HR na godziny. Ta Polka pomaga startupom w "ludzkich" problemach

Natalia Gorzelnik
Rozbudowane działy HR to domena wielkich korporacji. Sprawami "ludzi" zajmuje się tam często nawet kilkanaście osób, które cały czas mają coś do roboty. Problemów personalnych nie brakuje jednak również w startupach, które często są po prostu za małe, by myśleć o takich etatach. Im naprzeciw wychodzi Róża Szafranek i jej usługa - HR na żądanie. W wywiadzie dla InnPoland tłumaczy, co właściwie robi w firmie "HR-owiec na godziny".
Róża Szafranek. Źródło: HR Hints
Na czym dokładnie polega wasza usługa? Czy coś podobnego funkcjonuje gdzieś w Polsce lub na świece?

Róża Szafranek, HR Hints:
Na pewno jesteśmy pierwsi w Polsce i w Europie. "HR on demand” to nowy i unikalny model współpracy, bo odpowiada na potrzeby przede wszystkim startupów i młodych firm technologicznych.

Dlaczego pomagacie właśnie im?

Bo to im jesteśmy potrzebni najbardziej. Chodzi o firmy, które są na etapie skalowania. Są jeszcze na tyle małe, że nie potrzebują HR-owca na pełen etat. A jednocześnie na tyle duże, że zaczynają mierzyć się z pierwszymi HR-owymi wyzwaniami i problemami. Chodzi mniej więcej o okres między 5 a 30 zatrudnioną osobą.


A jak działa element "on demand"?

Działamy w modelu subskrypcji. Śmiejemy się w zespole, że jesteśmy takim HR-owym Netflixem. Sprzedajemy pakiety, określające minimalną i maksymalną oferowaną liczbę godzin pracy. Klient ma do nas dostęp cały czas, ale to od niego zależy kiedy i w jakim zakresie będzie chciał skorzystać z naszego wsparcia.
Oczywiście to nie jest tak, że w międzyczasie nie interesujemy się tym, co dzieje się w organizacji. Przynajmniej raz w tygodniu spotykamy się z founderami, opowiadającymi nam co słychać w firmie. A w razie potrzeby jesteśmy dostępni od poniedziałku do soboty od 8 do 22.

Wspomniała pani wcześniej o tych pierwszych HR-owych problemach w organizacji. Jakie konkretnie przypadki miała pani na myśli?

Dużym wyzwaniem jest na przykład szybkie zebranie odpowiedniego zespołu. Agencji, mogących podesłać CV startupom jest mnóstwo, jednak mało która potrafi skutecznie i długofalowo ustawić tak dynamiczną rekrutację.

Co to znaczy "ustawić rekrutację"?

Zdefiniować, jakich konkretnie osób potrzebuje. A potem opracować najbardziej efektywny, ale nie przesadnie rozciągnięty w czasie proces rekrutacji.

Proszę zwrócić uwagę, że kandydaci do pracy są często poddawani długim, kilkustopniowym rekrutacjom. Ich ostatnie etapy potrafią trwać po 5-6 godzin. W startupie nie ma na to czasu. Dodatkowo, taka długa rekrutacja wcale nie selekcjonuje najlepszych kandydatów, tylko tych najbardziej cierpliwych albo mających najwięcej wolnego czasu.

A co z odwrotnym procesem. Czy jesteście wzywani również do zwalniania ludzi?


Oczywiście. Takim momentem w startupie jest tzw. merge. Czyli sytuacja, w której startup jest kupowany przez inną, dużą firmę. Często zdarza się wtedy, że niektóre stanowiska albo całe działy powielają się w obu organizacjach. I kogoś trzeba zwolnić, bo nie potrzeba tak wielu marketingowców, managerów czy obsługi biura. To duże wyzwanie.

