Tego prezentu od Zełenskiego PiS wolałby nie dostać. Ale węgiel z Ukrainy bardzo nam się przyda
- Prezydent i premier Ukrainy obiecali sprzedać Polsce 100 tys. ton węgla
- Ukraińcy zapewniają, że nie jest to dla nich problem, bo mają spore zapasy
- Ukraina kończy też linię energetyczną, która pozwoli im sprzedawać Polsce prąd
- Pomoc Ukrainy dla Polski stała się paliwem dla krytyków rządu
- Ukraiński węgiel może zapewnić ciepłą zimę kilkudziesięciu tysiącom polskich rodzin
Podsumujmy: prezydent państwa zaatakowanego przez rosyjskie wojska, mający na głowie wojnę i utrzymanie państwa znajdującego się — nie ze swojej winy — w potężnym kryzysie, będący cały czas na celowniku rosyjskich zabójców, obiecuje, że przekaże swoim sąsiadom spory transport węgla. Ukraiński węgiel musiał się stać i stał się paliwem dla opozycji.
Prawicowe portale próbowały pisać o sukcesie wizyty Morawieckiego w Ukrainie, media społecznościowe zagotowały się jednak od opinii mało pochlebnych dla polskiej władzy. Sprawdźmy, jak to wygląda w rzeczywistości.
Z jednej strony nie sposób nie docenić gestu Ukraińców. Fakt, że Polska zmaga się z problemami z zaopatrzeniem w to paliwo, jest powszechnie znany. Wiedzą to również Ukraińcy. A — jak mówi premier Ukrainy, Denis Szmyhal — węgla w jego kraju nie brakuje. Zaznacza, że zapasy węgla w ukraińskich składach to prawie 2 miliony ton - 2,5 razy więcej niż rok temu. Nie jest więc tak, że Ukraina oddaje czy sprzedaje coś, czego jej samej brakuje.
Z drugiej strony okazało się, w jak trudnej sytuacji jest Polska i jak bardzo władze boją się to przyznać. Rzecznik polskiego rządu mówi oględnie, że Ukraina zaproponowała pomoc. Tymczasem ukraińskie władze sugerują, że to Polska poprosiła o węgiel. "Chodzi o 100 tys. ton we wrześniu, które teraz są krytycznie potrzebne naszym polskim partnerom" - mówił Denis Szmyhal.
Co więcej — Ukraińcy zadeklarowali też pomoc w zaopatrzeniu w prąd. Szmyhal poinformował w mediach o trwających pracach na linii energetycznej pomiędzy Chmielnicką Elektrownią Atomową i Rzeszowem. Mają się zakończyć już na początku grudnia. To pozwoli Ukrainie eksportować do Polski dodatkowo do 1000 MW — mówił Szmyhal. To samo deklarował prezydent Zełenski, pod jednym ważnym warunkiem — utrzymania przez Ukrainę normalnej kontroli nad Zaporoską Elektrownią Atomową.
100 tysięcy ton węgla — dużo to czy mało?
Dla kraju broniącego się przed hordami rosyjskich wojsk eksportowanie towarów i surowców bywa trudne i ryzykowne. Jednocześnie eksport pozwala na zarabianie pieniędzy i utrzymanie państwa. Ludzie mają pracę, firmy działają. Ukraińcy zapewniają, że mają spory zapas węgla i chętnie się nim podzielą — nie sposób im nie wierzyć.
W mediach społecznościowych pojawiło się sporo opinii, że 100 tysięcy ton to w sumie niewiele. Tyle zmieści się na jednym, dwóch statkach. To prawda, ale nie do końca. Nie wiemy przede wszystkim, jaki węgiel chcą nam sprzedać Ukraińcy, ale można założyć, że będzie on o wiele lepszy jakościowo od tego, co przypływa do polskich portów.
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, w Polsce najbardziej brakuje węgla grubego, jedynego nadającego się do zasilania domowych pieców. Tymczasem węgiel, który przypływa do polskich portów, jest niskiej jakości. Dość powiedzieć, że z każdej tony takiego surowca da się uzyskać najwyżej 200 kilo węgla opałowego, w tym zaledwie kilkadziesiąt kilo grubego. Resztę importowanego węgla mogą przyjąć wielkie ciepłownie i elektrociepłownie. Ich piece spalą wszystko.
Na razie importujemy więc kilka, kilkanaście razy za mało węgla, by zimą mieć ciepło w domach. Jeśli jednak Ukraińcy sprzedadzą nam węgiel gruby, to nawet stosunkowo niewielki transport (wspomniane 100 tys. ton) wystarczy, by zaopatrzyć w węgiel 30-40 tysięcy niewielkich gospodarstw domowych.
Czytaj także: https://innpoland.pl/183922,prad-z-ukrainy-ma-plynac-do-polski-mogl-juz-wczesniej-ale-pis-nie-chcial