Żywieniowe fiksacje "wolnościowców". Nie wierzcie w propagandę o kiszonych ogórkach (i żadną inną)

Konrad Bagiński
28 czerwca 2023, 13:38 • 1 minuta czytania
Wiecie, że kiszone ogórki są rakotwórcze? Pewnie nie wiecie, bo nie są. Ale nie przeszkadza to różnej maści szurom powtarzać bzdur, inspirowanych przez ruską propagandę. Ona ma realny interes w ogłupianiu Polaków, "wolnościowa prawica" świetnie jej w tym pomaga. Wiecie, jak to działa?
Nie, Światowa Organizacja Zdrowia nie twierdzi, że kiszone ogórki i kapusta są rakotwórcze. Piotr Kamionka/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Pewnie widzieliście w życiu jakiś film katastroficzny, prawda? One (prawie wszystkie) mają taki element w scenariuszu, że jacyś decydenci ignorują ostrzeżenia naukowców. No i zaczyna się katastrofa: Ziemię zalewają wielkie fale, wszystko zamarza albo wysycha, a potem z nor wypełzają dinozaury i zjadają ludzi. No i mniej więcej taki scenariusz grozi nam pod rządami tzw. prawicy.


Oczywiście nie całej. Na lewicy i w centrum też są ludzie niezbyt rozgarnięci, na prawicy istnieją jakieś inteligentne formy życia. Ale to nie przypadek, że partie takie jak Konfederacja przyciągają różnej maści indywidua, które nie potrafią samodzielnie myśleć, przeczytać ze zrozumieniem prostego tekstu, są ksenofobiczne i myślą hasłami.

Oto najnowszy przykład prosto z Twittera: WHO ZAKAŻE NAM JEDZENIA KISZONEK, bo są rakotwórcze. Wiedzieliście o tym? Tysiące ludzi w mediach społecznościowych czytają taki właśnie najnowszy przekaz, wyrażają oburzenie i wręcz się pieklą. No bo jak to, Polska bez ogórka kiszonego, kiszonej kapusty? Utracimy połowę polskości. A naukowcy są głupi, bo kiszonki są zdrowe.

Wiecie, jaka jest prawda? Jasne, że kiszonki są zdrowe, oczywiście jako element zrównoważonej diety, a nie jej podstawa. Jak ktoś będzie jadł tylko kiszone ogórki i zagryzał kiszoną kapustą, to się odwodni (bo to są dość słone produkty) i umrze.

Informację o kiszonkach opublikował zresztą portal Prawy.pl. Autorom udało się zauważyć, że chodzi o marynaty, ale i tak cały artykuł poświęcili... kiszonkom, dodając, że WHO nie zaleca też kiszonek, bo są słone. Cóż, są słone, bo inaczej nic się nie ukisi.

To co w końcu nie jest zdrowe? Naukowcy już od kilkudziesięciu lat publikują badania, z których wynika, że pikle są prawdopodobnie rakotwórcze. Minutę zajęło mi dotarcie do badania, którego najważniejszy wniosek brzmi tak: "Nasze wyniki sugerują potencjalne o 50 proc. wyższe ryzyko raka żołądka związane ze spożyciem marynowanych warzyw/żywności i być może silniejsze powiązania w Korei i Chinach".

Marynowanych, nie kiszonych. I wiadomo to od kilkudziesięciu lat. Samo zjawisko podwyższonej zachorowalności na raka obserwowano w Chinach już w latach 60. XX wieku, szczególnie w rejonach, gdzie piklowane warzywa spożywa się praktycznie codziennie. Nieco później znaleziono rzetelne wytłumaczenie tego faktu.

Zaledwie jeden wpis na Twitterze o rzekomej szkodliwości kiszonek przeczytało 10 tysięcy osób. W tym takie, jak ja, które stwierdziły, że to kompletna bzdura. Ale kilkaset podało dalej, kilkaset wyraziło oburzenie na skorumpowane WHO, koncerny farmaceutyczne, Unię Europejską i na Koreańczyków, którzy wciskają światu swoje kiszonki. Naprawdę, nie żartuję.

