Oburzył was tekst o "roszczeniowych obibokach"? Chyba przeczytaliście tylko tytuł
W sumie to miło, że mój tekst o części pokolenia Z spotkał się z dużym odzewem i wiele osób go komentuje. Sądzę, że niektórzy przedstawiciele tej generacji udowodnili przy tym, że miałem rację, bo – moim zdaniem – nie raczyli nawet przeczytać tekstu, który komentują.
Cóż, może jestem staroświecki, ale przed napisaniem komentarza zapoznaję się z tym, do czego zamierzam dodać parę uwag.
Ale do meritum. Wiele osób wylewa swoje żale, w większości jak najbardziej słuszne. Dowiedziałem się też, za ileż rzeczy ja jestem odpowiedzialny! Za to, że nie ma torów. Że szef nie przestrzega prawa pracy, że trzeba robić w nadgodzinach, a firma za nie nie płaci. I że płaca jest kiepska.
No przepraszam... Jeśli ktoś słabo płaci – żądaj podwyżki. Jeśli nie płaci – idź do sądu pracy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której pracuję za darmo. Albo siedzę po godzinach bez wynagrodzenia. Tu nie ma co narzekać, tu trzeba działać.
"W pewnym sensie takie osoby podbijają znane hasło PiS 'Polska w ruinie'. Bo doprawdy Polska 2023 roku musi być w ruinie, skoro punktem odniesienia jest dla nas ciągle to, ile pracowali nasi dziadkowie i babcie (a dla niektórych pradziadkowie i prababcie) po wojnie" – pisze w odpowiedzi na mój tekst Tomasz Markiewka, lewicowy publicysta, (prywatnie przedstawiciel pokolenia Y).
Napisałem to po to, by pokazać, że my mamy lepiej. Że każde pokolenie wchodzi w życie na lepszych warunkach. Trzeba tylko widzieć nieco dalej, niż kawałek własnego nosa i zrozumieć, w jakich czasach i okolicznościach przyszło nam żyć. I zmieniać dalej.
"Jak sobie czytam kolejny tekst o tym, na co nas nie stać: że nie stać nas na krótszy tydzień pracy, na jakościowy transport publiczny, na program mieszkalny, to się zastanawiam, na jakim etapie jest Polska zdaniem tych ludzi. Bo brzmi to tak, jakby był to ciągle etap 'akumulacji pierwotnej'. No, w porywach XIX-wieczne Prusy albo Anglia" – pisze dalej Markiewka. Skupiam się na nim, bo to jedna z sensowniejszych polemik na mój piątkowy felieton.
Nie podzielam optymizmu co do czterodniowego tygodnia pracy. Musimy pamiętać, w jakiej sytuacji się znajdujemy. Zarabiamy mało, pracujemy mało wydajnie. Serio. Statystyczny Polak pracuje bodaj 50 dni więcej w roku niż przeciętny Niemiec, ale i tak osiąga zaledwie nieco ponad 80 proc. średniej wydajności Niemca. O zarobkach nie wspominając.
Więc tak, jesteśmy w plecy i to sporo. Nie da się tej przepaści zasypać w rok czy dwa. Ale zmierzamy w dobrym kierunku. Nie ma co Niemcom zazdrościć, trzeba ich jakoś dogonić.
Mieszkania i kredyty są drogie?
Są, bardzo. Podziękujcie za to PiS-owi i Adamowi Glapińskiemu, który jeszcze w 2021 roku twierdził, że inflacja nie rośnie, chociaż właśnie przyspieszała. A potem trzeba było ostro podnosić stopy procentowe, właśnie po to, żeby ludzie nie brali kredytów. Bo każdy nowy kredyt to właśnie tzw. drukowanie pieniądza. Przez kredyty "tworzy się" pieniądze, których dopływ trzeba było zatkać, by dusić (nieskutecznie) inflację.
