Embargo na ukraińskie zboże, które obowiązuje od soboty 15 kwietnia, może mieć duży wpływ na stan polskich portfeli. "Rzeczpospolita" donosi, że niewykluczone są podwyżki cen niektórych produktów.
– Artykuły spożywcze są w ostatnich miesiącach liderem podwyżek w koszyku inflacyjnym, a nagłe ograniczenie podaży może w pewnym stopniu przełożyć się na zwiększenie kosztów przetwórców – wskazuje w rozmowie z dziennikiem Artur Waraksa, specjalista sektora agro w ING Banku Śląskim.
Z kolei Jakub Olipra, starszy ekonomista Credit Agricole Bank Polska i ekspert ds. żywności, skutki zakazu wywozu ukraińskiego zboża będą różne, ponieważ "inaczej zachowują się ceny jaj i drobiu, a inaczej zbóż".
Analityk zwraca uwagę, że w Europie Zachodniej jest duży popyt na polski drób i jaja z powodu ptasiej grypy i drogich pasz. – Jeśli do tego nagle zniknie podaż ze strony Ukrainy, to pojawi się przestrzeń do dalszego wzrostu cen jaj i mięsa drobiowego – prognozuje Olipra.
Natomiast na ten moment nie ma ryzyka, że ceny samych zbóż wystrzelą w górę. A to dlatego, że ten rynek jest uzależniony w dużej mierze od tego od tego co dzieje się na świecie, a nie w poszczególnych państwach. Tymczasem zboża tanieją na światowych giełdach.
– Nie spodziewam się, by u nas cena zboża na skutek embarga wystrzeliła w górę – przyznaje Olipra. Jak tłumaczy, gdyby cena odbiegła w dół, to "popyt zagraniczny na nasze zboża szybko by wzrósł i znalazłby się sposób, by je szybko wywieźć", a tak się jednak nie dzieje.
W ocenie analityka Credit Agricole embargo może wpłynąć na dynamikę cen żywności. Była przestrzeń do bardziej imponujących obniżek cen, ale embargo na ukraińskie zboże może sprawić, będą "spadać wolniej". Patrząc na całą Europę, to lokalnie mogą wahać się też ceny owoców, warzyw oraz miodu.
Jakie produkty obejmuje embargo na ukraińskie zboże? Zakaz wywozu dotyczy kilkunastu grup towarowych. To np. zboże, mięso drobiowe, wołowina, wieprzowina, baranina, owoce i warzywa, cukier, mleko (i jego przetwory), miód, wino. Zdaniem niektórych analityków ta decyzja została podjęta "gwałtownie", więc niewykluczone, że wpłynie na produkcję w niektórych zakładach.
We wtorek 18 kwietnia minister rolnictwa i rozwoju wsi Robert Telus poinformował, że Polska osiągnęła porozumienie ze stroną ukraińską w sprawie zboża. – Żadna tona zboża nie zostanie w Polsce. Towary będą przewożone tranzytem przez Polskę. Przez pewien czas będzie konwój każdego transportu przez Polskę – tłumaczył szef resortu.
Granica ma zostać odblokowana w piątek o północy. Telus zapewnił, że tranzyty będą monitorowane i plombowane. Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda dodał, że "nie będzie można zmienić miejsca docelowego" takiego transportu.
Rolnicy podchodzą sceptycznie do tych zapewnień. Wskazują, że rządzący podali bardzo mało szczegółów i mają wątpliwości co do monitorowania transportu. Przypominają, że tranzyt miał obowiązywać od roku, a okazało się, że zboże było de facto importowane. Przedstawiciele Agrounii uważają, że to "mydlenie oczu" i apelują o utworzenie komisji śledczej w sprawie ukraińskiego zboża.
O co chodzi w aferze z ukraińskim zbożem w Polsce? Nasz kraj miał być jedynie miejscem tranzytu, ale nie podołaliśmy temu zadaniu.
Z jednej strony nie jesteśmy w stanie go szybko eksportować, ponieważ nie posiadamy wystarczającej liczby ciężarówek, wagonów czy portów. Z drugiej strony nie mamy miejsca na magazynowanie zboża. W efekcie zboże z Ukrainy zostało w Polsce i zdestabilizowało rynek.
Rolnicy mają pretensje do byłego już ministra rolnictwa i rozwoju wsi Henryka Kowalczyka, który zapewniał, że zboże podrożeje. W związku z tym wstrzymali się z jego sprzedażą, licząc na większy zysk za kilka miesięcy. Tak się jednak nie stało, bo Polskę zalewa ukraińskie zboże, a polskie zalega w prywatnych magazynach rolników. W związku z tym trwają protesty m.in. w Szczecinie i Hrubieszowie.