Prof. Izdebski: Mam pacjenta, który zrezygnował z seksu z żoną i kupił sobie seksualną lalkę

Natalia Gorzelnik
Kiedy komputery zaczęły pojawiać się w naszym życiu, nikt nie przypuszczał, że wkroczą tak mocno również pod nasze kołdry. Tymczasem nowe technologie dziś są nie tylko pośrednikami, ale nawet podmiotami stosunków. Polakom obce nie są ani wymyślne, zaawansowane gadżety, ani służące do osiągania przyjemności roboty.
Mateusz Skwarczek/Agencja Gazeta
Jak Polacy reagują na cyberseks? Czy to dla nas temat tabu?

Prof. Zbigniew Izdebski: Nasz stosunek wobec cyberseksu, czyli przeżywania podniecenia w trakcie rozmów przez internetowe komunikatory, znacznie się zmienił. Ogromny wpływ na to miała, oczywiście, pandemia. Zamknięcie w domu wpłynęło na wzrost przyzwolenia społecznego na uprawianie wirtualnego seksu, czyli masturbowania się i przeżywania orgazmu przed monitorem.

Lockdown sprawił, że wiele osób zostało pozbawionych możliwości kontaktu z bliskimi, z którymi pozostawali w relacjach seksualnych. Przecież nie wszystkie pary są ze sobą związane małżeństwem i nie wszystkie ze sobą mieszkają. Gdy wybuchła pandemia, zostały one pozbawione kontaktu seksualnego. Zaczęły więc poszukiwać innych sposobów na budowanie intymności. I tak właśnie znormalizowaliśmy sobie społecznie cyberseks.


Jak wielu Polaków zaczęło uprawiać cyberseks? Czy da się to pokazać w liczbach?

Z moich badań wynika, że tolerancję wobec cyberseksu, w okresie pandemii, deklarowało 20 procent Polaków. A proszę zwrócić uwagę na to, że wzrost przyzwolenia społecznego bierze się bezpośrednio z tego, że daną aktywność podejmuje coraz więcej osób.

Analogiczne zjawisko wystąpiło jakiś czas temu w przypadku nawiązywania znajomości poprzez portale randkowe. Przecież to nie zawsze było tak normalne i akceptowane jak dziś. Jeszcze nie tak dawno temu wielu moich pacjentów wstydziło się tego, że poznali się na portalach randkowych. Mieli poczucie, że internetowa znajomość jest czymś gorszym.

… a dzisiaj wielu osobom może być trudno wyobrazić sobie gdzie indziej, jeśli nie w sieci, mieliby poznać drugą połówkę. Czy to oznacza, że internet “wypaczył” nasze relacje?

To prawda, że młodzi (i nie tylko) ludzie coraz chętniej i częściej posługują się internetem w celu poznania drugiej osoby. Zapewne już niebawem będę mógł pytać w badaniach o to gdzie dana osoba poznała się z partnerem - na żywo czy w sieci. I dopiero po przenalizowaniu wyników takich badań będzie można rzetelnie określić, które związki są bardziej satysfakcjonujące czy trwałe.

Jeżeli natomiast chodzi o kwestie czysto seksualne, to już teraz jestem głęboko przekonany, że należy bardziej docenić wartość internetowych znajomości “na seks”.

Tu mnie pan profesor zaskoczył. O internetowych spotkaniach “na seks” można powiedzieć bardzo dużo, ale raczej rzadko kiedy w kontekście wartości.

I niesłusznie, bo takie internetowe znajomości - pod kątem satysfakcji seksualnej - często służą ludziom bardziej niż “normalne” randkowanie.

Jak to?

Ludzie, którzy się nie znają, ale umawiają się na seks, określają swoje preferencje w otwarty sposób. Podają wymiary, opisują fantazje, badają swoje granice. Mówią o tym, o czym na “tradycyjnej” pierwszej randce wspominać nie wypada.

Bo chociaż zdarza się, że pierwsza randka w drink-barze kończy się w łóżku, to jednak znacznie częściej, nim dojdzie do zbliżenia, para spotyka się przez jakiś czas. I mimo że spotkania te służą wzajemnemu poznawaniu się, to zwykle skrzętnie pomijane są kwestie intymne. Mamy poczucie, że aby spełnić jakieś “cywilizowane” normy towarzyskie, nie powinniśmy od razu obwieszczać swoich seksualnych oczekiwań

Ludzie nie pytają się przy pierwszym spotkaniu o to, jaką technikę lubi partner, albo czy wyrazi zgodę na seks analny. Nie podają swojej seksualnej topografii z wyszczególnionymi punktami na ciele i dokładnymi wskazówkami, gdzie się lubi być pieszczonym.

Czy ruchy frykcyjne w czasie stosunku mają być dynamiczne, czy nie? Czy partner lubi namiętne pocałunki? Czy lubi seks oralny przed penetracją? Czy wytrysk spermy może być do ust, albo czy w ogóle to nie wchodzi w grę? To wszystko pytania, których boimy się zadać naszemu potencjalnemu partnerowi lub partnerce. A które swobodnie zakreśla się w ankiecie internetowej na portalu randkowym.