Przez ostatnie 10 lat zbudowano w Polsce 1,7 miliona mieszkań. Ktoś je kupił, ktoś w nich mieszka. To pewnie ci źli, którym "się udało". Pewnie zapracowali, zamiast dostać. Dość kpin. Teraz naprawdę mało kogo stać na kredyt, ale miejmy nadzieję, że sytuacja jest przejściowa. Kredyty w końcu muszą stanieć.
Nie ma w Polsce tanich mieszkań na wynajem? Nie ma. To nie moja wina, że Mieszkanie Plus okazało się oszustwem. Podziękujcie władzy. Jakby co: ja jej nie wybierałem.
Pracujesz za karę?
Ludzie, praca to nie jest jakaś kara. Czy praca ma jednak być dla ludzi sensem życia? Jasne, że nie. I to nie jest wymysł roszczeniowych Zetek, tylko tak po prostu ma być. Życie to życie, praca jest jednym z jego składowych. Warto czerpać z niej jakąś radość, nie chodzić do roboty z zaciśniętymi zębami. Czegoś się w niej nauczyć, wynieść z niej coś więcej niż żylaki i firmowy długopis.
Niestety, nie każda praca jest dobrze płatna. Bez doświadczenia, umiejętności i wiedzy trudno jest zarabiać dobrze. Ale tak jest wszędzie, to nie jakaś polska tradycja.
Co ciekawe, większość Zetek, które znam, doskonale to rozumie i radzi sobie w życiu. Jedni lepiej, inni gorzej. Ale mają na ogół fajną pracę, nie żyją za karę. Owszem, trochę pomarudzą, ale wiedzą, że nie warto narzekać na rzeczy, na które się nie ma wpływu.
W skali makro jesteśmy robaczkami na wielkiej skale zasuwającej w nieznanym kierunku przez kosmos. Pandemia nie jest winą ani mojego, ani innych pokoleń. Nie jestem odpowiedzialny za wojnę i trzęsienia ziemi. A to są czynniki, które destrukcyjnie wpływają na nasze życie. Sorry, taki mamy klimat. Każdy dostaje po tyłku za rzeczy, których nie zrobił.
Każde pokolenie i każdy człowiek pracuje na własny rachunek. Jasne, że jako społeczeństwo winniśmy nieść pomoc tym, którzy sobie nie radzą. I wkurza mnie, że osoby z niepełnosprawnościami dostają od państwa jakieś ochłapy. Że większość emerytów ledwie wiąże koniec z końcem. Za mało, by żyć, za dużo, by umrzeć.
Ale dziwię się też, że znaczna część ludzi w wieku przedsenioralnym robi wszystko, by jak najszybciej iść na emeryturę. Owszem, część jest faktycznie zmęczona i chora. Ale jak to możliwe, że wysyłamy na emeryturę policjantów i wojskowych po 15 latach pracy?
W innych krajach starsi policjanci zajmują się szkoleniem młodych, robotą papierkową. Są zbyt cenni, by dać im odejść. U nas odwrotnie – ciągle mnóstwo osób wybiera się na "emkę", bo może, a nie musi.
Ok, boomer, jesteś winny
Jako reprezentant generacji X znam i starsze i młodsze pokolenia. Od starszych się uczyłem, z młodymi pracuję i się spotykam. Jasne, że żyję w swojej bańce, ale ci o wiele ode mnie młodsi jakoś podejrzanie dobrze sobie radzą. I mam do nich dużo szacunku. Zresztą ja w ogóle lubię ludzi, z pewnymi wyjątkami. Zaliczają się do nich roszczeniowe lenie.
Jasne, że byłoby fajnie mieć niemiecką pensję i żyć za nią w Polsce. Ale jakby na to nie patrzeć, jesteśmy społeczeństwem na dorobku. I nie na wszystko nas stać, bo na przykład podbijemy sobie inflację. Chyba teraz dobrze to widać, prawda?
Jasne, że fajnie byłoby mieć mało pracy, dobrą pensję i sporo wolnego. Dziś jest z tym łatwiej niż 10 czy 20 lat temu. I z czasem będzie się poprawiać. Ale powtarzam: to się samo nie zrobi.