Rozpoczęła się konferencja prasowa prezesa NBP Adama Glapińskiego. Szef banku centralnego tłumaczy wczorajszą decyzję Rady Polityki Pieniężnej (RPP) o utrzymaniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie. – Mamy polski cud gospodarczy – przekonuje. Jego zdaniem w kontekście PKB w sile nabywczej "za pięć lat dościgniemy Włochy".
Reklama.
Reklama.
Artykuł aktualizowany
Konferencja Glapińskiego. "Bardzo się cieszymy, że sytuacja jest lepsza"
W środę 4 stycznia Rada Polityki Pieniężnej (RPP) podjęła decyzję o utrzymaniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie. Główna stopa referencyjna wynosi nadal 6,75 proc. Ekonomiści spodziewali się takiego scenariusza.
To już czwarty taki ruch z rzędu – do października 2022 r. RPP podnosiła stopy procentowe jedenaście razy z rzędu. Dziś o powodach tej decyzji i ogólnej sytuacji gospodarczej Polski mówi na konferencji prasowejprezes Narodowego Banku Polskiego (NBP) Adam Glapiński.
– Nowy rok się dobrze zaczyna. Inflacja spadła i to znacząco niż oczekiwania rynkowe – rozpoczął szef banku centralnego. – Bardzo się cieszymy, że sytuacja jest lepsza, niż wszyscy się spodziewali – dodał. Dzisiaj Główny Urząd Statystyczny (GUS) poinformował, że w grudniu 2022 r. inflacja wyniosła 16,6 proc. rdr. Konsensus ekonomistów zakładał odczyt w wysokości 17,3–17,4 proc.
– Historia się nie powtarza, lecz się rymuje. Jesteśmy w sytuacji podobnej z samych początków RPP, czyli 25 lat temu. Choć jako państwo znajdujemy się w innej sytuacji, to znów zmagamy się z wysoką inflacją – tłumaczył.
Jak wskazał, nieodpowiedzialne byłoby podnoszenie stóp procentowych do wysokości inflacji, do czego nawołują "niektórzy publicyści".
Następnie przedstawił uwarunkowania decyzji RPP. Na wstępie zaznaczył, że w strefie euro widać spowolnienie gospodarcze. Jak wskazał, prognozy wskazują, że dojdzie do recesji technicznej. W tym kontekście wspomniał o głównym partnerze Polski – Niemiec.
– Na rynkach pracy sytuacja jest korzystna, ale płace realnie się obniżają, co negatywnie wpływa na konsumpcję, popyt i nastroje – oznajmił Glapiński. Zwrócił uwagę, że w ostatnim czasie ceny surowców energetycznych spadły, ale i tak są "dwukrotnie wyższe niż przed wojną". Jak tłumaczył, opóźnienia w łańcuchach dostaw są nadal odczuwalne.
"Wchodzimy na szczyt wierzchołka inflacji i razem będziemy z niego schodzić"
– Najnowsze dane wskazują na spadek inflacji w części gospodarek. W USA inflacja CPI obniża się od połowy roku. W strefie euro po spadku w listopadzie inflacja HICP prawdopodobnie obniży się w grudniu. Prognozy wskazują, że inflacja spadła w Niemczech, co jest dla nas istotne – podkreślił.
– Procesy dotyczące inflacji następują równolegle. W Polsce nic szczególnego się nie dzieje, idziemy z całym światem. Wchodzimy na szczyt wierzchołka inflacji i razem będziemy z niego schodzić. Spadek inflacji nie będzie gwałtowny i nagły – przekonywał prezes NBP. Jego zdaniem bardzo ważny jest spadek cen żywnościi produkcji.
- Jednak inflacja jest nadal bardzo wysoka – zaznaczył i przypomniał, że w krajach bałtyckich, w których obowiązującą walutą jest euro, wzrost cen przekracza 20 proc.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
"Mamy polski cud gospodarczy"
– Ośmielam państwa do używania określenia, że mamy polski cud gospodarczy. Mamy do czynienia z polskim cudem gospodarczym dzięki polskiej walucie, która się swobodnie kształtuje na rynku – stwierdził. – Wbrew czarnowidzom mamy stabilnego złotego – przyznał Glapiński.
Jak tłumaczył, inne banki centralne zaczęły zacieśniać politykę pieniężną rok po RPP i dlatego kontynuują podwyżki stóp procentowych. Kraje postkomunistyczne poszły ścieżką Polski. – Stopy procentowe i polityka pieniężna działają z opóźnieniem – wyjaśnił.
– Niektórzy mówią, że to błąd, że NBP gwałtownie nie podniósł stóp procentowych. To ludzie nieodpowiedzialni, nie obrażając ich, którzy często występują w jednej z telewizji. Oni abstrahują od kontekstu – jakie by to spowodowało bezrobocie, ile bankructw, ile rachunków ekonomicznych załamałoby się z dnia na dzień. W ogóle ich to nie obchodzi – przekonywał Glapiński.
Szczyt Giewontu i... pacjent chory na koklusz
– To tak, jakby rząd wziął jeden wskaźnik – tempo wzrostu gospodarczego – i abstrahując od inflacji, maksymalizował swoje wydatki. Oczywiście wzrost byłby wyższy, ale inflacja sięgnęłaby szczytu Giewontu, a może i Rys... Rysów. Rysów czy Rys. Wycofuję się z tego. Szczytu Giewontu – powiedział Glapiński.
