowy nadal w pełni, a skwar przeplata się z niszczycielskimi nawałnicami. Co ciekawe, do nas jeden z Alertów RCB przyszedł… po burzy. Postanowiliśmy więc zbadać działanie systemu ostrzegania i porozmawiać o tym, jak wykrywa się burze oraz przed nimi ostrzega. Mówią nam o tym spece z Polskich Łowców Burz.
Burze potrafią zawiązać się w 10 min, dokonać zniszczeń i się rozwiać - mówią nam Polscy Łowcy Burz. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Czemu nie dostałem alertu RCB?

W ostatnim czasie zauważyłem dość ciekawe zjawisko. Nad naszą redakcją przeszła koszmarna burza. Waliło w dach, jakby krople deszczu miały zamiar przebić sufit naszego budynku na wylot. Było ciężko nawet rozmawiać bez podnoszenia głosu. Burza po godzinie się uspokoiła. A potem kolejne osoby zaczęły… dostawać alerty RCB o nadchodzącej burzy.


Taki alert to jak musztarda po obiedzie, ale zaciekawiliśmy się tym zdarzeniem. Jak w ogóle wykrywa się burze? Czemu rządowe alerty potrafią być niewypałem? A może istnieje jakiś lepszy sposób zabezpieczenia się przed nawałnicą?

Napisaliśmy więc do samego RCB. Odpowiedź była zdawkowa, ale rzuciła nieco światła na nasz przypadek.

"Za dystrybucję Alertu RCB odpowiadają operatorzy telefonii komórkowej. To od przepustowości ich infrastruktury zależy prędkość dostarczania ostrzeżeń do użytkowników. Jeśli Alert RCB jest wysyłany na duży obszar, to wówczas czas dostarczania może trwać nawet kilka godzin. Tak było właśnie w dniu, o który Pan pyta, kiedy zostało wysłanych ok. 35 milionów SMS-ów z Alertem" – tłumaczy nam Anna Adamkiewicz z Centrum.

To jednak zdecydowanie za mało, by zaspokoić naszą ciekawość. Porozmawialiśmy więc z Polskimi Łowcami Burz, którzy śledzeniem gwałtownych zjawisk pogodowych zajmują się na co dzień. O burzach opowiada nam Piotr Żurowski, rzecznik organizacji.
Czytaj także: Rząd wprowadzi podatek od deszczu. Będziemy płacić za nawałnice

Czym zajmują się Polscy Łowcy Burz?

W Polsce mówi się o "sezonie burzowym". Kiedy ta fala się skończy?

Piotr Żurowski: Tak zwany "sezon burzowy" występuje w Polsce co roku, liczymy go od kwietnia do września. Warto jedna zaznaczyć, że teraz, na początku lipca, mamy szczytową aktywność burzową. Taki pik trwa od maja do połowy sierpnia.

Oczywiście nie można powiedzieć, że burze będą tylko w tym okresie i kropka. Burze są naturalnym zjawiskiem pogodowym i występują przez cały rok. Burza może zdarzyć się nawet w środku zimy – często wiąże się to z przechodzeniem głębokich niżów powietrza. Powodują one znaczne porywy wiatru, często także zniszczenia.

Ale faktycznie w wymienionym okresie wakacyjnym mówić można o nagromadzeniu tego typu zdarzeń.

Z czego to wynika? Co wpływa na to, że burz tworzy się teraz więcej niż kiedy indziej?

W miesiącach wiosenno-letnich powietrze bardzo się ogrzewa. Nad Polskę napływa bardzo dużo ciepłego, wilgotnego powietrza. W nie uderzają szybko przemieszczające się fronty z chłodnym powietrzem. Tam gdzie dwie fale się spotkają – powstaje burza. Jak się wykrywa kiedy i gdzie będzie burza?

Pierwszym krokiem jest spojrzenie na tzw. modele numeryczne prognozowania pogody. To dane, które zapewniają odpowiednie instytucje, mające dostęp do superkomputerów których zadaniem jest wykrywanie potencjalnie niebezpiecznych zjawisk.

Kompilują one informacje takie jak ciśnienie, wilgotność powietrza, temperaturę, co pozwala w przybliżeniu odkryć obszary narażone na burze. Taka gotowa mapa numeryczna ukazuje, gdzie warunki na powstanie burz są obecnie najlepsze.

A co, jeśli chcemy zebrać dokładniejsze informacje, albo śledzić, gdzie będzie burza?

Do precyzyjnych pomiarów używa się już bardziej lokalnych metod. W dniu wystąpienia burz można na przykład śledzić rozwój wydarzeń za pośrednictwem radaru meteorologicznego. Pozwala on wykryć m.in. intensywność opadów w danej chwili i nad danym obszarem.

