Medyczna marihuana już nie przez teleporadę. Ekspert: Na tej zmianie zyskają tylko przestępcy
Nowe rozporządzenie zmienia treść dotychczasowej ustawy regulującej m.in. sposób przepisywania medycznej marihuany. Wprowadzony zostaje wymóg osobistego badania pacjentek i pacjentów przed wdrożeniem terapii konopiami.
Co to oznacza? To, że osoby chcące skorzystać z medycznej marihuany nie będą mogły tego zrobić, jak dotychczas, przy pomocy teleporady. W ten sposób będziemy mogli tylko kontynuować leczenie. Osoba wystawiająca receptę zobowiązana będzie dodatkowo do przeprowadzenia weryfikacji w systemie informacji w ochronie zdrowia, aby potwierdzić, że dotychczas przepisane leki są niewystarczające do terapii.
Cios w polski rynek konopny i wyzwanie dla pacjentów
Leczenie konopiami jest w Polsce legalne od 2017 roku. W tym roku wstrzymana została możliwość rozpoczęcia leczenia marihuaną przy użyciu receptomatów. Nowe rozporządzenie Ministerstwa Zdowia to kolejny krok w kierunku ograniczenia dostępności terapii konopiami.
Zmiana w prawie może zaszkodzić pacjentom i pacjentkom o ograniczonej mobilności. Dlaczego jest to istotne? Bo szereg chorób wpływających na zdolność poruszania się jest leczona właśnie medyczną marihuaną. Wśród nich znajdują się np. stwardnienie rozsiane, padaczka czy choroba Parkinsona.
Nowe ograniczenia według niektórych doniesień mogą wpłynąć również na całą branżę medycznej marihuany w Polsce.
"W tym momencie biznes konopny w Polsce otrzymuje jeden z największych ciosów w jego stosunkowo krótkiej historii" – pisze Mikołaj Rusin z portalu weedweek.pl.
"Przepisy, które wejdą w życie za 7 dni od ich oficjalnego ogłoszenia, ograniczą pracę wielu specjalistów, ograniczą potencjalne dostawy nowych surowców do Polski" – dodaje.
Recepta na dziurę w swetrze
– Ta decyzja to symptom zaostrzenia wojny z narkotykami, który bardzo martwi – mówi mi w rozmowie telefonicznej członek zarządu i rzecznik Społecznej Inicjatywy Narkopolityki, Jakub Nowak.
– Główną grupą, która zyska na tej zmianie, będą grupy przestępcze. To oni dostaną nową pulę klientów, których nie będzie stać na korzystanie z medycznych konopi. A klienci wrócą do dilerów i będą korzystać z konopi po pierwsze bez kontroli lekarza a po drugie substancja, którą będą przyjmować może okazać się bardzo niebezpieczna i silnie uzależniająca, bo jest np. spryskana syntetycznymi kanabinoidami.
Koszty generowane przez nową reformę są związane również z koniecznością dotarcia do lekarza specjalisty.
– Lekarzy specjalistów w tej dziedzinie jest w Polsce niewielu – mówi Nowak. – Mając teleporady, będąc w Warszawie, mogliśmy skontaktować się z lekarzem z Bydgoszczy czy Ostrołęki.
Według Jakuba Nowaka problem wystawiania recept na medyczną marihuanę bez uzasadnienia zdrowotnego faktycznie istnieje. Ostatnie rozporządzenie ministerstwa nie jest jednak jego rozwiązaniem.
– To nie może być tak, że wystawia się receptę na dziurę w swetrze. Tylko to nie jest problem z konopiami, tylko z etyką tych lekarzy. Tutaj najprostszym rozwiązaniem jest oczywiście legalizacja. To ona daje gwarancję bezpieczeństwa użytkownikom i nie pozwala na to, żeby lekarze łamali swój etos, przepisując recepty na konopie.
Zmiana retoryki
Decyzja Ministerstwa to również zmiana retoryki rządu wokół konopi. Powołano się w niej na ustawę sprzed niemal dwóch dekad, o przeciwdziałaniu narkomanii. Wśród środków objętych decyzją, obok produktów konopnych znalazły się natomiast silne opioidy: fentanyl, morfina i oksykodon.
Nowak: – To pewnie z jednej strony odwracanie podejścia przeciwników politycznych, ale moim zdaniem to absurd, że partia liberalna, która w trakcie ostatnich wyborów prezentowała się jako ugrupowanie centrolewicowe, wprowadza tego typu zakazy i sprawia, że polska narkopolityka jest jeszcze bardziej zamordystyczna.
W Polsce poparcie dla legalizacji marihuany cieszy się coraz większym poparciem. W ubiegłym roku opowiadało się za nim 40 proc. respondentów, a 15 proc. nie miało wyrobionej opinii na ten temat. Patrząc na przedział wiekowy 18-29 poparcie deklaruje już 60 proc. badanych.
– Dla mnie to zawsze wydawało się absurdalne, że w państwie demokratycznym można nie chcieć procedować ustawy cieszącej się takim poparciem społecznym – dodaje Nowak.