Ta otwartość wpływa na to, że sami uczymy się tego, co nam odpowiada? Że budujemy swoją seksualną świadomość?

To po pierwsze. A po drugie, dzięki takiej grze “w otwarte karty”, do stosunku dopuszczamy tylko takie osoby, które wpisują się w nasze oczekiwania. I dzięki temu seks najczęściej jest dokładnie taki, jakiego byśmy chcieli.

Jeżeli mężczyzna nie lubi kobiet z niewielkimi piersiami, może sobie “wyklikać” taką, która ma obfity biust. A kobieta, która lubi muskulaturę, może dobrać sobie bardzo “napakowanego” faceta. I wystarczy, że go pogłaska po jego muskularnych ramionach czy “kaloryferze” na brzuchu i będzie cała szczęśliwa - gotowa na współżycie i z wilgotną pochwą.

Wróćmy jeszcze do samego cyberseksu. Czy nie ma ryzyka, że ci bardziej nieśmiali uzależnią się od “zasłaniania się” monitorem? Że będą bać się stosunków seksualnych “w realu”?

To wszystko zależy od tego, czego oczekujemy w życiu. Jeżeli ktoś wchodzi w relację internetową pełen kompleksów - na przykład przeżywając lęk przed tym, że się nie sprawdzi w seksie na żywo, albo że jego sylwetka nie spełni oczekiwań partnerki/partnera - to faktycznie, w przestrzeni wirtualnej będzie się czuł o wiele bardziej komfortowo.

Ale jeżeli cyberseks ma takiej osobie coś zastępować - bez rozwiązania przez nią problemów ze sobą, z własną akceptacją i lękiem - to na dłuższą metę nie przyniesie niczego dobrego. Nawet jeśli na początku będzie jej dobrze, nawet jeżeli będzie czuła, że spełnia swoje oczekiwania seksualne, to tkwienie w takiej relacji przez dłuższy czas tylko pogłębi frustracje i kompleksy.

A ci Polacy, którzy z cyberseksu korzystają w pełni świadomie, którym ułatwia on budowanie intymności pomimo dystansu - na ile są otwarci na nowe doświadczenia? Czy korzystają z różnych zaawansowanych technologicznie gadżetów do seksu na odległość, na przykład zdalnie sterowanych wibratorów?

Zdecydowanie tak. To widać po wzrostach sprzedaży, jakie odnotowuje ostatnio branża gadżetów erotycznych. Również my, Polacy, stajemy się coraz bardziej otwarci na wprowadzanie nowych technik. I bardzo dobrze!

Gadżety do seksu na odległość otwierają zupełnie nowe możliwości - możemy na przykład budować relacje z osobami znajdującymi się na innym kontynencie. To więcej niż pewne, że branża nastawiona na dostarczanie przyjemności poprzez wprowadzanie różnych technologii związanych z seksem, będzie w perspektywie czasu rozwijać się i postępować jeszcze bardziej.

Czy to oznacza, że za jakiś czas do Polski może dotrzeć moda na - znane z Japonii - roboty seksualne?

Ona już do nas dotarła. Mam wśród swoich pacjentów kilka osób o dość poważnych zasobach finansowych, których było stać na sprowadzenie sobie bardzo drogich robotów seksualnych. Część z nich kupiła je po to, żeby dodać pikanterii w relacji, a inni jako podstawową formę seksu. Nawet będąc w związku.

… do łóżka idą z żoną i robotem?

Są osoby, które w ogóle zrezygnowały z aktywności seksualnej w swojej relacji, bo partner albo parnerka nie spełniali ich oczekiwań. Ale generalnie, poza seksem, związek wydawał się na tyle dobry, że nie chciano go kończyć. Więc sprowadzili sobie lalkę.

… mimo wszystko brzmi to trochę jak koszmar. Nakryć partnera in flagranti z lalką. Okropne!

Ale są osoby, które traktują to jako jedyną szansę na ratowanie swojego związku. Miałem ostatnio pacjenta, który przeżywał poważny kryzys w relacji z żoną. To ludzie, którzy wspólnie zajmują się dużym biznesem. W pandemii pojawiły się kłopoty, a to pociągnęło za sobą częste kłótnie.

Sytuacja zaczęła być nie do zniesienia, jednak on nie chciał nawet myśleć o rozwodzie. Jak wyznał, nie ma z żoną podpisanej intercyzy i formalne rozstanie kosztowałoby go zbyt wiele milionów. Dodatkowo nie chciał przechodzić przez sądowe kłótnie dotyczące podziału majątku.

Ten pacjent powiedział, że wszystko znacznie się polepszyło, kiedy dał sobie spokój z seksem ze swoją żoną. Przestał mieć poczucie, że jest “petentem”, który musi prosić o zbliżenie. W zamian nie zdecydował się na zbudowanie alternatywnego, równoległego związku - a w takich relacjach żyje 10 procent Polaków - tylko sprowadził sobie bardzo dobrze uprofilowaną, seksualną lalkę.

I jest zadowolony?

