Czy sankcje zjedzą nasze oszczędności? Oto jak chronić siebie (i swoje pieniądze) przed kryzysem

Natalia Gorzelnik
04 marca 2022, 11:48 • 1 minuta czytania
Widmo bankructwa dla wielu firm, utrata majątków, najsłabszy rubel w historii. Po brutalnej inwazji Rosji na Ukrainę kraje Zachodu odpowiedziały szybko i solidarnie. Sankcje, mimo że konieczne, odbiją się jednak mocno również na europejskich rynkach. Czy Polskę także czeka kryzys? Jak się na niego przygotować?
Po inwazji Rosji na Ukrainę ludzie masowo rzucili się do bankomatów. Zdjęcie poglądowe. Fot. KAROLINA MISZTAL/EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Sankcje na Rosję i ich konsekwencje

Kolejne sankcje na Rosję – w ekspresowym tempie – nakłada Unia Europejska, USA, inne kraje sojusznicze, a nawet neutralna Szwajcaria. Ich dokładne konsekwencje są trudne do przewidzenia. Eksperci zgadzają się jednak co do jednego – będą miażdżące. 


Wśród ekonomicznych ciosów można wyliczyć m.in. zablokowanie gazociągu Nord Stream 2, zakaz lotów nad Europą, zablokowanie wymiany handlowej w wielu strategicznych dla Rosji obszarach czy odłączenie niektórych rosyjskich banków od systemu SWIFT. Potężne znaczenie mają też sankcje personalne, które uderzą bezpośrednio w majątki rosyjskich oligarchów. 

Czytaj także: https://innpoland.pl/176802,wszystkie-sankcje-gospodarcze-na-rosje-tlumaczy-ekspert

Sankcje gospodarcze nałożone przez Zachód to jednak miecz obosieczny.  – Obecne wydarzenia  związane z wojną na Ukrainie oraz wprowadzonymi sankcjami niewątpliwie będą się odbijać na sytuacji gospodarczej w Europie i rynkach finansowych – mówi Michał Szymański, prezes zarządu VIG/C-Quadrat TFI. 

Zdaniem eksperta, oddziaływanie na gospodarkę i rynki finansowe samej wojny powinno jednak dość szybko słabnąć i ograniczać się do krajów bezpośrednio zaangażowanych. – Tak było w przypadku większości konfliktów w ostatnich kilku dekadach. Bardzo duży wpływ widoczny jest jedynie na początku: duże zmiany kursów walut, cen akcji itp. Siłą rzeczy, Polska i kraje Europy Środkowej, ze względu na swą bliskość, te pierwsze fale niepokoju odczuwają najsilniej – tłumaczy. 

Najważniejszą gospodarczą konsekwencją wojny mogą być ceny energii i żywności – szczególnie pszenicy, której Ukraina jest dużym eksporterem. W przypadku ropy w perspektywie tygodni uspokojenie może przynieść choćby zwiększenie produkcji przez OPEC lub uwolnienie jej sprzedaży z Iranu. Inne możliwe działania ograniczające niepewność i zbyt wysoki wzrost cen energii, jeśli nie w krótkiej, to w nieco dłuższej perspektywie, to choćby wydłużenie funkcjonowania elektrowni jądrowych w Niemczech (miały być "zastąpione” energią bazującą na gazie) czy import LNG. Michał Szymański

Jak podkreśla ekspert, zupełnie inaczej sprawa ma się z sankcjami. – Aby były one skuteczne, muszą być bolesne gospodarczo, co oznacza straty także po stronie krajów Zachodu, w tym Polski, choć zdecydowanie mniejsze niż po stronie Rosji.

– Tutaj ponownie najsilniej odbije się to na cenach energii, mimo że jak na razie ropa i gaz są objęte sankcjami w niewielkim stopniu. Jednak trudności i ryzyka związane z płatnościami oraz możliwość rozszerzenia sankcji lub ograniczenia sprzedaży ze strony samej Rosji powodują wzrosty cen – tłumaczy.

Droga energia, wysoka inflacja

– Wysokie ceny surowców energetycznych przełożą się z kolei na inflację – dodaje Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl. – W obecnej sytuacji na wzrost drożyzny nałożyły się aż dwa czynniki. Najpierw nie udało się opanować rekordów inflacji po ogromnym zastoju gospodarczym wywołanym pandemią i nadzwyczajnymi działaniami banków centralnych – które starały się zapewnić płynność finansową, gdy działania fabryk i firm paraliżował koronawirus. A teraz odczyty dynamiki cen potęgują drożejące surowce energetyczne.

– Sytuacja Polski jest o tyle niekorzystna, że złoty wraz z m.in. koroną czeską czy forintem należy do grupy walut rynków wschodzących, czyli ryzykownych, od których kapitał ucieka w okresach zawirowań i niepewności na rynkach – dodaje specjalista.

