Są takie, gdy mistrz ceremonii mało się nie udusi, żeby się nie rozpłakać. Pamiętam ceremonię, którą prowadził Jacek. Od zawodowca wymaga się profesjonalizmu, od płaczu jest rodzina. To był pogrzeb pani, która zmarła na raka w wieku czterdziestu kilku lat. Była szeroko znana i bardzo lubiana. Przez salę ceremonialną, nabitą ludźmi, raz na jakiś czas przechodziła wręcz fizycznie wyczuwalna fala bólu, która kosiła tych ludzi. Ale takiego bólu, że zgina w pół.
Napisz do autora: rafal.badowski@innpoland.pl