
Polska wkroczyła w okres kryzysu demograficznego, alarmuje Główny Urząd Statystyczny. Zdaniem profesora Piotra Szukalskiego z Uniwersytetu Łódzkiego nie ma na to innego lekarstwa, niż migracja.
11 lipca obchodzimy teraz nie tylko nowe święto państwowe, ale i Światowy Dzień Ludności. Dla wielu krajów oznacza to przypomnienie o postępującym kryzysie demograficznym i Polska nie jest tu wyjątkiem. Kiedy w Polsce straszy się migrantami, ekspert ds. populacji z Uniwersytetu Łódzkiego zauważa, że polityka otwartych granic może pomóc na problemy starzejącego się społeczeństwa.
Kryzys demograficzny w Polsce
Wedle szacunków GUS, w 2060 roku będzie nas 30,9 mln, a połowa mieszkańców będzie miała ponad 50 lat. To spadek populacji o 6,7 mln w porównaniu do kwietnia bieżącego roku. Szacunki ONZ podają z kolei, że do 2100 roku populacja Polski spadnie do ok. 19 mln.
Niezależnie od prognoz, zjawisko jest dostrzegalne. Przykładem jest małe miasteczko Ząbkowice, gdzie na 5 urodzeń umierają 363 osoby. W Radomiu, w porównaniu do 1999 roku, populacja w 2023 r. spadła o 35 tys. mieszkańców.
Nie da się przewidzieć zjawisk losowych, jak pandemia COVID-19, podczas której wzrosła śmiertelność na całym świecie.
"Jeśli nie migracja, to na dzisiaj nie ma innej możliwości powstrzymania procesu wyludniania się naszego kraju" – powiedział Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego, w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Profesor jest jednak przekonany, że migracja pomoże na kryzys demograficzny. Otwarcie granic jego zdaniem podniosłoby populację do 60-70 milionów. Przypomina, że poziom życia w Polsce wciąż się podnosi, mamy chłonny rynek pracy, opiekę medyczną, darmowe szkoły, a także stosunkowo niskie koszty życie, w porównaniu do krajów zachodu Europy.
"Dla 20-30 proc. najuboższej ludności świata żyjemy w raju" – zauważa ekspert.
Co ze spadkiem dzietności?
Dorastające obecnie pokolenie Z i wielu Milenialsów podejmuje decyzję o rezygnacji z posiadania dzieci. Wedle prof. Szukalskiego, to kwestia rozdzielenia sukcesu życiowego od zakładania rodziny.
Ekspert zaznacza, że jest to zjawisko obecne na całym świecie. W Europie współczynniki dzietności są niższe, niż te odnotowane 5 lat temu.
Młodzi ludzie mają starać się unikać porażek i mniej decydują się na poświęcenia, jakie wiązane są z posiadaniem dzieci.
Wedle danych GUS w Polsce w 2024 r. współczynnik dzietności wynosi około 1,1. To średnia liczba dzieci, które urodziłaby przeciętnie kobieta ciągu całego okresu rozrodczego.
W 2025 r. to już 1,03. Statystycznie mamy jedne z najgorszych wskaźników urodzeń w Europie.
"Utrzymywanie się współczynnika dzietności na poziomie 1,2 czy poniżej tak naprawdę oznacza, że pokolenie dzieci jest o jakieś 40 proc. mniejsze niż pokolenie rodziców" – informował prof. Szukalski.
Zobacz także
Źródło: Nauka w Polsce, RMF24.