W minionych dniach, w obliczu intensyfikacji inwazji Rosji na Ukrainę, wyprzedaż złotego została gwałtownie pogłębiona. Kurs EUR/PLN momentami przekraczał nawet 4,80 zł i był najwyższy od 2009 r. i czasów globalnego kryzysu finansowego. Frank był najdroższy w historii, a dolar od początków XXI wieku. Wprawdzie Narodowy Bank Polski i Ministerstwo Finansów starają się bronić złotego interwencjami walutowymi, jednak w obecnej sytuacji geopolitycznej, nie należy oczekiwać istotnego przełomu. Bartosz Sawicki

– Co istotne, dolar amerykański, w którym rozliczane są surowce energetyczne, należy w inwestorskim świecie do tzw. bezpiecznych przystani, które przyciągają kapitał w trudnym czasie. Drogi dolar sprawia, że coraz wyższe ceny ropy są dla Polski dotkliwsze niż np. dla mieszkańców USA, Japonii, Szwajcarii czy państw strefy euro – tłumaczy. 

Zdaniem Michała Szymańskiego, nie należy jednak spodziewać się zupełnie katastroficznych konsekwencji. – Kryzys finansowy w latach 2007-2008 (m.in. bankructwo Lehman Brothers) był dużo bardziej niebezpieczny dla światowej gospodarki. Najbardziej ryzykownym, przy czym także ciągle w warstwie spekulacji, jest scenariusz stagflacji tj. niskiego lub braku wzrostu gospodarczego, któremu towarzyszy podwyższona inflacja.

Jak tłumaczy ekspert, problemem może być niski popyt konsumpcyjny, na który wpływają nastroje konsumentów – i tak rozchwiane przez wcześniejszy wzrost inflacji i podwyżki stóp procentowych. – Obecny wzrost niepewności w pierwszej chwili może wygenerować ekstra popyt chcących robić zakupu "na zapas", ale już w nieco dłuższej perspektywie może doprowadzić do spadku popytu. Jako potencjalnie zagrożone można wymienić tu np. podmioty związane z budownictwem mieszkaniowym. Do spadku popytu wskutek wyższego kosztu kredytu dojdzie mniejsza chęć do zadłużania się – mówi Michał Szymański. 

Jak przygotować się na kryzys? 

– Inwazja Rosji na Ukrainę może wywołać strach i sprawiać, że część z nas decyduje się na przykład na wypłacanie pieniędzy z bankomatów, by trzymać zapas gotówki w portfelu. Podobnie było, gdy w Polsce wybuchała pandemia. Wtedy jednak w bankach i bankomatach nie zabrakło gotówki i wydaje się, że nie widać podstaw, by tym razem miało być inaczej – zwraca uwagę Daniel Kostecki, dyrektor polskiego oddziału Conotoxia Ltd.

Jak zaznacza ekspert, bardziej prawdopodobne może być dziś ryzyko ataków cybernetycznych na systemy bankowe. 

– One mogłyby odciąć nas od możliwości płacenia za zakupy czy rachunki, gdyby przestały działać strony logowania w bankach, aplikacje mobilne czy bankomaty. Instytucje bankowe mają jednak systemy zabezpieczeń i ewentualne trudności powinny mieć charakter przejściowy. Niemniej, można wcześniej zabezpieczyć się finansowo na możliwość ich wystąpienia – radzi.

Bartosz Sawicki zwraca uwagę na osoby, które w obawie przed wojną lub jej skutkami, kupują dolary. – Zakup walut obcych w świadomości wielu osób zwiększa poczucie finansowego bezpieczeństwa. Nie należy tego jednak traktować jako metody na ucieczkę przed inflacją czy kryzysem. Główne waluty świata są dziś bowiem rekordowo drogie wobec złotego – zaznacza. 

O zachowanie zdrowego rozsądku apeluje również Michał Szymański – Nie przenośmy oszczędności gwałtownie z jednej inwestycji na drugą pod wpływem obecnych, silnych emocji. Nie kupujmy bez zastanowienia walut po tym jak już ich kursy bardzo wzrosły i jednocześnie sprzedając obligacje, których ceny spadły. 

Jak tłumaczy ekspert, chcąc uchronić się choćby częściowo przed inflacją, osoby mogą stanąć przed koniecznością decydowania się na bardziej ryzykowne inwestycje. – Możemy do tego wykorzystać np. fundusze inwestycyjne lub bezpośrednio inwestować w papiery wartościowe, jeśli posiadamy odpowiednie doświadczenie. 

– Inwestorzy mogą rozważyć sugestię funduszu PIMCO, który wskazał ostatnio, że sposobem uchronienia się przed inflacją może być posiadanie w inwestorskim portfolio czynników, które inflację powodują, a więc surowców energetycznych – dodaje Daniel Kostecki. 

– Przede wszystkim przed każdą inwestycją należy zrozumieć jej ryzyko i ocenić, czy możemy sobie na nie pozwolić. Niestety najbliższy czas nie będzie łatwy – pozostawienie środków na nieoprocentowanej lokacie w warunkach inflacji będzie oznaczało realną stratę, nawet jeśli ich wartość nominalna się nie zmieni – podsumowuje Michał Szymański.