Proszę mi wierzyć, że o wiele łatwiej jest zwolnić ludzi podczas likwidacji całego działu albo po prostu - gdy firma nie ma pieniędzy. Ale jeśli musimy wybierać między osobami, mającymi takie samo doświadczenie i kompetencje, i które są cennymi składnikami swoich zespołów - to robi się naprawdę nieprzyjemnie.

Taka sytuacja jest też często podstawą do tarć między obiema firmami. HR-owiec jest po to, żeby łagodzić napięcia i przeprowadzić proces redukcji jak najbardziej sprawiedliwie.
Pamiętam, jak sama przeprowadzałam proces akwizycji spółki, gdy duży gracz przejmował dwie małe firmy w tym samym czasie. To była dokładnie ta sytuacja. Musieliśmy nie tylko wybrać między najlepszymi ludźmi, ale mieć też na uwadze to, że jesteśmy zobowiązani „zmontować” taki skład, który później będzie w stanie ze sobą dobrze współpracować. Bez obrażania się na to, że zwolnieni zostali ich najlepsi koledzy z poprzedniego zespołu.

A co z kolegami, którzy są kolegami w życiu prywatnym? W startupach często rekrutuje się znajomych, przyjaciół, ludzi "z bliskich rekomendacji".

Zgadzam się. Tak jest często na samym początku rozwijania firmy. Takich "krewnych i znajomych" bardzo ciężko jest zwolnić. Mam nawet na to swój roboczy termin - syndrom CEO.

Chodzi o osoby będące w startupie od samego początku. Wiedzą wszystko o firmie i czują, że bez nich ona się z pewnością zawali. Prawda jest jednak taka, że w pewnym momencie przestały się rozwijać lub mają za mało kompetencji. I trzeba ich zwolnić. Wtedy pojawiają się ogromne schodki. Często to ludzie bardzo zżyci z innymi - ich zwolnienie może pociągnąć za sobą odejście całego zespołu.
Kolejny problemem z tego samego obszaru jest nieuchronna dla każdej firmy profesjonalizacja rekrutacji. Ściąganie do pracy krewnych i znajomych nie może trwać wiecznie. Trzeba w końcu oddać proces zatrudniania w ręce zawodowców. Niestety, wielu founderów nie potrafi odpuścić, potrzebuje mieć pieczę nad wszystkim. Wyjaśnienie im, że muszą zaufać HR-owcom, że wybiorą dobry zespół - to kolejne wyzwanie.

To aż dziwne, że zwykle mocno zapracowani founderzy mają na to czas…

Sęk w tym, że nie mają (śmiech). Wiele osób nie potrafi jednak zupełnie dzielić się swoimi obowiązkami. Zazwyczaj founder jest tak przyzwyczajony, że robi w firmie wszystko sam, że kiedy zatrudnia nowe osoby na kolejne stanowiska, nie chce im niczego "oddawać". Zatrudnia ich, płaci im pieniądze, ale i tak sam pracuje po kilkanaście godzin.

A sami pracownicy? Czy zderzenie z kulturą startupu nie jest dla niektórych szokiem?

I to jakim! Osoby, przychodzące do rozwijających się firm, często deklarują, że chcą pracować w startupie. Rzeczywistość pokazuje jednak, że kompletnie nie wiedzą, co to znaczy. Wydaje się im, że startup to fajne, nowoczesne miejsce, ale później nie są w stanie dostosować się do jego dynamiki pracy.

Na przykład do tego, że w startupie oddaje się czasami rzeczy nie do końca przygotowane. Albo prowadzi się testy "na żywym organizmie". Niektórzy nie potrafią tego znieść, mówią, że wszystko dzieje się "na wariata", jest nieskończone i chaotyczne. To jest taka wypracowana w innych miejscach pracy sztywność, nad którą pracują HR-owcy. Inaczej ta słynna startupowa dynamika może niektórych po prostu przerosnąć.
Czytaj także: Na SGH będzie można zdobyć dyplom ze startupowania. "Szukamy ludzi z buławą Elona Muska"