Nowy podatek - ostateczny skok na pieniądze spółek. Morawiecki wie, jak dobrać się do miodu

Konrad Bagiński
12 lipca 2022, 17:18 • 1 minuta czytania
Premier Morawiecki, niczym wytrawny myśliwy, skrada się do skarbców państwowych spółek, by dołożyć im podatek od "nadmiarowych zysków". Ten sam premier, który pękał z dumy nad tym, jak dobrze zarządzane są państwowe spółki i jak świetnie zarabiają. Jaki sens ma nowy podatek, skoro łatwiej byłoby sprawić, by prąd, gaz czy paliwo były po prostu tańsze?
Morawiecki znalazł sposób, jak dobrać się do pieniędzy państwowych spółek Marek Maliszewski/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google

Premier chce dosolić państwowym spółkom nowym podatkiem od nadmiarowych zysków, jakie osiągają. Jego słowa brzmią śmiesznie, szczególnie jeśli przypomnimy sobie, czym chwalił się niedawno. Opowiadał, że biznesowi nominaci jego partii tak świetnie zarządzają państwowymi spółkami, iż te osiągają niesamowite wręcz zyski. Teraz te zyski stały się wizerunkowym problemem i łakomym kąskiem do zgarnięcia.


- Spółki Skarbu Państwa realizują wyższe zyski, dlatego wypracujemy mechanizm podzielenia się tymi zyskami z obywatelami albo wprowadzimy podatek od zysków nadzwyczajnych na spółki gazowe, energetyczne - ogłosił premier na spotkaniu z wyborcami PiS w Rypinie.

Zauważmy, że gigantyczne zyski państwowych spółek pochodzą z kieszeni Polaków. Owszem, część państwowych spółek ciągnie też zyski z rynków zagranicznych, ale nie jest to reguła. Za to regułą jest regularne powiększanie zysków tzw. "holdingu PiS 20". To ukuta przez publicystów zbiorcza nazwa 20 największych państwowych spółek notowanych na warszawskiej giełdzie. W pierwszym kwartale tego roku rozbuchane marże holdingu wyciągnęły z kieszeni klientów prawie 20 miliardów złotych. Poprzedni kwartał zakończył się dla holdingu PiS zyskiem w wysokości 15 miliardów złotych. Wcześniej nie zdarzyło się, by państwowe spółki na giełdzie przebiły 10 mld kwartalnego zysku netto.

Zadajmy sobie pytanie: po co państwowym spółkom tak wielkie pieniądze? Część potrzebuje środków na inwestycje, musi mieć zapasy gotówki na przyszłe zakupy. Ale bez przesady, 35 miliardów wyciągnięte z naszych kieszeni w pół roku to są naprawdę bardzo duże pieniądze. Oczywiście trudno się dziwić zarządom państwowych spółek, wszak każda firma działa w celu osiągania jak największego zysku.

Ale wystarczyłoby, gdyby państwowe spółki zarabiały znośnie, tak sam raz, prawda? Wtedy nie musiałyby się dzielić ponadprzeciętnym zyskiem. Problem z tym jest taki, że rząd im na to pozwala i do tego zachęca. Bo te nadzwyczajne zyski pozwalają ściągnąć nadzwyczajne podatki. Im wyższe ceny, tym więcej pieniędzy płynie do budżetu. Im wyższa cena prądu czy benzyny, tym VAT od ich sprzedaży wyższy.

Wolicie Orlen z paliwem za 4,50 zł czy Orlen bogaty?

Jeszcze niedawno prezes Orlenu, Daniel Obajtek, publicznie potykał się słownie z jednym z poprzednich prezesów, Jackiem Krawcem. Obajtek porównywał kapitalizację i zyski Orlenu, wychodząc z tego pojedynku – w swojej argumentacji – zwycięsko.

"Dlaczego w roku pandemii Orlen wypracował 3,4 mld zysku netto a przez osiem lat prezesury Pana Krawca zysk netto wyniósł 2,9 mld zł? Zysk koncernu za lata 2016-2020 wyniósł 26,2 mld zł" - napisał Obajtek w oświadczeniu opublikowanym na Twitterze.

Moglibyśmy zapytać o to samo. Aż dziw, że opozycja nie wrzuciła tych wypowiedzi Obajtka na plakaty, dodając jeszcze ceny benzyny z okresu prezesury Jacka Krawca. Można byłoby przypomnieć, że w 2008 roku (czyli już za czasów Krawca w Orlenie) średnia cena benzyny 95 wynosiła 3,75 zł za litr. A rekordowym wynikiem było 6 złotych we wrześniu 2012 roku. Potem cena wahała się od 4,30 do 5,50 – ale do poziomu 6 złotych nie wróciła. Aż do Obajtka.

Podatek - komu się przysłuży?

Rodzi się pytanie – po co państwowe spółki generują tak wysokie zyski? Przecież nie przetransferują ich bezpośrednio do budżetu. Mają też innych właścicieli – są to najczęściej spółki giełdowe – i zysk musi się rozłożyć po równo. Rzućmy okiem na Orlen – państwo ma nieco ponad 27,5 proc. akcji, więc dostałoby niecałą jedną trzecią zysku firmy, gdyby władze spółki zdecydowały się wypłacić dywidendę. Reszta zasiliłaby kieszenie prywatnych inwestorów.

I tu pojawia się zbawienie dla rządu – nowy podatek, który pozwoli redystrybuować pieniądze zarobione przez państwowych czempionów biznesu. Pieniądze płacone przez Polaków, będą Polakom zwracane. Nie wiadomo, w jaki sposób do nas wrócą, bo tego premier nie wyjaśnił. Ale znając dokonania rządu, można mniemać, iż może będzie dopłacał do cen benzyny, gazu i prądu klientom Orlenu, PGNiG czy Tauronu. Dzięki temu nie będą musiały obniżać cen i podatki będą płynąć do budżetu szerokim strumieniem.

Jest jednak pewien problem z podatkiem dla państwowych spółek. Z pewnością wpłynie on na spadek ich wartości. Firma chłostana podatkami nie jest łakomym kąskiem dla inwestorów, więc jeśli podatek wejdzie w życie, prezes Obajtek nie będzie się chwalił giełdową wyceną Orlenu – bo ta z pewnością spadnie.

Wydaje się, że zarówno zwiększanie zysków państwowych spółek, jak i pomysły ich opodatkowania służą jednemu – zwiększaniu przepływów pieniężnych. Im więcej pieniędzy krąży w gospodarce, tym trudniej zapanować nad ich ruchem, łatwo za to opodatkować to, czy tamto, nie budząc wielkich kontrowersji. Czy tak się niedługo stanie? Zobaczymy.