Bardzo! Nadał jej imię i powiedział mi, że nie tylko uprawia z nią seks, ale również się do niej przytula. Może ją sobie podgrzać i - jak twierdzi - jest mu wtedy bardzo milo. Ten pacjent przyszedł do mnie właśnie po to, żeby to skonfrontować. Żeby sprawdzić, czy czegoś w swoim życiu nie przegina.

I przegina, czy nie? Jak należy w takiej sytuacji interpretować stosunek do seks-zabawki? Czy robot seksualny nadal jest robotem? Czy nie zaczyna być traktowany trochę bardziej jak … partner?

Znane są przykłady - na razie z zagranicy - tego, że ktoś ze swoją lalką wychodzi na spacer. Albo wkłada ją do samochodu i ma poczucie, że jedzie na wycieczkę ze swoją partnerką. Może dojść do tego, że całe czyjeś życie zaczyna się toczyć wokół robota seksualnego.

Mój pacjent sam zaczął się nad tym zastanawiać, a ta refleksyjność świadczy o tym, że nie jest on przypadkiem skrajnym.

Czy cyberseksualność w przyszłości może stać się kolejną orientacją seksualną?

Tego raczej bym się nie obawiał. Orientacja seksualna, mimo że wiąże się ze względnie stałym upodobaniem do osób określonej płci, to jednak coś znacznie głębszego.

Dodatkowo wszystkie moje badania z ostatnich lat pokazują jednoznacznie, że przytulanie, bliskość cielesna i dotyk z drugą osobą jest ważniejsza niż stosunek seksualny. Tak twierdzi 61 procent Polaków.

Możemy zatem przypuszczać, że gdyby mój pacjent mógł bez ryzyka - o związek, a w domniemaniu o swój majątek - rozpocząć inną relację, to wolałby nawiązać ją z kobietą, a nie z zabawką. Z osobą, która ma swoje naturalne ciepło, a wilgotność jej pochwy wynika z tego, że on ją podnieca, a nie z tego, że sam ją sobie tak wcześniej zaprogramował.

Czyli wszelkie obawy, jakie mogą w nas budzić roboty erotyczne, są nieuzasadnione?

Tego nie powiedziałem. Niebezpieczeństw jest niestety bardzo dużo. Takie stosunki mogą się na przykład spodobać za bardzo. Dobrze zaprogramowany pod nasze preferencje seks z lalką, w sensie intensywności przeżywanego orgazmu, może być bardziej emocjonujący od stosunku z partnerem lub partnerką. A amator takich zbliżeń może mieć później problem z podnieceniem w relacjach z ludźmi.

Musimy pamiętać, że na zdrowie seksualne składają się procesy komunikowani i miłości. Obawiam się, że w niektórych przypadkach - kiedy ta komunikacja nie działa za dobrze - pokusa pójścia “na skróty” może być zbyt wielka. A nie zawsze jest dobrze, gdy zabawka zastępuje nam prawdziwą, satysfakcjonującą relację.

Czy uzależnienie od “sztucznej miłości” może stać się w przyszłości problemem społecznym?

Trudno wyrokować. Nie da się jednak nie zauważyć, że w Polsce przybywa mężczyzn, którzy odczuwają coraz więcej lęku przed stosunkiem seksualnym z kobietami. Wynika to w głównej mierze z tego, że kobiety wiedzą o seksie coraz więcej i są coraz bardziej świadome siebie. A typowy polski mężczyzna nie jest szczególnie zainteresowany tym, żeby jego partnerka jasno komunikowała swoje oczekiwania.

Według stereotypów obowiązujących w naszym społeczeństwie, to mężczyzna powinien „rozdawać karty”. Jeżeli kobieta jest za bardzo otwarta, to on czuje się oceniany. A jak jest oceniany, to może mieć kłopoty ze wzwodem.

Proszę zwrócić uwagę na lawinowy wzrost wykupywania przez polskich mężczyzn leków na zaburzenia erekcji. Ich konsumentami są często panowie młodzi, do 29 roku życia. U których zazwyczaj nie ma innego niż psychogenne wytłumaczenia dla takich problemów. Kupują te leki, żeby wzmocnić wizerunek silnej męskości przed kobietą. I mamy błędne koło.

… No i czy taki pan za jakiś czas nie stwierdzi, że lalka jest jednak lepsza, bo nie mówi, czego potrzebuje? Bo zawsze się uśmiecha? Ba, może nawet da się u niej zaprogramować orgazm?

Część osób może faktycznie wybrać z pozoru łatwiejszą drogę dla osiągnięcia celu w postaci przeżycia orgazmu. I to nie jest złe, jeżeli będziemy to postrzegać w kategoriach samego rozładowania napięcia.

Jestem przekonany, że jeżeli taka osoba będzie miała szczęście spotkania kogoś “w realu”, z kim będzie mogła rozmawiać, jeść obiady, stworzy poczucie więzi i będzie mieć satysfakcjonujący seks to ta relacja będzie pierwszoplanowa. W przypadku osób, które są w dobrych związkach, tradycyjny seks nie jest zagrożony, a może być tylko urozmaicony.