Nie wypuszczał jej z auta, póki nie zapłaciła. Szajka udająca taksówkarzy działa od lat

Sebastian Luc-Lepianka
20 grudnia 2024, 11:18 • 1 minuta czytania
Kobieta skorzystała z usług taksówkarza na Dworcu Centralnym. Za stosunkowo niedługi kurs policzył jej 360 złotych i nie chciał wypuścić jej z samochodu, póki nie zapłaciła. Policja jest bezradna.
Kobieta zapłaciła 360 złotych za krótki przejazd. Ofiar kierowców-naciągaczy jest więcej. Fot. Adam Burakowski/REPORTER/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Pasażerka wysiadająca na Dworcu Centralnym w Warszawie musiała zrobić niedługi kurs, ale akurat nie mogła znaleźć taksówki, a na kierowcę na aplikację nie mogła tyle czekać. Już była spóźniona do pracy. Zaczepił ją nagle mężczyzna podający się za taksówkarza i zagwarantował przejazd "zgodnie z taryfą". Zapłaciła 360 złotych.


Inne przewozy przez tego mężczyznę lub jemu podobnych kończyły się rękoczynami. 

Szajka "taksówkarzy" w Warszawie

Zdarzenie opisała TVN24. Poszkodowana kobieta, Klaudia, została zmuszona do zapłaty, bo inaczej mężczyzna nie wypuściłby jej z samochodu. Drzwi były rozsuwane i nie mogła sama wysiąść, a taryfa kierowcy niewidoczna dla pasażera

Sprawę zgłosiła policji. Mężczyzna i jemu podobni są znani funkcjonariuszom, ale formalnie robią wszystko zgodnie z prawem, ponieważ jako "przewóz osób" firma, dla której pracuje, ustala własne taryfy. Inni płacili 400-1000 złotych.

– Wiem, że to moja wina, ale byłam spóźniona i chciałam najszybciej jak to możliwe dotrzeć na miejsce. W dodatku miał na dachu napis "Taxi". Oczywiście sprawę zgłosiłam na policji na dworcu. Tam powiedzieli mi, że wiedzą o tym mężczyźnie i jemu podobnych. To cała szajka. Niestety nie mogą nic z tym zrobić, bo sprytnie omijają prawo. Nie są taksówkami, a "przewozem osób" i mogą wystawiać rachunki za przejazdy na kosmiczne kwoty – mówiła pasażerka cytowana przez TVN24.

Do nas odezwała się jej koleżanka. Otrzymaliśmy zdjęcie paragonu, jaki kierowca wystawił Klaudii.

Podobne wpisy można znaleźć w sieci. 1000 złotych za krótki przejazd. 300 zł i kolejne groźby o niewypuszczeniu pasażerki, póki ta nie zapłaci. Do tego groźby i wyzwiska, jeśli pasażer próbuje zawołać o pomoc.

Taki przypadek opisywaliśmy również na INNPoland, gdzie ofiarami była rodzina z Cypru. Oni mieli zapłacić 660 złotych.

"Wysokość rachunku oburzyła podróżników, a po krótkiej wymianie zdań kierowca zablokował zamki i ruszył z powrotem do Śródmieścia. Płaczące dzieci i obawa o własne bezpieczeństwo sprawiły, że rodzina obiecała zapłatę w euro. Kierowca zawrócił i odstawił ich z powrotem pod terminal. Podczas tego incydentu ciągle rozmawiał z kimś przez walkie-talkie" – pisał Konrad Bagiński.

Kierowcy działają od przynajmniej sześciu lat. Telewizja opisała podobną sprawę we wrześniu, gdzie kierowca zażądał od pasażera 400 złotych za cztery kilometry trasy. Doszło do rękoczynów, a na miejscu interweniowała policja.

Jakie są rzeczywiste stawki za taksówkę w Warszawie? Od lipca obowiązuje maksimum 5 złotych za przejazd jednego kilometra w dni powszednie w godzinach 6-22 (taryfa 1). W niedzielę, święta, 24 i 31 grudnia oraz w sobotę poprzedzającą Wielkanoc od godziny 19 maksimum rośnie do 7,5 zł (taryfa 2).

Opłata początkowa wszystkich taryf wynosi 10 złotych, a za godzinę postoju we wszystkich taryfach 50 złotych.

Czytaj także: https://innpoland.pl/137999,bat-na-zlotowy-zbulwersowany-wykopowicz-stworzyl-darmowa-aplikacje-majaca-monitorowac-uczciwosc-taksowkarzy