10 milionów kopii Black Myth: Wukong w 3 dni! Gra bije rekordy, a w sieci huczy od... kontrowersji
Na Black Myth: Wukong (BM:W) czekało się długo, a gra od pierwszych zapowiedzi wyglądała olśniewająco. Jak na coś, co jest debiutem chińskiego studia Game Science, prezentuje się jak dzieło godne miana "gry nowej generacji".
Po premierze okazało się, że cudów nie ma, ale wciąż mamy najwyraźniej do czynienia z porządną grą, która w dodatku sprzedaje się jak świeże bułeczki. To nic dziwnego, gdy weźmie się pod uwagę jej ojczysty rynek.
Pamiętam jednak, że chińscy gracze potrafią w bardzo zorganizowany sposób manipulować ocenami gier.
Black Myth: Wukong – sukces, czy propaganda?
Gra jest rodzimie chińska. Czyli z kraju, który ma więcej niedzielnych graczy, niż całkowita liczba sprzedanych rekordowych produkcji, jak Cyberpunk 2077 albo Baldur’s Gate 3.
Dla porównania nasz sławny-niesławny hicior do tej pory sprzedał się w około 25 mln sztuk, podczas gdy w trzy dni BM:W zszedł w 10 milionach kopii, z przewidywanymi zarobkami na poziomie 420 mln dolarów – wedle jej twórców – Game Science.
Mówimy jednak o grze na podstawie jednej z najsłynniejszych sag kultury chińskiej, czyli "Wędrówce na Zachód". Przygody Małpiego Króla, Sun Wukonga, są rozpoznawalne szeroko poza Państwem Środka. Disney co prawda jeszcze nie zrobił animacji na ich podstawie, ale oferuje serial przygodowy na platformie streamingowej (mi się podobał).
Z recenzji wygląda na to, że jest to porządna gra akcji, wyglądająca jak bajka, ale nie wolna od problemów technicznych. Logicznie można założyć, że sprzedaż byłaby gorsza podobnie, gdyby była to produkcja dużo słabsza – ale trochę mam wątpliwości. W zalewie recenzji na Steam zdecydowana większość jest po chińsku, niektóre źródła podają 80-90 proc.
Może to być zrozumiałe za sam patriotyzm. Jakby nie patrzeć, u nas pewnie też nie brakuje ludzi, którzy kupują, bo "Polska górą!", tylko skala inna. Sam myślę z większą sympatią o licznych cyberpunkowych produkcjach z naszego podwórka.
Nie jestem w żadnej pozycji, aby obiektywnie wycenić sukces BM:W i odsiać chińskich graczy od reszty. Pewnie sprzedaż nadal byłaby bardzo dobra! Podchodzę do tematu jednak ostrożnie i sceptycznie, bo Chińczycy pokazywali już, jak potrafią manipulować wynikami.
Chińskie review bombing
Chińczycy są mistrza organizacji, aby stworzyć odpowiedni wizerunek. Albo go zniszczyć. Zjawisko review bombing, czyli zarzucaniu danego tytułu negatywnymi recenzjami, to istna plaga na otwartych platformach jak Steam, gdzie użytkownicy decydują o jakości produktu. Z własnych doświadczeń mogę sypnąć od razu przykładem Stellaris, strategii sci-fi, która swojego czasu została zgnojona przez graczy Państwa Środka za problemy z chińskim tłumaczeniem.
I jakiekolwiek działania które, chociaż odrobinę podpadną tej grupie użytkowników, kończą się zjadliwymi atakami. Tak było przy wycofaniu się Overwatch 2 z Chin. Z Genshin Impact za słabe nagrody dla graczy na Festiwalu Latarnii. Czy nawet przy zmianie tłumaczenia żartu w grze Kerbal Space Program z 2017 roku.
Przy tym jak chińscy gracze reagują gwałtownie na rzeczy, które im się nie podobają, nie jestem zdziwiony skokiem popularności Black Myth: Wukong.
