Poznaliśmy "czarną listę" Facebooka. Są na niej narodowcy z Polski

Krzysztof Sobiepan
Do sieci wyciekła lista organizacji z tzw. czarnej listy Facebooka. To podmioty i osoby prywatne, które gigant internetowy uznaje za potencjalnie niebezpieczne. W ponad 4 tys. wpisów znajdują się m.in. organizacje terrorystyczne, ale jest też polski akcent. Czarna lista zawiera trzy organizacje narodowe z naszego kraju.
Czarna lista Facebooka wyciekła do mediów (fot. 123rf.com)

Czarna lista Facebooka z narodowcami z Polski

Do listy dotarł serwis The Intercept, a o polskich wątkach raportują wirtualnemedia.pl. Sama lista powstała jeszcze w 2012 r. gdy kongres USA i NATO wymusiły na sieci społecznościowej ostrzejsze podejście do treści terrorystycznych. W wyniku presji Facebook dokonał pierwszych ograniczeń podmiotów zachęcających do przemocy, mowy nienawiści czy terroru.

Istnienie samej listy nie jest niespodzianką, bo Facebook sam o tym informował. Dużo ciekawsze są jednak poszczególne zapisy. Jak się bowiem okazuje, początkowo lista rzeczywiście ściśle związana była z terrorystami i organizacjami terroru, ale stopniowo rozrosła się i rozmyła.


Obecnie znajdują się na niej też politycy, pisarze, organizacje charytatywne, szpitale, setki utworów muzycznych a nawet... martwe postaci historyczne – Adolf Hitler czy Benito Mussolini.

Z polskich akcentów – swoje wpisy mają trzy organizacja nacjonalistyczne: Jak podają wirtualnemedia.pl, na listę trafiają podmioty szerzące mowę nienawiści, nawet jeśli same organizacje nie są nielegalne na terytorium danego kraju. Wpisy wyjaśniają jednak, dlaczego treści publikowane przez członków tych trzech organizacji często podlegają moderacji lub blokadom na Facebooku.

Polskie organizacje należą do tzw. trzeciego szczebla listy Facebooka. Całość dzieli się na następujące stopnie:

Ciemna strona Facebooka

W INNPoland.pl, pisaliśmy niedawno o ciągnącej się aferze wizerunkowej, która mocno odbiła się na wartości Facebooka. Od sierpniowego szczytu kurs akcji firmy spadł już o blisko 16 proc. Chodzi o cykl artykułów, publikowanych przez Wall Street Journal od 13 września.

Ujawniono w nich, że Facebook wiedział o wielu problemach z jego produktami — takich jak szkody, jakie Instagram wyrządza zdrowiu psychicznemu nastoletnich dziewcząt czy dezinformacji na temat zamieszek na Kapitolu 6 stycznia — jednak publicznie je bagatelizował.

Na początku października ujawniła się demaskatorka - Frances Haugen, która była gościem programu 60 Minutes w CBS News. 37-latka miała wejść w posiadanie "dziesiątek tysięcy" stron wewnętrznych dokumentów Facebooka. Planuje zaprezentować je amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości, zeznając w tym tygodniu przed Kongresem. Jej zdaniem Facebook okłamuje akcjonariuszy w sprawie własnego produktu.

Jak przekonywała, Facebook ma między innymi celowo dobierać przez swoje algorytmy treści nienawistne, dzielące i polaryzujące - które mogą rozzłościć użytkowników. Tacy internauci wykazują większe zaangażowanie. Chętniej komentują i reagują - co firma monetyzuje później przez reklamy.

W odpowiedzi Facebook podkreślił, że problemy, z jakimi borykają się jego produkty, w tym polaryzacja polityczna, nie są spowodowane wyłącznie technologią.

– Myślę, że ludzie po prostu wolą myśleć, że musi istnieć jakieś technologiczne lub techniczne wyjaśnienie kwestii polaryzacji politycznej w Stanach Zjednoczonych – powiedział CNN Nick Clegg, wiceprezes Facebooka ds. globalnych.

Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej INNPoland.pl