
Platforma stworzona do budowania kariery i nawiązywania kontaktów zawodowych coraz częściej przypomina zbiór wpisów, które balansują na granicy absurdu. Od strzelanin i śmierci przyjaciół po oświadczyny i zwolnienia – wszystko staje się pretekstem do "lekcji o sprzedaży". Ekspert ostrzega: to strategia na zasięgi, nie profesjonalizm.
"Przeżyłem strzelaninę. Oto czego to doświadczenie nauczyło mnie o sprzedaży" – czytam w jednym z postów na LinkedIn. Pod nim hasztagi: #trauma, #strzelanina, #sprzedaż.
To znany format na platformie społecznościowej stworzonej do nawiązywania kontaktów zawodowych, szukania pracy i budowania marki osobistej.
"Przyjrzyjcie się tej twarzy! To najgorszy klient, jakiego miałem" – rozpoczyna swój post inny użytkownik. Szybko okazuje się, że to pożegnalny wpis dla jego przyjaciela. "Mark umarł w zeszłym tygodniu".
LinkedIn został założony przez Reida Hoffmana wraz z zespołem byłych pracowników PayPala i Socialnetu. Wystartował w 2003 roku, a w 2016 został przejęty przez Microsoft za ponad 26 mld dol. (to wciąż największy jednorazowy zakup dokonany przez firmę).
Obecnie LinkedIn przeżywa nowe życie. Przyciąga coraz więcej osób, w tym również młodych. W ubiegłym roku platforma przekroczyła miliard zarejestrowanych użytkowników (choć w Polsce ten wynik od dawna oscyluje w granicach 5 mln).
Równocześnie posty na LinkedIn robią się coraz bardziej oderwane od rzeczywistości. Od publikacji w stylu "czego śmierć przyjaciela nauczyła mnie o sprzedaży", po surrealistyczne opowieści z rozmów o pracę – użytkownicy LinkedIn sięgają po coraz bardziej drastyczne sposoby, żeby zbudować swoją markę osobistą na platformie.
Czego oświadczyny nauczyły mnie o sprzedaży b2b
Na początku lipca Microsoft ogłosił redukcję 9 tys. etatów, która uderzyła przede wszystkim w pracowników Xboxa.
Wtedy Matt Turnbull odpalił aplikacje LinkedIn.
"W tych trudnych czasach, kiedy musisz nawigować swoim zwolnieniem czy nawet przygotowując się na nie, pamiętaj, że nie musisz tego robić sam" – napisał producent wykonawczy w Xbox Game Studios Publishing.
Ten brzmiący niewinnie post szybko zrobił zwrot o 180 st. Zamiast słów wsparcia, Turnbull zasugerował zwolnionym pracownikom zwrócić się o pomoc do AI.
"Oto kilka pomysłów promptów, które mogą ci pomóc, kiedy czujesz się przytłoczony".
Pracownikom w trudnej sytuacji emocjonalnej zasugerował, żeby wpisali w ChatGPT: "Po tym, jak zostałem zwolniony, walczę z syndromem oszusta. Czy możesz pomóc mi przeformułować to doświadczenie, w taki sposób, żebym przypomniał sobie, w czym jestem dobry?"
To bezduszne podejście do pracy to niemal znak rozpoznawczy postów na LinkedIn. Użytkownicy i użytkowniczki próbują przeformułować tragiczne doświadczenia, jako okazje do zwiększenia sprzedaży i rozwoju kariery.
"Niepopularna opinia: powinniśmy nałożyć wyższe podatki na biednych, nie na bogatych" – podzielił się swoim pomysłem Rob Moore przed publicznością niemal 100 tys. obserwujących na platformie.
"Oświadczyłem się swojej dziewczynie, oto czego nauczyło mnie to o sprzedaży typu b2b" – pisze Brian Shankman, którego obserwuje ponad 10 tys. osób.
Co więcej, znaczna część postów na platformie została wygenerowana przez sztuczną inteligencję. Jak wyjaśnia w rozmowie z INNPoland Wojtek Kardyś – ekspert od social media i komunikacji internetowej, już ponad połowa wpisów na LinkedIn została wygenerowana. A ich autorzy starają się wykorzystać kontrowersje do budowania zasięgów.
Nie bierz ich na poważnie
Według Wojtka Kardysia nie powinienem pisać tego tekstu.
– Nie powinniśmy brać tych postów na poważnie – powiedział mi w rozmowie telefonicznej. – Ich celem jest wyłącznie zwiększenie zasięgu przez kontrowersje. Jeżeli coś jest absurdalne, niemal na pewno zostanie zescreenowane i podane dalej, przez co ich twórcy zyskują obserwatorów. Nie powinniśmy na nie zwracać uwagi i generować im zasięgu, nawet w postaci ironicznego komentarza.
Według specjalisty od mediów społecznościowych podobne wpisy stały się trendem na platformie. A na LinkedIn trafił z innych mediów, takich jak Twitter czy Instagram.
– Krytykuję ten trend, ponieważ świadczy o braku profesjonalizmu i komicznym podejściu do personal brandingu. Jeśli jesteś komikiem, masz do tego prawo. Jeśli jesteś przedsiębiorcą lub pracujesz na etacie, to tylko się ośmieszasz – mówi Kardyś.
Według niego możemy w ostatnim czasie obserwować zmiany na platformie.
– LinkedIn powoli się profesjonalizuje. To już nie tylko szukanie pracy, ale także dzielenie się doświadczeniami. Jest bardzo dużo kontentu coachingowego, na zasadzie "wstawaj o piątej rano". Niestety, tego jest bardzo dużo – podsumowuje mój rozmówca.
Zobacz także