To nie jest nowe odkrycie, że rynek chiński = kasa. Trzeba przy tym jednak chylić czoła i unikać pewnych tematów niemiłych reżimowym cenzorom, czego przykładem była zmiana plakatów z VII części Gwiezdnych Wojen, gdzie musiał zostać odsunięty w tło Finn, za swój kolor skóry.
Części zachodnich użytkowników taka polityka widocznie odpowiada. Co jest tematem oddzielnej rozmowy.
Black Myth: Wukong i polityka
I nawet nie chodzi mi o hejterskie teksty, jakie można znaleźć w recenzjach Steam, w stylu "czasem lepiej wesprzeć komunistów niż lewaków", rasistowskie odzywki czy odwoływanie się do teorii spiskowej o firmie Sweet Baby Inc. (doradców nt. mniejszości, którzy rzekomo mają kontrolować rynek gier). To już było przy innej wschodniej produkcji, Stellarblade, niekryjącej się z reklamowaniem siebie pupą głównej bohaterki.
I pewnie jeszcze dużo wody upłynie, nim takie teksty zejdą na zupełny margines, w branży gier i nie tylko. Udowodniły to dobitnie ostatnie igrzyska olimpijskie. W redakcji też czujemy hejt.
Mam teraz niesmak, gdy ci ludzie czepiają się mediów gamingowych, że… nie dudnią o sukcesie BM:W. Przeglądając sieć, natrafiam na wylewne komentarze, broniące chińskiej gry, jakby miała być zbawieniem świata gamingowego, więc należy o niej trąbić. Komentarze pojawiają się zwykle pod artykułami opisującymi np. problemy techniczne gry na różnych platformach. Bo jak to negatywna narracja, tak chwaliło się przecież inne gry, jak "tęczowego Baldurka", za ich popularność.
I to nieważne, że te portale poświęcały już newsy tematowi rekordowej sprzedaży.
Może to jednak nie ludzie a boty, reagujące alergicznie na dowolne hasła niepasujące do kreowanego obrazu? A może to pieniacze rzeczywiście zaangażowani w zwalczanie "woke" niczym Elon Musk na X. Tak czy owak, pomijając zarobki, sukces BM:W na obecną chwilę naprawdę trudno obiektywnie zmierzyć. Chińczycy sami to umiejętnie komplikują, bo jak każdy przekaz z ich coraz bogatszego i bardziej wypływowego kraju, do tej pory traktowanego jako "gospodarka rozwijająca się", należy bardzo ostrożnie filtrować.
Twórcy jeszcze sami dokładali solidne cegły do tego dyskursu – na wstępie deklarowali, że nie jest to gra z myślą o kobietach, a oddając produkt dla influencerów, prosili o unikanie rozmowy o "feministycznej propagandzie". Niestety zapomnieli przy tym o optymalizacji paru rzeczy, bo przez problemy z ustawieniami językowymi (gra się wieszała) część portali gamingowych nie mogła dostarczyć recenzji, nim odkryto źródło usterek.
Ja czekam jeszcze na swój czas z tą grą. Jeśli mi starczy cierpliwości, to do momentu, aż jej techniczne bolączki zostaną połatane. Lubię chińskie mity, postać Sun Wukonga, a do tego takie mroczne klimaty i widowiskowe potyczki z wymagającymi przeciwnikami. Chociaż twórcy zarzekają się, że to gra akcji, dla mnie ma DNA soulslike, czyli gier jak Dark Souls – dla mnie to słowo moim zdaniem bardziej oddaje wrażenia z gry, niż określa ich gatunek.
Jedno Wukongowi przyznam – małpiszon już na starcie wyciął niezły numer.
Czytaj także: https://innpoland.pl/207707,prawica-ma-obsesje-na-punkcie-osob-trans-czym-jest-transvestigation