Innym narzędziem obserwacji burz jest detektor wyładowań atmosferycznych. Jak sama nazwa wskazuje urządzenie wykrywa częstotliwość i położenie błyskawic. Urządzenia te monitorują pole elektromagnetycznie, a jednocześnie wykorzystuje fale radiowe i system GPS. To także pozwala na dokładne określenie, gdzie jest burza i w którą stronę się przemieszcza.

Bardzo dobrze działa np. strona Blitzortung.org, gdzie wyładowania może śledzić każdy, a opóźnienie wynosi zaledwie parę sekund.

A jakie miejsce w tej układance zajmują Polscy Łowcy Burz? Kim jesteście?

Jesteśmy stowarzyszeniem działającym od 2008 roku. Zrzeszamy osoby, które zajmują się prognozowaniem oraz ostrzeganiem przed groźnymi zjawiskami meteorologicznymi. Mamy wielu członków którzy profesjonalnie zajmują się prognozowaniem pogody oraz uczonych, którzy badają takie zjawiska i wykładają na uniwersytetach.

Przede wszystkim jesteśmy więc nastawieni na edukację. Chcemy, by każdy mógł od nas uzyskać zrozumiałe informację, a jednocześnie sami organizujemy konferencje naukowe i przedstawiamy autorskie badania.
Czytaj także: Tragicznych skutków nawałnicy można było uniknąć. Łowcy Burz przekonują: wystarczy wysłać SMS-y
Jak rozumiem jesteście ochotnikami?

Tak, jesteśmy non-profitem, nasi eksperci poświęcają czas ze swojej dobrej woli. Utrzymujemy się praktycznie tylko ze składek stowarzyszeniowych i darowizn.

Jeśli chodzi o naszą pracę, to praktycznie od początku stanowimy niezależny system ostrzegania. Mamy swój autorski system. Zaczynaliśmy od ostrzeżeń na poziomie powiatu, ale obecnie mamy już tzw. poligony, gdzie zaznaczyć można interesujący nas obszar np. określony region a nawet pojedyncze miasta.

System działa na bieżąco – jeśli widzimy coś niebezpiecznego, to natychmiast wydajemy ostrzeżenie. Co odróżnia jedynie deszczowy czwartek od ogromnej nawałnicy z wielkimi stratami?

Nie ma tu prostej odpowiedzi. Każda, nawet mała burza może bardzo szybko przerodzić się w ogromną nawałnicę, a ta może z kolei doprowadzić do powstania trąby powietrznej. Dokładnie taką sytuacje mieliśmy w Polsce zaledwie parę tygodni temu.

Gwałtowna burza powstaje w efekcie tworzenia się tzw. superkomórek burzowych. Charakteryzują się one ulewnymi opadami deszczu, bardzo dużego gradu i niezwykle mocnymi porywami wiatru.

Superkomórka sama z siebie stanowi znaczne zagrożenie, a ma jeszcze szansę przeistoczyć się w bardziej niszczycielską trąbę powietrzną. To jest bardzo dynamiczne zjawisko i trzeba je niezwykle uważnie monitorować.

A kiedy burza staje się na tyle groźna, że RCB wysyła nam SMS-y?

Jeśli chodzi o alerty RCB, to są one wydawane na podstawie ostrzeżeń Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Instytucje te mają różne kryteria, na podstawie których zaliczają burze do zwykłych lub niebezpiecznych.

Z tego, co wiem, musi być to co najmniej drugi stopień zagrożenia burzowego, ok. 80-90 proc. szans na burze lub wystąpienie zjawiska takiego jak porywy wiatrów do 90 km/h lub opady deszczu powyżej 50 mm. Szczegóły nie są za chętnie zdradzane.

Co ciekawe ostatecznie o wysłaniu alertu nie decydują meteorolodzy z IMGW, tylko pracownicy RCB, którzy nie są specjalistami od pogody. Dla mnie to sytuacja zupełnie na opak. Ostrzegać powinni synoptycy, którzy faktycznie znają się na rzeczy. A co z sytuacjami, gdy dostaliśmy alert i nic się nie dzieje?

Nie można sobie pozwolić na bycie nieuważnym. To, że nie dostaliśmy alertu, nie oznacza, że na naszym progu na pewno nie zjawi się ogromna burza. Działa to w obie strony. Czasem alert jest wysyłany, ale burza nie przeradza się w nic niebezpiecznego. A czasem alertu nie ma, a sytuacja szybko staje się podbramkowa.

No to jak się zabezpieczyć? Skoro nawet alerty potrafią być niewypałem?

Polecam niezależne systemy ostrzegania i śledzenia. Dziś to kwestia ściągnięcia na telefon odpowiedniej aplikacji, która sama powiadomi m.in., że w nasze okolice zbliża się niebezpieczna burza. Blitzortung ma własną apkę, ale istnieje ich bardzo dużo: Burzowo.info, Monitor Burz, własny program man nawet Regionalny System Ostrzegania (RSO) oraz IMGW.