Kto wypuszcza te fake newsy?

Takie informacje propagują profile fanów Konfederacji, antyszczepionkowców i różnych ksenofobicznych grup. Te same osoby wcześniej wypisywały bzdury o tym, jak to zła Unia Europejska zakaże nam jedzenia mięsa i jeżdżenia spalinowymi samochodami. Aha, i każe jeść robaki.

Unia nie zakazuje nam jedzenia mięsa, raczej namawia do ograniczenia jego spożycia, bo ani to zdrowe, ani dobre dla środowiska. Do zakazu spalinówek też daleko, producenci aut sami prędzej przejdą na paliwa niekopalne, niż zakaz sprzedaży aut z silnikami spalinowymi wejdzie w życie. A robaków nikt nikomu jeść nie każe. Poza tym są całkiem niezłe, co sami w INNPoland.pl sprawdziliśmy.

Ileż to ja razy czytałem, że to już koniec Szwecji, bo jest zalana przez imigrantów. Przez ostatnią dekadę kończyła się już kilkaset razy. Ile razy czytałem, że w Berlinie to strach wyjść wieczorem na ulicę. Jak ostatnim razem to sprawdzałem, to natknąłem się na jednego agresywnego pijaka. Okazał się nim mój rodak. Ile razy słyszałem, że w Paryżu jedyne co biały może zrobić, to uciekać przed wiadomo kim. No nie bardzo.

Te wszystkie idiotyczne mity są w większości wyssane z palca. Wiadomo, że w każdym mieście są bardziej i mniej bezpieczne dzielnice, że Szwecja ze zbyt szeroko rozpostartymi ramionami przyjmowała migrantów. Ale to są ziarenka prawdy, pucowane, powiększane i przedstawiane jako prawdy objawione przez prawicę. Zarówno tę socjalistyczną spod znaku PiS, jak i tę "wolnościową" powiązaną z Konfederacją. Ręce opadają.

Kto na tym korzysta?

Z takich głupot w internecie można się śmiać, ale krótko. Uwierzcie mi, pracuję w mediach ćwierć wieku i wiem, że tego typu fake newsy rzadko biorą się z czystej niewiedzy. Ktoś takie informacje rozpowszechnia, biorąc na cel grupy bardzo podatne na manipulację. Ludzi niewykształconych, nieufnych, ksenofobicznych.

A największy interes w obrzydzaniu nam Unii, naukowców, Niemiec, zdrowego trybu życia ma kto? Zgadliście! Rosja. I w tego typu działaniach jest świetna, w końcu udało się jej oderwać Wielką Brytanię od Unii i wsadzić człowieka o pomarańczowej twarzy na najważniejszy urząd w Stanach Zjednoczonych.

Zastanówmy się: kto czerpie korzyści z rozpowszechniania głupiej i nieprawdziwej informacji o kiszonkach? Ktoś, komu zależy na podkopaniu zaufania do systemu ochrony zdrowia, władz, światowych instytucji, prawda? Gdzie nie patrzysz, tam Ruscy.

U nas też im się kilka rzeczy udało. Mają zidentyfikowane grupy, które są podatne na manipulację i powtórzą każdą bzdurę, którą zobaczą i usłyszą. Zrobią to tym chętniej, im bardziej dotyczy to zamachu na specyficznie pojmowaną polskość i dziwnie rozumianą wolność. I już nawet poważni ludzie zaczynają mówić o tym, że Unia nam coś każe albo czegoś zabrania.

Do diaska, Unia Europejska to my. To nie jest jakiś twór z kosmosu, jesteśmy częścią tej organizacji, sami do niej weszliśmy. I na razie nie wychodzimy, chociaż głupio się zachowujemy.

Niedawno obejrzałem filmik pewnej dziewczyny, która odpowiadała na pytanie jakiegoś fana Konfederacji. Pytał, co mają w głowie ludzie, którzy nie głosują na tę partię. "Mózg, k*rwa" – dosadnie stwierdziła dziewczyna, która jak twierdzi, sama była wielką fanką tej partii. Mam więc apel: skoro już mamy mózgi, to nauczmy się z nich poprawnie korzystać.