– W Polsce odczujemy to hamowanie gospodarki bardzo mocno zarówno w postaci spowalniającego się wzrostu gospodarczego, jak i obniżającej się presji inflacji – stwierdził. – Niestety jest tak, że dążąc do obniżenia inflacji, stopniowego, kontrolowanego, cywilizowanego, jednocześnie obniżamy tempo życia gospodarczego. "Oziębiamy" gospodarkę – tłumaczył prezes NBP.
– To, co zrobiliśmy, wyprzedzając inne banki centralne, czyli "oziębienie" gospodarki, podwyższenie stóp procentowych, będzie w kolejnych kwartałach obniżało inflację. Nasze kolejne podwyżki działają, niektóre coraz silniej – przyznał. - Ważne, żeby nie oziębić gospodarki jak w latach 90., że przeziębiono pacjenta nadmiernie. Wyleczono go z kokluszu, a wpędzono w grypę, bo oziębiono tak, że pojawiły się masy zdesperowanych ludzi, szukających pracy – przekonywał Glapiński.
Jak dodał, w styczniu i lutym ceny wzrosną z uwagi na podwyżki cen administrowanych od początku 2023 r. - Ale teraz cieszymy się z tego, co jest. W marcu będzie nowa projekcja. Spodziewamy się, że na koniec roku inflacja będzie jednocyfrowa. W ostatniej projekcji jest chyba 8 proc. To byłaby wielka radość, a może będzie mniej niż 8 proc. Mam nadzieję, że nie więcej – oznajmił.
Glapiński tłumaczy, czym jest płaskowyż. "Schodzimy do doliny"
Następnie nawiązał do słynnego płaskowyżu, o którym mówił na poprzednich konferencjach. – Ile było śmiechu z tym płaskowyżem Glapińskiego. Co to jest płaskowyż? Proszę zobaczyć w encyklopedii. To jest jakieś wzniesienie terenu, strome podejście, potem płaskowyż, górki, dołki, na podobnym poziomie. Potem płaskowyż kończy się znów stromym zejściem. Jak ktoś chodził po Tatrach czy Bieszczadach, to wie, co to jest płaskowyż. Byliśmy na tym płaskowyżu i nadal jesteśmy – przekonywał prezes NBP.
– W życiu są i złe zaskoczenia i dobre zaskoczenia. W zeszłym roku były złe zaskoczenia, a teraz widzimy spadek, schodzimy do doliny – oznajmił. Jego zdaniem "ludzie z Warszawy nie interesują się cenami chleba, masła, ziemniaków". – Wydają pieniądze na dobra ponadpodstawowe – ocenił.
Jak tłumaczył, wynagrodzenia będą niebawem "najwyższe w historii". – Do połowy maja zeszłego roku średni wzrost płac nadążał za inflacją – zwrócił uwagę Glapiński.
Presja w kierunku obniżania inflacji pojawia się dopiero wtedy, kiedy płace nie nadążają za inflacją, za cenami. To jest to lekarstwo – dostajemy ten zastrzyk penicyliny czy czegoś tam w pupę, to boli, potem może nam dolegać, ale ma nam pomóc. Tylko żeby się w ludzkich warunkach dokonywało – wskazywał.
Co dalej ze stopami procentowymi?
Jak przyznał, "ma nadzieję", że stopy procentowe zostaną obniżone pod koniec tego roku. – Zobaczymy, ja cały czas mam taką nadzieję, mniejszą niż poprzednio, ale mam – oznajmił.
Glapiński wyjaśnił, że stopy procentowe można obniżyć dopiero wtedy, gdy "jesteśmy w takiej sytuacji, że zwiększony popyt nie spowoduje wzrostu inflacji". – Obniżenie stóp to jest dopuszczenie więcej krwi do organizmu, więcej pokarmu, gospodarka wchodzi na wyższy bieg – tłumaczył.
"Za pięć lat dościgniemy Włochy". Glapiński o przyjęciu euro
W dalszej części wystąpienia Glapiński zaprezentował prognozy ekonomiczne na kolejne lata. – My zaraz, jeśli utrzymają się wszystkie trendy z ostatnich kilkudziesięciu lat, to dościgniemy Włochy w kontekście PKB w sile nabywczej, realnego PKB – przekonywał Glapiński.
Jego zdaniem "Hiszpanię dogonimy za trzy lata, Włochy za pięć lat, a Francję – osiem lat". W ocenie szefa banku centralnego doprowadzi do tego "wydajna praca" i wykształcenie Polaków. – Polska dochodzi do stołu, do pierwszego rzędu. Jakbyśmy byli Niemcami, czy Francuzami też byśmy niechętnie patrzyli na takiego rozpychającego się – ocenił.
Glapiński wytłumaczył, jakie będą skutki przyjęcia euro przez Polskę. – Główną stratą będzie spowolnienie tempa wzrostu. A my już łapiemy za nogi Francuzów, a pod kolana Hiszpanów, a potem Włochów. To jest nasza szansa pokoleniowa – przekonywał.