Praktycznie każdy ma jednak dostęp do internetu w telefonie, więc sytuacje można monitorować z przeglądarki mobilnej. To już zależy, gdzie dana osoba się znajduje. Polecam korzystanie z odpowiednich programów naszych sąsiadów. Niemcy mają bardzo zaawansowane rozwiązania w ramach Deutsche Wetterdienst. Południowe tereny Polski załapują się zaś na system Słowacji - SHMU.sk.

W ten sposób powinniśmy być ostrzeżeni jeszcze zanim nad głowami pojawi nam się burza. Ale niektóre komórki są w stanie się rozwinąć dosłownie w 10 minut, w drugie 10 minut zrobić szkody, po czym zniknąć bez śladu. Możemy zapomnieć, że w takim czasie ktoś nas ostrzeże. Tu trzeba po prostu obserwować niebo.

Ale ludzie biorą też zapewne sprawy w swoje ręce.

Tak, niektórzy mają prywatne stacje meteorologiczne, które łączą w większe sieci operowane społecznościowo. Im więcej mamy danych, tym możemy być precyzyjniejsi, także każda dodatkowa stacja pomaga.

Ciekawy jest tu przypadek powiatu Tarnawskiego. Podczas powodzi z 2010 r. woda wywołała tam znaczne zniszczenia, podobnie jak w innych regionach południowo-wschodniej Polski. Tzw. powodzie błyskawiczne powstawały tak szybko, że ludzie ledwo byli w stanie jakkolwiek się przygotować na atak żywiołu.

Tarnowianie zainwestowali więc w lokalny radar meteorologiczny, który obecnie skanuje otoczenie co minutę, a jego opóźnienie to ok. 5 minut. Za pomocą tego radaru bardzo widoczny był tzw. hak superkomórki burzowej, który przerodził się potem w trąbę powietrzną w okolicach Nowego Sącza.

Uważam że to bardzo, bardzo dobry pomysł i takich inicjatyw powinno powstawać więcej. Zwłaszcza na obszarach, gdzie mamy regularne podtopienia i powodzie.

Jak to jest – czy zmiany klimatu powodują, że liczba burz rośnie? Wydaje mi się, że jest ich więcej niż kiedyś.

Dobrze pan powiedział – "wydaje się". Ponieważ mamy dostęp do bardzo wielu nowoczesnych narzędzi, aplikacji, map wyładowań elektrycznych, opadów i tak dalej to jak człowiek nad tym wszystkim siądzie, to zdaje mu się, że burz jest więcej ilościowo.

Media też bardzo chętnie podejmują temat zniszczeń po burzach i dokładnie opisują takie sytuacje. Każdy ma telefon komórkowy i może nagrać wideo nawałnicy, wrzucić do internetu. W tym natłoku informacji można odnieść wrażenie, że cały czas jest burza, zniszczenia i tak w kółko.

A jak jest naprawdę?

Dużo trudniej jest ocenić takie trendy. Burze są zjawiskiem bardzo lokalnym. Ktoś może narzekać, że nie ma śladu po zapowiadanej burzy, a w sąsiedniej wsi ludzie łapią się za głowę – takie są zniszczenia. Wydaje się, że co parę lat zmienia się region Polski, w którym nawałnice są najczęstsze. Obecnie trenduje tu Małopolska. W innym regionie może być wtedy wyjątkowo mało burz biorąc pod uwagę dane historyczne.

Są nawet prowadzone takie badania sugerujące, że w kolejnych latach zjawisk burzowych będzie coraz mniej. Słabsze stają się bowiem tzw. uskoki wiatru – jeden z elementów niezbędnych do powstania tego zjawiska.

A co ze zmianami klimatu? Mówi się przecież, że globalne ocieplenie wpływa na gwałtowniejszą pogodę.

Pogodę trudno jest przewidzieć na miesiąc do przodu, a co dopiero mówić o latach. Na razie ciężko moim zdaniem podeprzeć wiedzą naukową stwierdzenie, że burz jest więcej przez zmiany klimatu Ziemi.

By obronić taką tezę trzeba by poświecić na badania nawet kilkadziesiąt lat żmudnej pracy. To ogrom zbierania i porównywania danych statystycznych i meteorologicznych.

W kręgach naukowych mówi się nawet, że podwyższenie temperatury i spowolnienie wiatrów w całym profilu pionowym atmosfery może mieć efekt odwrotny, czyli burz będzie w przyszłości mniej.

Chodzi tu o to, że bez odpowiednich warunków, m.in. porywistego wiatru burze mogą mieć problem z tworzeniem się i wzbieraniem na sile. Możliwa jest więc też wersja, że burz będzie więcej, ale będą one mniej gwałtowne i niszczycielskie.
Czytaj także: Wywołujemy deszcz i beztrosko bawimy się pogodą. Skutki mogą być opłakane