Przy skrzyżowaniu ul. Dolnej i Sobieskiego w Warszawie od 30 lat stoi budka z kurczakami z rożna. To mała rodzinna firma, która od dawna jest na celowniku urzędników.
Czarne chmury zebrały się nad budką już w 2018 r. Wówczas drogowcy wydali negatywną decyzję w sprawie pawilonu. "Gazeta Stołeczna" wskazywała wówczas, że Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego miało wątpliwości, czy budka wykonana z blachy pasuje do krajobrazu.
Mieszkańcy byli oburzeni tą sytuacją i wystartowali z akcją "Nie dla likwidacji kurczaków". Pod presją opinii publicznej urzędnicy odpuścili, ale jednocześnie postawili właścicielom budki ultimatum – lokal miał przejść metamorfozę.
Wojciech Wagner, zastępca dyrektora biura architektury, przyznał w rozmowie z "Gazetą Stołeczną", że zdaniem urzędników "obiekt nie jest urbanistycznie wartościowy". Mimo tego dali szanse na poprawę.
Wytyczne nakazały właścicielom odświeżenie kolorystyki i wnętrza. Właściciele zgodzili się na te warunki, a po renowacji liczyli na to, że biznesowi nie będzie już nic zagrażało. Przeliczyli się.
Wątpliwości znów ma Zarząd Dróg Miejskich (ZDM). Jak donosi TVN24, drogowcy nie chcą przedłużyć umowy na wykorzystania pasa ruchu. Bieżący kontrakt wygasa w 2024 r.
"Jesteśmy zmuszeni jeszcze raz udowadniać, że zasługujemy na zajęcie kilkunastu metrów kwadratowych na skrzyżowaniu Dolnej i Sobieskiego" – piszą właściciele na Facebooku.
Podejrzewają, że "decyzja wydaje się mieć związek z budową linii tramwajowej". We wpisie zwracają jednak uwagę, że ani Zarząd Zieleni Warszawy, ani Tramwaje Warszawskie "nie dały żadnych zastrzeżeń co do lokalizacji".
W ich ocenie ZDM powołuje się na te same argumenty, co cztery lata temu. Ma chodzić o uporządkowanie przestrzeni Traktu Królewskiego. "Nie możemy doczytać się, jak to uporządkowanie ma wyglądać, jedynie dowiadujemy się, że tym uporządkowaniem ma być nasza likwidacja" – przyznają z bólem właściciele.
Pod wpisem pojawiło się mnóstwo komentarzy od poruszonych użytkowników. "Jesteśmy z wami", "Murem za kurczakiem" – takie wpisy przewijają się w mediach społecznościowych.
W obronie lokalu powstała petycja, pod którą podpisało się 6,5 tys. osób. "Nasi klienci mówią jednym głosem, że jesteśmy kultowym miejscem, które wrosło się w mokotowską tkankę miejską. Chodzą do nas od dziecka, zaprowadzały ich do nas babcie, dziadkowie, rodzice. Dorastali z Nami. A my mamy dalej siłę i energię prowadzić ten pawilon. Zatem, komu to przeszkadza?" – czytamy w petycji.
Właściciele już przygotowali odwołanie od decyzji, w której domagają się "umożliwienia dalszego prowadzenia obecnej działalności gospodarczej poprzez przedłużenie umowy dzierżawy na okres kilkuletni".
Tymczasem rzecznik ZDM Mikołaj Pieńkos przyznał w rozmowie z TVN24, że nikt nie rozwiązał żadnej umowy z przedsiębiorcami.
– Jestem zaskoczony sugestią, że jakaś umowa została wypowiedziana lub przedsiębiorca musi nagle opuścić teren. To nie jest prawda. Właściciel został poinformowany, że docelowo powinien szukać normalnego lokalu, a nie prowizorycznego pawilonu, który funkcjonuje tam tymczasowo – podkreślił.
Przedstawiciel ZDM dodał, że "umowa jest podpisywana na okres 1–2 lat" i "ostatecznie każdy musi się spodziewać, że w pewnym momencie zgoda zostanie wycofana".
Do argumentów ZDM już odnieśli się właściciele. Jak tłumaczą w kolejnym wpisie na Facebooku, wniosek dotyczył okresu do 30.06.2025 r.
Do równie kuriozalnej sytuacji doszło niedawno w Krakowie. Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, restauracja "Hummus Amamamusi" skorzystała z rządowej tarczy antykryzysowej, a teraz musi oddać państwu aż 235 tys. zł.
Bartosz Marczuk z Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR) tłumaczył, że firma nie wykazała wystarczającego spadku przychodów. – Był to 30-procentowy spadek, natomiast ta firma wykazała akurat 26-procentowy – wskazał.