Nowy rząd będzie miał niezłą zagwozdkę. Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia

Konrad Bagiński
16 października 2023, 08:18 • 1 minuta czytania
Nowy rząd od razu wpadnie na potężną minę zastawioną przez poprzedników. Trzeba podjąć decyzję w sprawie tarcz antyinflacyjnych. Są bardzo kosztowne dla budżetu i wbrew nazwie nie zwalczają przyczyn inflacji, jedynie ją pudrują. Ale bez nich inflacja byłaby 2 razy wyższa, co najbardziej uderzyłoby w najbiedniejszych.
Nowy rząd wpadnie w pułapką zbudowaną z tarcz antyinflacyjnych Fot. Tadeusz Wypych/Reporter/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

– Co dalej z tarczą antyinflacyjną, a konkretnie z zerową stawką VAT-u na żywność? To będzie jedna z pierwszych decyzji, jaką będzie musiał podjąć nowy rząd po wyborach. I nie ma tu dobrego wyjścia, bo każdy wybór będzie kosztowny: albo ekonomicznie, albo politycznie i społecznie – zauważa serwis 300gospodarka.pl.


W Polsce w tej chwili trwa wielkie liczenie głosów i nie jest pewne, kto wygrał wybory i z jaką przewagą. Wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują jednak, że następuje zmiana władzy.

A nawet jeśli nie nastąpi, to i tak do rozwiązania jest palący problem podatków i tzw. tarcz antyinflacyjnych. Które inflację jedynie pudrują, nie zwalczając zupełnie jej przyczyn.

Zerowy VAT na żywność do końca roku

Pamiętacie jeszcze, że VAT na żywność w Polsce wynosi 5 proc.? Od lutego 2022 jest czasowo obniżony do zera. To duży koszt dla budżetu, ale oszczędność dla obywateli. Rząd od dawna zastanawia się nad likwidacją tzw. tarczy antyinflacyjnej. Przed wyborami decyzji nie podejmie, odkłada ją na listopad. O ile będzie to ten sam rząd.

"Na razie stawka zerowa obowiązuje tylko do końca tego roku. I to jest właśnie powód, dla którego nowy rząd – niezależnie od tego, kto go będzie tworzył – będzie musiał dość szybko zdecydować co dalej z jednym z kluczowych rozwiązań w sferze podatkowej" – pisze 300gospodarka.pl.

Problem polega na tym, że tarcze antyinflacyjne nie zmniejszają inflacji. A na dodatek są bardzo kosztowne dla budżetu. Zrezygnowanie z nich podbije jednak inflację, za którą – jak zwykle – najwięcej zapłacą najbiedniejsi. Problem jest więc skomplikowany.

Ile kosztują tarcze?

"Według szacunków Ministerstwa Finansów ubytek w dochodach z VAT wskutek wprowadzenia 0 proc. VAT na produkty żywnościowe objęte wcześniej stawką 5 proc. wyniósł w okresie marzec 2022 r. – styczeń 2023 r. ok. 8,5 mld zł, zaś w okresie od lutego 2023 r. do końca 2023 r. wyniesie ok. 10,5 mld zł – tak na pytania serwisu odpowiedziało ministerstwo finansów.

To jednak kwota obejmująca tylko żywność. Jak podają eksperci Fundacji Obywatelskiego Rozwoju samo "zamrożenie" cen prądu i gazu kosztować będzie w tym roku 66 mld zł. Utrzymanie zerowego VAT-u na żywność to dochody państwa niższe o 11 mld zł. A więc i tak za to wszystko płacimy, tyle że w podatkach i rosnącym długu.

"W istocie w tych niezwykle kosztownych programach chodzi tylko o pudrowanie inflacji przed zbliżającymi się wyborami, po których ceny znowu zaczną rosnąć. W przyszłym roku Polska ma być według prognoz Komisji Europejskiej inflacyjnym liderem Unii Europejskiej" – dodają eksperci.

Wyliczyli, że za sprawą zerowego VAT-u na żywność inflacja jest w tym roku niższa o ok. 1 punkt procentowy. "Zamrożenie" cen prądu i gazu to inflacja niższa o ok. 7,9 p.p. Przedwyborcze manipulacje cenami paliw przez Orlen ("nożyce" Obajtka) obniżyły inflację o ok. 0,7 p.p., a nowa lista leków refundowanych i obniżki cen biletów okresowych przez państwowe koleje – o ok. 0,1 p.p.

Jeśli dodamy te wartości do opublikowanego przez GUS szybkiego szacunku inflacji za wrzesień (8,2 proc. r/r), okaże się, że bez ręcznego sterowania wskaźnikiem inflacji przez rząd poziom cen wzrósłby o 17,9 proc. r/r.

Z inflacji cieszyć może się tylko rząd

Państwo zyskuje, ludzie biednieją – tak o inflacji pisze Ludwik Kotecki, członek RPP. Przypomina, że wysoka inflacja (np. taka, jak w Polsce) to ukryty podatek, który najmocniej uderza w najbiedniejszych. To ich kosztem rząd pokazuje rosnące słupki budżetu.

Kotecki ostrożnie szacuje, że w ubiegłym roku podatek inflacyjny wyniósł ok. 150 mld zł, a w ostatnich trzech latach to mogło być nawet 400 mld złotych. Tyle po cichu zabrało nam państwo.

"Wzrost cen przy wysokiej inflacji powoduje, że wpływy pochodzące z podatku VAT i podatku akcyzowego także są wyższe. Sytuacja nie wygląda inaczej w przypadku podatku PIT i składek na ubezpieczenie zdrowotne i emerytalno-rentowe pracowników – podnoszenie płac również wiąże się z koniecznością płacenia większych podatków" – zauważa członek RPP.

Zauważmy, że świetnym przykładem jest tu podnoszenie płacy minimalnej: to rząd ją podnosi, ale nie on ją płaci. Za to on zgarnia z tego tytułu wyższe podatki, składki i daniny.

Ludwik Kotecki dodaje, że państwo na wysokiej inflacji zyskuje, dzięki wyższych dochodom budżetowym. Kotecki przypomina, że historia zna wiele przypadków, kiedy rządy specjalnie psuły pieniądz i wywoływały inflację, by sfinansować swoje potrzeby.